Stargirl nie zwalnia tempa. Pierwsza część finału to wszystkie karty rzucone na stół i ciągła akcja. Oceniamy ze spoilerami.
Tym razem zacznę recenzję
Stargirl od wniosku, który wywołuje mieszane odczucia. Ten odcinek ostatecznie dowiódł, że Mike to postać totalnie zbyteczna i nikt nie ma na niego pomysłu. Jego relacja z Patem jest komicznie rozpisana, jakby z książki o konfliktach na linii dziecko
– rodzic, bez krzty emocji, sensu i potrzeby. Ich kłótnia w warsztacie udowadnia, że lepiej byłoby bez Mike'a. Ta postać nie zmierza do żadnego celu w tej fabule. I nawet wbicie wiertła w plecy Sportmastera tego nie zmienia. Zresztą podobnie jest z Barbarą, której rola zawęża się do bycia matką superbohaterki i potencjalnym obiektem uczuć złoczyńcy. Ta postać przez cały sezon nie pokazała niczego ciekawego. Jest stereotypem do odegrania określonej roli w historii. Być może obraz trochę zakrzywia kuriozalnie nonsensowny konflikt z Patem z 10. odcinka, ale kolejne wydarzenia jedynie pogłębiają problem braku wizji na postacie.
I pomyślałby ktoś, że to Pat może być problematyczną postacią tego serialu, a jest wręcz przeciwnie. Pomagier superbohaterów o złotym sercu okazuje się najbardziej ludzkim, uniwersalnym i potrzebnym bohaterem. Jego starcie z Sportmasterem w warsztacie pokazuje wszystko to, za co Pata można lubić: jego hart ducha, charakter, waleczność (nawet w obliczu kogoś, kogo pokonać nie może), błyskotliwość i serce, bo ostatecznie to pojawienie się Mike'a daje mu dodatkową energię, by przeważyć szalę. To cieszy, bo Pat w wielu momentach staje się motorem napędowym fabuły, nie tytułowa Stargirl. Jego powiązanie ze światem superbohaterskim i rola mentora pozwalają rozwiązywać fabularne niedociągnięcia. Nawet w tym odcinku staje się on wytrychem, gdy scenarzyści zapędzili się w kozi róg z wątkiem Ricka. A przecież odpowiedź, że szyfr może być związany z ukochanym samochodem ojca, jest oczywista, tym samym czuć, że jest to naciągane. Rick o tym nie pomyślał, choć do poznania Pata i spółki zajmował się tylko tym autem? Takie zgrzyty są dostrzegalne, ale przynajmniej twórcy wychodzą z tego obronną ręką.
Ważne są też wydarzenia w domu Stargirl, w którym superbohaterka mierzy się z Tigress. Oczywiście może podobać się realizacja, bo mamy akcję i emocje, więc wszystko działa jak trzeba. Tu chodzi o to, że starcie rozgrywa się na oczach Barbary, więc staje się to kluczem do akceptacji życia swojej córki. W jej wręcz bajkowej, prostej, by nie rzec banalnej reakcji, jest zarazem coś zwyczajnego, prawdziwego i uroczego. Takie to podsumowanie całej
Stargirl, w której twórcom udaje się w komiksowej konwencji opowiadać historię tak, że trudno się od niej oderwać. A ten przełom w relacji Barbary z córką na pewno będzie istotny dla przyszłości serialu.
Dobrze też wiedzieć, na czym dokładnie polega plan Injustice Society of America. Dobrze wyjaśniono, jak dzieci ISA będą bezpieczne i dlaczego to właśnie nastoletni superbohaterowie mogą uratować świat. Zaskakująco udany jest ten moment, gdy poznajemy motywacje złoczyńców, które brzmią jak manifest aktywistów chcących poprawić byt każdego człowieka. Ta wspaniała niejednoznaczność jest wpisana w drogę wytyczoną przez
Avengers: Wojnę bez granic, by pokazywać złoczyńców z innej perspektywy. Nie jako złych, bo tak, ale w myśl powiedzenia: Każdy złoczyńca jest bohaterem swojej historii. Patrząc z perspektywy na sam manifest ISA, nic dziwnego, że pada pytanie: "Czy na pewno stoimy po właściwej stronie?". Przecież to są cele dobre, szlachetne i chciałoby się, aby zostały osiągnięte, prawda? Podobnie jak Thanos, tak Icycle i jego pobratymcy wybierają jednak złe metody, które mogą pochłonąć 25 mln istnień (na początek). Co tu dużo mówić? To jest ten moment, gdy
Stargirl oscyluje pomiędzy gatunkami. Większość serialu jest oparta na stylistyce komiksowej, a Brainwave jest perfekcyjnym psychopatycznym czarnym charakterem, wyjętym z kart obrazkowych historii, jednak te motywacje idą dalej. Są czymś innym, mają większe znaczenie i tym samym nadają charakter temu serialowi. A to się ceni, bo
Stargirl w tym momencie staje się po prostu lepsza.
Trzeba przyznać, że twórca doskonale wyczuł moment, by zakończyć pierwszą część finału. Twist, w którym Brainwave przejmuje kontrolę nad Patem za sterami S.T.R.I.P.E.'a, jest zaskakujący i w jakimś stopniu łamie serce. Postawienie młodych superbohaterów samych sobie w kulminacyjnym momencie to zagranie potrzebne, bo nawet w tej ostatniej scenie widzimy, że Stargirl nie wie, co robić bez wskazówki mentora. A teraz, nie dość, że ratuje sytuację, to jeszcze musi walczyć z kimś, kto jest jej bliski jak ojciec. To już teraz wywołuje emocje i może zapewniać wiele wrażeń w finale. Perfekcyjny cliffhanger.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h