Star Wars Rebelianci ("Star Wars Rebels") ukazuje kolejną misję załogi Ducha, w której pierwsze skrzypce odgrywa młody Ezra Bridger. Jest to ruch interesujący, bo pozwala pokazać bohatera w odłączeniu od grupy. Wbrew pozorom nie wygląda to tak źle, jak oczekiwałem, bo perypetie w imperialnej akademii są naprawdę niezłe. Co prawda samo szkolenie kadetów wydaje się banalne i mało pomysłowe, ale są w tym pozytywne elementy, które rozwijają postać Ezry. Musi on podejmować trudne decyzje, które zmuszają go do radykalnych kroków - oszustwa i manipulacji kimś, kto tak naprawdę jeszcze nie jest zepsuty przez imperialną machinę. To pokazuje tę postać w innym, ciekawszym świetle, bo jednocześnie pozwala trochę dojrzeć Ezrze. Zauważmy, że w przypadku jego misji nie doszło do jakichś dziecinnych i głupkowatych zagrań. Naturalnie wykradzenie karty z gabinetu agenta Kallusa może być troszkę naciągane, ale w Rebeliantach bywały gorsze momenty. Traktuję to jako delikatny progres.
Gorzej wygląda zachowanie samych imperialnych, które zostało już wstępnie nakreślone w pilocie Rebeliantów. Chodzi mi o zwyczajne zachowania bez pomyślunku - coś wybuchło i od razu jesteśmy atakowani? Taka dziwna paranoja to chyba, delikatnie mówiąc, przesada. Nawet w filmach fajtłapowaci imperialni najpierw sprawdziliby, przygotowali szybko ewentualną obronę, a nie szli na żywioł. Postacie zwyczajnych żołdaków Imperium muszą w tym serialu zostać rozbudowane. Dobrze przynajmniej, że Kallus i przede wszystkim Inkwizytor sprawiają pozytywne wrażenie.
[video-browser playlist="632876" suggest=""]
Plus za powiązanie szkolenia kadetów z pracą Inkwizytora. To jest nawet ciekawa i na pewno skuteczna metoda pozbywania się adeptów Mocy. Tylko czy na pewno się ich pozbywają? Bo jak z nowej wersji pilota wiemy, że Inkwizytor ma zabijać dzieci podatne na Moc, to tak naprawdę mowy o nastolatkach za bardzo nie było. Zwłaszcza że Ezry nie chciał zabić w poprzednim odcinku i wolał go skusić do przejścia na Ciemną Stronę Mocy. Pozostaje więc pytanie, co zdaniem twórców Rebeliantów dzieje się z podatnymi na Moc kadetami, po których przyjeżdża Inkwizytor. Przypuszczam, że ten wątek nie przypadkiem się tu pojawił i jeszcze zostanie rozwinięty.
W cała akcji z ucieczką słychać oczywiście echo wydarzeń z Powrotu Jedi, lecz tym razem zamiast Ewoków w robocie kroczącym mamy młodych kadetów. Motyw raczej poprawny - nie porywał i nie dostarczył tylu wrażeń, ilu powinien. Brakowało w tym jakiejś większej nutki niebezpieczeństwa, by widz mógł poczuć, że życie Ezry jest zagrożone i potrzebuje on wsparcia sojuszników. Końcowa rozmowa z kadetem, który chce zostać w celu odnalezienia swojej siostry, wydaje się potwierdzeniem tego, że wątek młodych adeptów Mocy jeszcze odegra w tym serialu jakąś rolę.
Czytaj również: "Gwiezdne Wojny" - o kim mogą powstać spin-offy
Niby wyszedł z tego niezły odcinek, w którym na przesadne głupoty ani nudę nie można było narzekać, a do tego dobrze rozwija się kilka elementów fabuły, jednak pomimo poprawnej roli Ezry w tej odsłonie jest za wcześnie, by dostawał on praktycznie samodzielne misje, bo jako widz jeszcze nie darzę go taką sympatią. Star Wars Rebelianci działają najlepiej, gdy obserwujemy grupę lub co najmniej duet w akcji (solidne rozbudowanie relacji Zeba i Ezry w jednym z odcinków).