Star Trek: Strange New Worlds od początku proponuje odcinki nie tylko związane emocjonalnie z wybranymi bohaterami tygodnia, ale też jest w tym wszystkim miejsce na humor i akcję. Jednak w epizodzie zatytułowanym Lost in Translation, oprócz wspomnianych elementów, mamy też nieco większy nacisk położony na inne emocje, takie jak choćby poczucie straty, ale też odszukiwanie w sobie pokładów empatii. Jednocześnie nie zabraknie i tym razem motywów charakterystycznych dla Star Treka i w tym tygodniu będzie to odkrywanie nowego gatunku. Odcinek w większości skupiony jest na Uhurze, ale sporo miejsca poświęcono także Pelii Carol Kane i Jamesowi Kirkowi, który zdaje się mieć coraz większy udział w przygodach naszych bohaterów. Ba, dojdzie nawet do jego pierwszego spotkania nie tylko z Kapitanem Pike'em, ale też ze Spockiem pod koniec odcinka, co jest na pewno miłym dodatkiem dla fanów, ale twórcy jak zawsze potrafią skutecznie dawkować tego typu fanserwis i dobrym tego podkreśleniem jest odcinek siódmy, o którym więcej będzie w dalszej części recenzji.
materiały prasowe
Wracając jednak do Uhury, to systematycznie rozwijany jest jej wątek jako bardzo młodej osoby, która zajmuje się tłumaczeniami na USS Enterprise, ale ciągle obecny jest przy niej syndrom oszusta i nieświadomie pracoholizmem stara się zapracować na uznanie nie tyle ze strony innych członków załogi, co przede wszystkim przez siebie samą. Do tego powracamy do wydarzeń z premierowego sezonu, kiedy to dochodzi do śmierci jej przyjaciela, Hemmera. Przez długi czas był to nieprzepracowany problem Uhury i nowy odcinek pozwala powrócić do tego wątku i zwieńczyć go bardzo udaną klamrą. Pojawienie się Kirka zostało bardzo sprytnie wplecione w fabułę, ale najważniejsze, że jego obecność służy postaci Uhury. Fani serii wiedzą, jakie są powiązania między tymi postaciami w kanonie, ale to nie ma żadnego znaczenia dla opowiadanej historii. Jej emocjonalny wątek dominuje, ale też sporo czasu poświęcono aspektowi jej umiejętności i prób odkrywania sposobu na skomunikowanie się z obcym gatunkiem. Początkowo wydaje się, że jest to dla załogi nowe zagrożenie, ale z czasem przekonujemy się, że nic nie jest takie, jak może nam się wydawać przez nasze uprzedzenia lub inne konteksty. Też nie ma się co dziwić Uhurze, która najpierw doświadcza czegoś na wzór ataku zombie, a potem istnieje ryzyko, że zostanie zgnieciona przez ściany statku. Nie pierwszy raz zatem główny motyw odcinka wypada najlepiej, natomiast rozgrywający się równolegle wątek Uny i wspomnianej Pelii Carol Kane nie jest już tak angażujący. Jasne, był istotny i też sprytnie powiązany z resztą, ale był raczej celowym uspokojeniem narracji, co odciągało jednak od tego, co było najciekawsze w samym odcinku. Dla odmiany znacznie lepiej wypadła relacja Kirka ze swoim bratem, Samuelem i świetnie wypadła chemia między aktorami, którzy na pewno świetnie bawili się podczas wspólnej pracy na planie. Najważniejsze jednak, że w praktycznie każdym wątku tego odcinka odnajdujemy wspólne i spójne tematy, a szczególnie w przypadku Uhury jej przerobienie problemów wypada zdecydowanie wiarygodnie i jest to mocną stroną odcinka.
materiały prasowe
+7 więcej
Siódmy odcinek zatytułowany Those Old Scientists jest natomiast typowo rozrywkowym podejściem związanym z regułami rządzącymi obecnie telewizją. Warto jednak nadmienić, że połączenie Star Trek: Strange New Worlds z serialem animowanym Star Trek: Lower Decks wypada zwyczajnie uroczo i twórcy mimo tej oczywistej zabawy, dalej są zainteresowani opowiadaniem historii. Pojawienie się kreskówkowych postaci w świecie live-action wypada przyzwoicie, ale też nikt nie wymaga od widza znajomości animowanego serialu. Pierwsza kreskówkowa sekwencja właściwie wystarczy, aby połapać się w tej historii. Jest to świat Star Treka, tutaj pojawienie się podróżników w czasie jest normalnym dniem w biurze, więc też widzowie zapewne są zaprawieni w tego typu sytuacjach. Inna sprawa, że naprawdę zabawnie wypada sposób, w jaki Jack Quaid i Tawny Newsome wypadają w aktorskiej wersji. Ich ekspresja przypomina to, co widzowie oglądają w serialu animowanym i te oczywiste sugestie są zwyczajnie zabawne. Z tego typu okazji twórcy bardzo chętnie korzystają, co może nie tyle staje się po czasie męczące, co jednak jest tutaj odczuwalna próba sprezentowania fanom czegoś ekstra. Jeśli ktoś śledzi tylko Strange New Worlds, może nie do końca czuć zaangażowanie w oglądanie zafascynowanych spotkaniem swoich idoli bohaterów z przyszłości. Są tutaj zatem wszystkie plusy i minusy tego typu crossoverów, ale osobiście jestem pod tak dużym wrażeniem umiejętności serwowania fanserwisu przez twórców, którzy ewidentnie kochają ten świat i opowiadanie historii, że zwyczajnie taka jednorazowa akcja jest jak najbardziej do przełknięcia. Tym bardziej, że sama kreskówkowa sekwencja z początku odcinka sugerują, jak mocno różnią się oba seriale w tonie i treści, a jednak udało się to ciekawie połączyć. Nie jest to w żadnym wypadku idealne, ale biorąc pod uwagę poziom trudności tego zadania, to ostatecznie była to przyjemnie spędzona godzina z tak nietypowym crossoverem. Takie podróże w czasie stwarzają wiele szans, ale tez z perspektywy widza może padać wiele pytań na temat tego, jak mają zachować się postacie z przyszłości w przeszłości, znając los spotkanych legend. Dla mnie było to mniej interesujące, ale oczywiście w przypadku takich zabaw twórców każdy z nas może mieć inną na to tolerancję.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj