W tomie Superman. Wyzwolony spotykają się dwa najgorętsze nazwiska DC Comics, Cóż jednak z tego, skoro wychodzi im dzieło co najwyżej średnie, zawodzące zarówno w warstwie fabularnej, jak i stylistycznej?
Gdy widzi się na okładce takie nazwiska jak Scott Snyder, Jim Lee i Scott Williams, to równie dobrze cały tom można przy okazji oznaczyć sygnaturą „All Star”, szczególnie że historia, którą zajmują się autorzy, jest epicką, zamkniętą opowieścią, która stara się zdefiniować kilka historii na nowo. Wychodzi im to w porządku, ale bez większych rewelacji, a przy tak obszernym tomie i tak wielkiej historii jest to szczególnie widoczne.
W Superman Unchained przeciwnikiem Supermana jest zupełnie nowa postać, Wraith. Na początku XX wieku został on wysłany przez kosmitów na Ziemię i od tej pory amerykańska armia posługiwała się przybyszem, by ten kończył najbardziej brutalne i sprawiające trudności konflikty. Słyszeliście o zrzuceniu bomby atomowej na Nagasaki? Cóż, jej "imię" nie brzmiało Fat Man, a właśnie Wraith. Gdy przypadkowo Superman dowiaduje się o jego istnieniu, staje się tak naprawdę zbędny. Jednocześnie walcząc ramię w ramię dwójką kosmitów, staje także naprzeciwko siebie. Z czasem jednak zagrożenie świata okazuje się o wiele ważniejsze niż konflikt napędzany przez wojsko.
W tomie Superman. Wyzwolony przewija się kilka ciekawych wątków, jak ten każący zastanowić się nad kodeksem superbohatera, który nie pozwala mu na zabijanie innych ludzi, przez co sam staje się masowym mordercą i oddaje miejsce niebojącemu się półśrodków Wraithowi. Drugi z nich to właśnie ta redefinicja historii wynikająca z działalności drugiego z kosmitów. Niestety oba tematy są ledwo naruszone - od czasu do czasu starają się wybrzmieć, lecz poświęca się im tak mało miejsca, że można o nich łatwo zapomnieć. Za to pierwszy plan zajmują kolejne pojedynki Supermana z pojawiającymi się znienacka przeciwnikami: najpierw bohater musi zmagać się z terrorystyczną organizacją zwaną Wniebowstąpieniem, później z wojskiem, a ostatecznie z całą armią kosmitów, których pojawienie się zaskakuje zarówno bohaterów, jak i czytelnika (i to nie w dobrym tego słowa znaczeniu, szczególnie że pojedynek rozgrywa się na przestrzeni zaledwie kilku stron i zwieńczony jest w najprostszy możliwy sposób, czyli deus ex machiną). W międzyczasie Superman oczywiście próbuje pokonać znacznie silniejszego od siebie Wraitha, którego zadaniem jest unicestwienie superbohatera.
Problem z historiami o Człowieku ze stali, zwłaszcza tymi zamkniętymi w jednym tomie, jest taki, że każda musi być widowiskowa i zmuszać bohatera do pokonywania coraz dalszych granic - zarówno jeśli chodzi o jego moce, jak i motywacje. Tym sposobem Superman dostaje przeciwnika nie do pokonania, a w wątkach pobocznych dzieje się naprawdę sporo. Jest wybuchowo, mrocznie i dynamicznie. W tym klimacie Jim Lee sprawdza się znakomicie, w końcu jest mistrzem w portretowaniu herosów i trzeba przyznać, że miejscami Superman wygląda po prostu zjawiskowo. Najczęściej jednak pod natłokiem wydarzeń na planszach panuje prawdziwy chaos, przez co trudno rozeznać się, co w ogóle się dzieje. Najlepiej rysunki Lee wypadają w trakcie spokojniejszych momentów. Szczególnie ciekawie prezentuje się wtedy nowy kostium Batmana, którego Scott Snyder nie mógł sobie przecież odpuścić.
Zresztą dość rwanej i nierównej akcji, którą autor skonstruował, towarzyszą także równie średnie dialogi. Na kartach Batmana przyzwyczaiłem się już do tego, że Snyder lubi od czasu do czasu łopatą podawać czytelnikowi, co się aktualnie dzieje i co dokładnie mają na myśli bohaterowie, jednak w Wyzwolonym osiąga to czasem nieznośny poziom, nie mówiąc już o przeintelektualizowanych tekstach Luthora. Znacznie lepiej Snyder radzi sobie w samej konstrukcji, która zawsze była jego najmocniejszą stroną. Autor Amerykańskiego wampira stosuje więc subtelną (naprawdę!) kompozycyjną klamrę i przeskakuje miejscami w przeszłość, z czego najciekawsze są retrospekcje z życia młodego Clarka Kenta. Są one świetne nie tylko ze względu na ciekawą historię przez niego opowiadaną, lecz przede wszystkim dzięki znakomitym rysunkom Nguyena. Ledwie szkicowane, subtelne, wręcz oniryczne, kolorowane w ciepłych barwach, stanowią całkowite przeciwieństwo ostrych, dynamicznych rysunków Lee. Nguyen oraz John Kalisz (kolory) dostali także szansę narysowania kilku plansz z Batmanem w roli głównej i wyszło im to równie znakomicie. Być może wkrótce Egmont wyda także komiks Superman/Batman: Torment, w którym Nguyen odpowiada za rysunki - wtedy będzie na co popatrzeć.
Aż dziwne, że gdy w Stanach zeszyty Wyzwolonego były wydawane, to seria zdobywała świetne recenzje. Owszem, wygląda ona spektakularnie, tak jak wszystko, czego dotknie Lee, lecz zarówno forma, jak i treść komiksu potrafią czytelnika zmęczyć. Historia zawodzi, skupiając się na rozwałce, zamiast pogłębiać ciekawe tropy rzucone mimochodem przez Snydera. Całe szczęście retrospekcje i inne fragmenty Nguyena potrafią utrzymać uwagę widza na więcej niż kilkanaście sekund i to one są najmocniejszym punktem tomu. Cała reszta tylko dla miłośników Supermana.
W ramach bonusu otrzymujemy pod koniec wybór okładek poszczególnych numerów oraz szkice do nich, ale przy takim tomisku to zdecydowanie za mało.