Serial dostarcza kolejny, raczej poprawny odcinek. Akcja podzielona jest pomiędzy interwencje strażackie i sytuację rodzinną swojej głównej bohaterki, co ostatecznie stanowi mały plus w ocenie całości.
Najnowszy odcinek serialu podejmuje akcję w tym samym momencie, w którym pozostawił swoich widzów poprzednio. I to jest chyba jedyny moment, w którym z łatwością można śledzić rytm doby w tym serialu. Reszta wydaje się być zaburzona, co znacznie utrudnia orientację w wydarzeniach. Ale po kolei, bo odcinek ma zarówno kilka mocnych, ale i słabszych punktów.
Do tych mocniejszych na pewno można zaliczyć przesunięcie postaci Andy do sfery prywatnej. A dokładniej, Andy Herrera większość odcinka spędza przy łóżku szpitalnym, doglądając swojego ojca. Jego walka z rakiem przenosi się na tereny szpitala, co stanowi punkt wyjścia dla tej bardziej emocjonalnej części serialu. A przynajmniej w teorii, bo w praktyce wzbudza to bardzo mieszane uczucia. Przede wszystkim dlatego, że dynamika pomiędzy tą dwójką bohaterów jest co najmniej dziwna. Relacja ojca i córki bywa interpretowana w przeróżny sposób, zwłaszcza w serialach. Tutaj natomiast dostajemy coś pomiędzy miłością, troską, a poczuciem obowiązku... względem matki. Tak, Andy Herrera wydaje się być odpowiedzialna za ojca nie dlatego, że jest jej rodzicem, ale dlatego, że obiecała to matce. Nie taki rodzaj motywacji był nam wcześniej sugerowany i nie takiego oczekiwaliśmy od samej Andy. Natomiast miło jest zobaczyć ją poza remizą, nawet jeśli w tak tragicznych okolicznościach. To nie jest tak, że nie lubię jej jako strażaka, ale po ostatnim odcinku, oglądanie jej w oderwaniu od jej zawodu jest małym oddechem ulgi. Ten dystans działa po prostu na korzyść dla jej postaci. Uspokaja ją, sprawia że staje się sympatyczna i bardziej ludzka.
Zmiana w sposobie prowadzenia głównej postaci wychodzi serialowi na dobre. Tym bardziej, że część proceduralna serialu wystarczająco zbijała z tropu, co stanowiło raczej najsłabszy punkt odcinka. Strażacy remizy 19 zostali wezwani do pożaru lokalu użytkowego pełnego klientów. I w tym momencie zaczynają się schody, bo absurd zaczyna gonić absurd. Do wezwania stawiło się kilka zespół straży pożarnej i policji. Dzięki temu dostaliśmy piękny pokaz, jak bardzo dwoje facetów z serialowego trójkąta miłosnego, potrafi działać na nerwy sobie i widzom. Akcją dowodził Jack Gibson, a przeszkadzał mu, grając bezmyślnego superbohatera, policjant Ryan Tanner. I to właśnie zachowanie Ryana było najtrudniej zrozumieć. Do tej pory jego postać była budowana jako dobrze wykwalifikowanego policjanta, który zna zarówno procedury, jak i swoją pozycję w szeregu. Tym razem jednak zachowywał się jak niedoświadczony świeżak, który kierowany emocjami ignorował wszystkie protokoły i niebezpieczeństwo, byle tylko uratować ludzi z budynku. I to był właśnie najbardziej szokujący element serialu - głupota bohaterów. Dodatkowo, jak już wcześniej wspomniałam, odcinek miał problem z poprawnym prowadzeniem wydarzeń, przeskakując dowolnie w czasie. Ja wiem, że pożar wygląda o wiele bardziej widowiskowo, kiedy rozgrywa się w nowy, ale od wezwania do przybycia ekipy na miejsce powinny mijać minuty, a nie godziny. A tak właśnie wygląda to w serialu. Pod względem wizualnym
Station 19 radzi sobie bardzo dobrze: ogień, dym, budowanie napięcia, dynamika pożaru - nie mam do tego zastrzeżeń. Serial jednak robi te drobne błędy logiczne, które powodują w najlepszym przypadku, głębokie westchnięcie rozczarowania.
Na szczęście widać, że scenarzyści inwestują czas w innych, poza Andy, bohaterów. Z czystą przyjemnością oglądałam zmagania Victorii Hughes z własnymi lękami i walką z atakami paniki wywoływanymi przez ogień. Sympatycznie wychodzi też wątek romansowy Travisa Montgomery, który po stracie męża, trzyma raczej dystans wobec wszelkich randek. Z kolei historia Mayi Bishop i jej brata również jest nie mniej ciekawa, niż przygody całej reszty. Kiedy tylko scenarzyści decydują się pokazać swoich pozostałych bohaterów, okazuje się, że serial ma naprawdę dużo do zaoferowania i to z całą gamą różnorodnych problemów, marzeń i powinności. Wzbudza to żywe zainteresowanie i zwykłą sympatię wobec bohaterów. W końcu dostałam bohaterów, którzy mają własne historie i nie są prezentowani przez pryzmat relacji z Andy. Jak dla mnie - same plusy.
Serial w końcu rozkręca się i nareszcie korzysta pełnymi garściami z potencjału całej ekipy. Raczej nie spodziewam się, że zostaną wyeliminowane wspomniane wcześniej błędy logiczne. Po prostu dowolne przeskoki w czasie dają więcej wizualnych możliwości. Oczywiście jest to pójście na łatwiznę, ale za to bywa efektowne. Może więc warto zawiesić swoją niewiarę i po prostu dać się ponieść akcji, bo ta potrafi być wystarczająco interesująca. Serial zbliża się powoli do końca swojego pierwszego sezonu. Wisi nad nim pewna presja, by zakończyć go z odpowiednim przytupem. Przyznam szczerze, że jestem ciekawa, co też finał będzie miał do zaoferowania i jak bardzo będzie zakorzeniony w znanych już nam wątkach. O rozczarowanie łatwo, zwłaszcza że serial
Station 19 w dalszym ciągu jest porównywany do
Chirurgów, co już samo przez się stawia wysoką poprzeczkę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h