"Szewc z Lichtenrade" to piąty zbiór opowiadań "ojca" Jakuba Wędrowycza wydany nakładem Fabryki Słów. Jednak przygód szalonego egzorcysty-bimbrownika z Wojsławic tu nie uświadczymy. Ale i tak możemy spotkać wielu starych znajomych...
Zbiór otwiera opowiadanie "Wunderwaffe". Jest to krótka, ale treściwa zabawa z historią - naziści, pod koniec II wojny światowej, wysyłają po posiłki do równoległego świata swojego człowieka. Niestety Berlin, w który wierny Führerowi żołnierz ląduje, na pewno nie jest bratnim światem aryjskim… I pomimo, że działa w nim Adolf Schicklgruber, daleko jest mu do Hitlera, którego znamy. Opowiadanie, pomimo że krótkie, jest jednym z lepszych w całym zbiorze. Zakończenie, z którymi zwykle Wielki Grafoman ma problemy, stoi na wysokim poziomie - zaskakuje oraz zadowala czytelnika.
Ale i kolejne opowiadania nie rozczarowują. Więcej niż raz spotykam się z dr. Pawłem Skórzewskim. Tym razem ten wybitny specjalista, żyjący w okolicach I wojny światowej, najpierw wpada na trop ludowo-higienicznego zabobonu ("Traktat o higienie"), by potem wejść w środek wojny wywiadów, prowadzącej do zdobycia naprawdę tajnej broni ("Sekret Wyspy Niedźwiedziej"). Dwa razy spotykamy się też z Tomaszem Olszakowskim - znanym dobrze archeologiem, który do ludzi sympatycznych nie należy.
Prawdziwą gwiazdą zbioru okazuje się być Robert Storm - jeden z najnowszych pomysłów Wielkiego Grafomana. Jest to młody historyk, o skłonnościach detektywistycznych. Niewiarygodnie zakochany w przeszłości, ratuje przed zniszczeniem każdy możliwy jej element. Przy okazuje rozwiązuje też jej różne zagadki - jak choćby w tytułowym opowiadaniu, "Szewc z Lichtenrade" (finał zbioru w naprawdę dobrym stylu) oraz "Yeti ciągną na wschód" (prawdziwa perełka w całej książce - dzięki intrygującemu zakończeniu). Całość tomu dopełniają dwa luźne opowiadania - "Parowóz" i "W okularze stereoskopu". Zdecydowanie różniące się do siebie, jednak na równie dobrym poziomie, co i reszta książki.
W zbiorze "Szewc z Lichtenrade" na pierwszy plan wysuwa się pilipiukowa dusza historyka - jak wiadomo, Wielki Grafoman jest z wykształcenia archeologiem. Przeszłość jest dla niego jedną z najważniejszych wartości, darzy ją wielkim szacunkiem. Zaś teraźniejszość, jak w większości jego opowieści, jest bardzo mocno krytykowana.
Książka, jak przystało na Pilipiuka, napakowana jest wiedzą niczym encyklopedia. Bohaterowie, bez większych wyjątków, posiadają ogromny zasób informacji na praktycznie każdy temat. Jednak, i tu nie ma zaskoczenia, dominuje wiedza historyczna. Od czasu do czasu można też spotkać się z komentarzami na aktualne wydarzenia polityczne w kraju, zdradzające poglądy autora (co jednak w prozie Pilipiuka jest normą).
Kto by się spodziewał typowo wędrowyczowskiego absurdu, w "Szewcu z Lichtenrade" go nie odnajdzie. Jednak książka na tym nic nie traci. Poczucie humoru pojawia się we właściwych dawkach. Zdecydowana większość rzeczy jest brana wyjątkowo na poważnie. Zarzutu też nie można mieć co do jakości wydania - w wyjątkowo ładnej i gustownej okładce, do tego z klimatycznymi ilustracjami.
Andrzej Pilipiuk to niewątpliwie jeden z najbardziej rozpoznawalnych pisarzy fantastyki w naszym kraju. Ma równie wielu zagorzałych zwolenników, co i krytyków. Jednak jednego nie można mu odmówić - posiada naprawdę wielką głowę do wymyślania fabuł. Co udowadnia "Szewcem z Lichtenrade". Bez dwóch zdań jest to jeden z lepszych zbiorów opowiadań w jego karierze.
Oraz książka, którą można polecić bez mrugnięcia okiem.
Ocena: 8+/10
[image-browser playlist="600241" suggest=""]
©2012 Fabryka Słów
Autor: Andrzej Pilipiuk
Liczba stron: 377
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Wydano: 2012