Od pierwszych minut dało się wyczuć, że czegoś brakuje, czegoś co w Suits było od zawsze. Gdzieś zniknęły błyskotliwe, nieszablonowe dialogi. I trzeba przyznać, że z początku mogło to widza denerwować jednak im dłużej się obcowało z odcinkiem tym wyraźniej było widać powód. Twórcy po raz pierwszy zrobili bardzo poważną fabułę. Postawili na realizm, konflikty i rzeczywiste problemy.
Mimo, że już mieliśmy okazję oglądać wcześniej wymienioną dwójkę w dwóch różnych sprawach to po raz pierwszy interakcje były pomiędzy nimi tak napięte. Dochodziło do ostrych słów tak pomiędzy Louisem, a Harveyem jak i między Mike'iem, a jego przełożonym. Działo się tak ponieważ po raz pierwszy tak wiele bohaterowie mogli stracić. Twórcy trafili w sedno. W każdej pracy, czy też sytuacji życiowej są takie momenty, kiedy dochodzi do kłótni sporów i nie takich wyimaginowanych jakie dla zabawy stwarzali w poprzednich odcinkach, ale niezwykle realnych i mogących zmienić relacje na zawsze. To właśnie mogliśmy ujrzeć w "Identity Crisis". Te sytuacje zdominowały fabułę i dopiero pod koniec mogliśmy pozwolić sobie na niewielki uśmiech, który dotąd nie znikał raczej z naszej twarzy.
[image-browser playlist="608911" suggest=""]©2011 NBCUniversal, Inc.
Równie mocnym punktem było rozwinięcie się trzech głównych postaci: Harvey, Mike'a i Louisa. Dowiedzieliśmy się jak w momencie zagrożenia spisuje się cały tercet. Jakie podejmuje decyzje i jak reaguje słysząc odmowę od przełożonych lub poddanych. Więź pomiędzy tymi panami momentami została napięta do granic możliwości, lecz każdy z nich jak prawdziwy profesjonalista w odpowiednim momencie ugiął kolano. Również bardzo mogło się podobać zachowanie każdego z nich po rozwiązaniu spraw. Pokazało, że Louis jest głodny zwycięstw i potrzebuje docenienia przez innych, kiedy Specter jest świadom swojej pozycji i potrafi zachować się jak gentelman dotrzymując danego wcześniej słowa. Ponadto widzimy przy tym wszystkim jak presja zadziała na obu, kiedy trzeba było zdobyć nowego świadka – tu znowu brawa dla Harveya. No i Ross, który wreszcie chyba pokazał, że jest godny bycia światowej klasy prawnikiem. Jego reakcja na stan zagrożenia kariery została zagrana po mistrzowsku. Krótka kłótnia z szefem, postawienie na swoim, nie poddanie się i znalezienie rozwiązania. Suma summarum cała trójka szczęśliwie wyszła z opałów pokazując nam siebie z różnej strony, ale równie interesującej dla widza.
Historia ósmego odcinka może nie była zaskakująca, gdyż już widzieliśmy dwie, oddzielnie, równolegle toczące się sprawy, ale chyba nigdy dotąd one nie miały takiego wpływu na bohaterów. I to chyba było najmocniejszą stroną fabuły. Oczywiście obie zostały rozwiązane w niekonwencjonalny sposób przy użyciu nieszablonowych chwytów - za co osobiście uwielbiam Suits.
[image-browser playlist="608912" suggest=""]©2011 NBCUniversal, Inc.
Mimo, że tym razem zabrakło błyskotliwych dialogów, a i dobrego humoru było jak na lekarstwo to moim skromnym zdaniem taki odcinek był również potrzebny. Odkrył przed nami kolejną płaszczyznę podkreślając, że fabuła nie jest jednowarstwowa, a twórcy nadal mają pomysł na serial. Niemniej jednak mam nadzieję, że już w przyszłym odcinku znowu powróci lekkość i przyjemność klimatu oraz genialne wymiany zdań, za które Suits wszyscy uwielbiamy.
Ocena: 7+/10