Akcja filmu dzieje się w 1946 roku. Juliet Ashton jest pisarką, która szuka tematu do swojej nowej książki. Niespodziewanie znajduje go w liście od mieszkańca małej angielskiej wyspy Guernsey Island. Kobieta postanowiła spotkać się z nim oraz innymi mieszkańcami wyspy, którzy wspólnie stworzyli tytułowe stowarzyszenie miłośników literatury i placka z ziemniaczanych obierek. Ich historia zdeterminowana jest przez okrutne wydarzenia, które doświadczyli podczas wojennej okupacji. Początek filmu narzuca pewien ton i sugeruje sielankową historię romantyczną, której główną bohaterką jest pisarka Juliet Ashton (w tej roli Lily James). Wrażenie okazuje się być jednak mylne, bo reżyserowi bardzo sprawnie udaje się sztuka zmiany konwencji i wplatania do historii wątków dramatycznych. Pomocne są w tym retrospekcje, które odpowiadają za pokazywanie widzom doświadczeń wojennych miejscowej społeczności. Momentami ich mnogość może przytłoczyć, ale dla mniej wprawionych widzów z pewnością będzie to zabieg, który ułatwi im zrozumienie historii. Bolesna historia i ludzka tragedia nie są jednak dominujące. The Guernsey Literary and Potato Peel Pie Society dalej jest sielankowym filmem, którego napięcie rozładowywane jest nie tylko przez przepiękne plenery i klimat wyspy, ale też elementy humorystyczne i dobrze napisane dialogi. Także wątek romantyczny został sprawnie rozpisany, choć pod koniec trudno nie mieć wrażenia, że zabrakło w tym najważniejszym momencie stempla, który jasno dałby nam do zrozumienia, że uczucie to miało prawo wybrzmieć. W tym prawdopodobnie tkwi największy problem tego filmu. Nie w każdym elemencie Newell wychodzi obronną ręką. Dobrze łączy ze sobą poszczególne klocki, ale pozostawia też wiele wątków w sferze domysłów, a niektóre wręcz pozbawione są konkluzji. Warto jednak pamiętać, że film jest adaptacją książki wydanej w Polsce pod tym samym tytułem. Chociażby w tych ramach twórcy nie mogli pozwolić sobie na zbyt dużą swobodę. Przez to także motywacje bohaterów oraz ich zachowania są adekwatne dla ich świata przeżywanego. Udaje się jednak zaangażować w historie opowiadane przez członków literackiego stowarzyszenia i do minimum sprowadzić patetyczne momenty. Świetne aktorstwo i dobra reżyseria sprawia, że całość to bardzo dobrze spędzony czas. Lily James w głównej roli odnajduje się fantastycznie i mam nadzieję, że ta aktorka dostanie szansę grania w jeszcze głośniejszych produkcjach. Wbrew pozorom historia nie jest prostym romansidłem, a rzeczywiście opowiada o ludzkiej tragedii w taki sposób, że naprawdę warto pójść na spotkanie z członkami stowarzyszenia. Tym bardziej, że nikt nie będzie nas częstował ciastem z ziemniaków i ziemniaczanych obierek.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj