"Strażnicy Galaktyki" ("Guardians of the Galaxy") to film unikalny jako część kinowego uniwersum Marvela oraz jako hollywoodzki blockbuster. James Gunn tworzy opowieść, która czerpie garściami z popkultury i staje się niezwykłą odmianą czegoś, co chyba najprościej można byłoby porównać do "Gwiezdnych Wojen". Podobieństwa są odczuwalne w warstwie emocjonalnej, fabularnej i nawet wśród bohaterów. Najprostszym skojarzeniem są oczywiście kradnący sceny Rocket i Groot, którzy momentalnie przypominają rozgadanego Hana Solo i mruczącego, ale uroczego Chewbaccę. Nie jest to nic złego, bo raczej traktowane jest to jako luźna inspiracja do stworzenia opowieści szybko zdobywającej własną tożsamość, której już z niczym nie można porównać. Ta superprodukcja wyróżnia się grupą bohaterów, którzy nie są sympatycznymi herosami rzucającymi się w bój jak Kapitan Ameryka. To bandziory, mordercy, złodzieje i szubrawcy, których nietypowe wydarzenia rzucają na wspólną przygodę. Jest to grupa antybohaterów, która trochę dojrzewa i przechodzi delikatną przemianę, by zrobić to, co słuszne. Każdy spisał się wyśmienicie, przekonując i nawet zaskakując. Nie byłem pozytywnie nastawiony do Chrisa Pratta ani Dave'a Bautisty - z jednej mamy komediowego aktora, na barki którego złożona jest historia, z drugiej wrestlera, który próbuje swoich sił w aktorstwie, ale wyraźnie nie ma mu talentu The Rocka. Obaj to pozytywne niespodzianki, bo tworzą postacie, które się lubi, wzbudzają emocje i są wiarygodne. Czyż nie o to chodzi, by widz zapomniał przez chwilę o ich innych rolach i od razu kupił, że to Star-Lord i Drax? Dlatego też ten film ogląda się tak dobrze, bo Star-Lord i spółka wbrew pozorom nie są przewidywalni - mogą często zaskoczyć rozwiązaniami, a na pewno już umilą nam seans ciętym dowcipem. To tutaj działa wyśmienicie, bo wiemy, że żaden z tych bohaterów nie zmieni się nagle w uosobienie dobra. Doskonale to podkreśla jedna z ostatnich scen, w której decydują, że jako grupa nie będą ani dobrzy, ani źli. W kinowym uniwersum Marvela oraz w blockbusterach to fajny powiew świeżości, zapewniający o wiele lepszy poziom rozrywki, bo z takimi postaciami łatwiej się identyfikować, gdyż mają wady, są prawdziwsze i popełniają bardziej ludzkie błędy niż chociażby Thor czy Kapitan Ameryka. Tacy bohaterowie wzbudzają więcej sympatii i bardziej zapadają w pamięć. [video-browser playlist="638727" suggest=""] "Strażnicy Galaktyki" imponują świeżością, bo James Gunn bierze wiele znanych motywów i przerabia je na zaskakującą modłę. Jest odważniej, ciekawiej i po prostu inaczej. Specyficzny klimat budowany przez fenomenalny dobór piosenek z dawnych lat. oraz niecodzienny humor to coś, co współgra wręcz perfekcyjnie, dostarczając frajdy, jakiej trudno byłoby spodziewać się po tym filmie. Taka atmosfera w obrazie mimo wszystko superbohaterskim jest czymś niecodziennym, ale działa, zachwyca i sprawia, że chce się więcej. Superprodukcja Gunna jednak powiela jeden dość rażący błąd innych filmów kinowego uniwersum Marvela. Po raz kolejny widzimy nijaki czarny charakter, który nie dostaje odpowiedniej ilości czasu ekranowego, by się rozwinąć i przedstawić. Jest to oczywiście strategia zrozumiała, bo filmy Marvela skupiają się na herosach, ale jednocześnie to trochę boli, bo postać Ronana (Lee Pace) jest nieźle przemyślana i klimatyczna, a przez nieumiejętne rozwinięcie pozbawiono ją niestety pazura. Na jego tle Thanos (Josh Brolin) w tylko kilku sekundach sprawia piorunujące wrażenie i imponuje charyzmą, więc przynajmniej tutaj pojawia się iskierka nadziei, że to ulegnie zmianie. Ze złych postaci zdecydowanie coś intrygującego miała w sobie Nebula (Karen Gillan) - postać ukazana ciekawiej od Ronana. "Strażnicy Galaktyki" to rozrywka fantastyczna za każdym seansem, która dodatkowo pozwala odkrywać multum wyśmienitych ukrytych smaczków. Jest efektownie, zabawnie, wciągająco i przede wszystkim emocjonująco - dzięki temu powstał jeden z najlepszych filmów rozrywkowych 2014 roku. Czytaj również: Kiedy pełny zwiastun „Avengers: Czas Ultrona”? Zobacz zapowiedź trailera! Wydanie Blu-ray oferuje to, czego fani Marvela oczekują, czyli sporo materiałów dodatkowych rzucających światło na kulisy produkcji. Na wyróżnienie zasługują prześmieszne gagi z planu, które udowadniają, że szczerze dobra atmosfera często przekłada się na znakomity efekt końcowy. Sceny rozszerzone i usunięte to natomiast przyjemna ciekawostka, obok której mimo wszystko przejść obojętnie nie można. Rozczarowuje jedynie pierwsze spojrzenie na "Avengers: Czas Ultrona", czyli materiał z planu nadchodzącej superprodukcji Marvela. Jest on niestety za krótki i nieciekawy. Całokształt prezentuje się jednak okazale, a jakość dźwięku oraz obrazu potrafi zachwycić.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj