"The Brink" to komedia w zupełnie innym stylu niż inne seriale gatunku produkowane przez HBO. Głównie dlatego, że do tej pory stacja prezentowała przede wszystkim komediodramaty na serio, a jej próba zrobienia czegoś na luzie w formie "Hello Ladies" okazała się totalną porażką. Dobrze, że tym razem udaje się trafić w dziesiątkę, bo dostajemy z jednej strony serial przesycony kloacznym humorem, a z drugiej - polityczne machinacje w bardziej krzywym zwierciadle, niż ukazuje to "Veep". Nie jestem wielbicielem Jacka Blacka, dlatego tym bardziej jestem zaskoczony, jak dobrze działa tutaj jego wątek. W końcu obserwujemy Alexa w sytuacji, gdy jego życie wisi na włosku, ale pomimo tego wszystko utrzymane jest w komicznym stylu. Przez to przesłuchanie Talbota potrafi naprawdę rozbawić, a wszelkie jego słowne utarczki z pakistańskim wojskowym działają wyśmienicie. Duża w tym zasługa przemyślanego scenariusza, dobrego wyczucia humoru sytuacyjnego i właśnie Jacka Blacka, który sprawdza się tutaj idealnie. [video-browser playlist="721706" suggest=""] Nieźle też wyglądają perypetie Zeke'a, które są w tym przypadku sztandarowym przykładem humoru kloacznego z domieszką wariactwa. Kto mógłby wymyślić scenę, w której w kokpicie bojowego myśliwca ktoś wymiotuje na kamerę, która transmituje wszystko do prezydenta USA? To jest tak niedorzeczne, że aż na swój sposób zabawne. Do tego dzięki pilotowi mamy śmieszne powstanie międzynarodowego konfliktu z Indiami, co trochę rozkręca ten odcinek. Widać tutaj pomysł i konsekwencję, ale mimo wszystko mam nadzieję, że będzie tu coś więcej niż naćpany pilot myśliwca. Momentami ich rozmowy na haju trąciły banałami i sztampą. Jakoś nie mogę przekonać się do Larsona i jego roli w tej historii. Tim Robbins (także reżyser tego odcinka) robi wszystko, aby jego postać miała osobowość, swoje dziwaczne odchyły i wariactwa, ale mimo tego nie wszystko tutaj działa. Ten bohater jest na razie zbyt monotematyczny, mało zabawny i równocześnie robi się trochę nudny. Jego dziecięce utarczki z rywalem o aprobatę prezydenta przestają już bawić, a ciągłe gapienie się na młode kobiety robi się banalne. Światełkiem w tunelu są relacje z żoną (Carla Gugino), które mogą stać się swoistą parodią politycznej pary w stylu "House of Cards". "The Brink" jest serialem niezłym, ma swoje zabawne momenty, a Jack Black sprawia, że można się pośmiać. Są jednak niedociągnięcia, nieciekawa postać Larsona i słabe sceny w ambasadzie z udziałem Rafiqa. Produkcja ta musi jeszcze nabrać wiatru w żagle.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj