Po mocnym wejściu Wielkiego Admirała Thrawna mamy powrót Dartha Maula. Ten odcinek wyraźnie pokazuje, że wyrasta on na ważną personę w galaktyce, która jak na razie opiera się na prywatnych pobudkach. Widać, że nie obchodzi go walka Imperium z Rebelią. Ma własny cel i poszukuje odpowiedzi na ważne pytanie. Trudno do końca powiedzieć, czego dokładnie Maul szuka, bo na razie dostajemy skrawki, sugestie, które pozwalają jedynie wysnuwać teorię, ale informacji zdecydowanie jest za mało. Dobrze, że nie traci on nic ze swojego charakteru, który skrupulatnie jest budowany od czasu serialu Star Wars: The Clone Wars. Bezwzględność, porwanie załogi Ducha i odpowiednie działania manipulacyjne mogą się podobać. Dobrze, że nikt nie próbuje robić z niego głupca i pomimo uwolnienia się załogi Ducha bez problemu sobie z tym radzi. Nie brak przyjemnego nawiązania do poprzedniego serialu, kiedy to Maul przez chwilę był władcą planety Mandalorian. Takie smaczki zawsze na plus. Nieźle działa wątek postaci Bendu, który ponownie dobrze wkomponowuje się w fabułę serialu. Wiemy, że w tym odcinku celem jest naprawienie relacji pomiędzy Kananem a Ezrą. Krótka przechadzka po jaskiniach okazuje się prostym, ale całkiem sprawnie wykorzystanym motywem. Niby opiera się na oczywistościach, ale w tym przypadku jest to konieczne i pozbawione głupot. Mam nadzieję, że dla Bendu jest przewidziana ciekawsza rola niż takie epizody. Minusem odcinka okazuje się scena Maula z Kananem. Z jednej strony plus za dialog i bezlitosną decyzję Maula, ale z drugiej wielki minus za to, jak to potoczyło się dalej. Jeśli twórcy wyrzucają Kanana w przestrzeń, by w tak banalny i naciągany sposób go uratować, to lepiej, by opierali się na bardziej przemyślanych motywach. Nawet w świecie Gwiezdnych wojen tego typu sekwencje muszą mieć jakiś sens i przekonywać. Tutaj przesadzili. Odcinek rozwija też znaczenie holokronów w nowym kanonie Gwiezdnych wojen. Niezły pomysł, który owocuje sceną bardzo klimatyczną i - jak wszystko na to wskazuje - kluczową dla serialu, a może i całego uniwersum. Nie widzimy wizji Maula i Ezry, a dostajemy jedynie strzępki informacji. Wydaje mi się, że jest to zabieg specjalnie zastosowany, by można potem było to wykorzystać w celu zwiększania emocji i poziomu niespodzianki. Ze słów Ezry można wywnioskować, że zobaczył Tatooine i Luke'a Skywalkera, bo w końcu chciał wiedzieć, jak pokonać Sithów, a wiemy, że tego dokona Luke. Natomiast ze słów Dartha Maula, które brzmią "On żyje!", można wywnioskować jedno: Obi-Wan Kenobi powróci. Opieram ten wniosek na dwóch aspektach sceny. Po pierwsze, emocjonalna reakcja Maula może to doskonale sugerować, a po drugie, gdy połączymy ją ze słowami Ezry, wydaje się łączyć to w spójną całość. Czyżbyśmy mieli w finale zobaczyć ostatecznie starcie? Intrygujący jest jeden detal, który w połączeniu z możliwością powrotu Obi-Wana zaczyna mnie kierować do jednej z fanowskich teorii. Zauważmy, że Darth Maul staje się drugą postacią nowego kanonu Gwiezdnych wojen, która potrafi Mocą wyciągać informacje z umysłu przesłuchiwanego. Jako że do tej pory widzieliśmy tę sztuczkę w wykonaniu Kylo Rena, zastanawiam się, skąd ją zna. Najprawdopodobniej od Snoke'a, prawda? Dodając każdy element, zaczynam powoli przekonywać się, że Maul okaże się Snokiem, który w jakiś sposób zostanie okaleczony po drugiej dotkliwej porażce z Obi-Wanem. Nawet jeśli się nim nie okaże, myślę, że może być kimś ważnym w kontekście Zakonu Ren. W końcu powiązanie Trylogii Sequeli z Trylogią Prequeli byłoby czymś pozytywnym i nadającym większej spójności Sadze. Star Wars Rebels na razie pozytywnie zaskakują. W trzecim sezonie jest to zupełnie inny serial - jakby dojrzalszy, bardziej przemyślany, z lepszym prowadzeniem historii i klimatem. Gdzieś powoli zanika ta infantylność i pojawia się wyraźniejszy klimat Gwiezdnych wojen. Oby tak dalej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj