Dla większości czytelników czasy szlachty chętnie młócącej szablą kojarzą się głównie albo z "Trylogią" Henryka Sienkiewicza, albo "Panem Tadeuszem" Adama Mickiewicza. Są to pozycje już klasyczne, jednak coraz bardziej wypadające z kanonu lektur - szkolnych czy tych "po prostu dla przyjemności". Jedna strona narzeka, że jak to tak; takiej klasyki nie można ruszać, że to zamach na wartości historyczne i patriotyczne. Są też tacy, którzy poniekąd cieszą się z takiej decyzji. Jedni, bo nie muszą czytać długich powieści, z których niewiele rozumieją. Inni zaś, gdyż robi to miejsce dla nowych pozycji opisujących zamierzchłe czasy. I to być może w sposób bardziej prawdziwszy niż dawni klasycy.

Taką książką wydaje się Zborowski Jacka L. Komudy. Jest to pierwsza pozycja tego autora, z którą przyszło mi się spotkać (choć już wcześniej o nim i jego projektach słyszałem). I jak na pierwsze spotkanie - jestem pod wielkim i bardzo pozytywnym wrażeniem.

Historia kręci się wokół tytułowego Samuela Zborowskiego - szlachcica, ale nie tak do końca. Jako bardzo ostatni syn (też Samuela Zborowskiego) ma duże problemy z uznaniem swojej przynależności do rodziny. Ojciec został zatrzymany w noc poślubienia matki i poczęcia potomka, a potem stracony. To sprawiło, że status Samuela Juniora nie jest do końca określony, przez co bohater wydaje się być traktowany przez rodzinę jako naprawdę piąte albo nawet szóste koło u wozu. Do tego krok w krok idzie za nim sława jego "ojca", która poniekąd wpływa na to, kim Zborowski się staje - człowiekiem wyklętym, banitą. Potrzebnym tylko do "mokrej roboty" - zabicia, wzięcia przemocą, dopadnięcia zbiega. Jest w tym piekielnie dobry - jednak nawet samemu bohaterowi taki styl życia nie odpowiada. W tych "przygodach" może "liczyć" na dwójkę "kompanów": kozaka Hunię i Bohusza. Daleko im jednak do miana prawdziwej drużyny, a gdyby nie pewne okoliczności, z miłą chęcią poderżnęliby Zborowskiemu gardło.

W książce poznajemy pięć "misji" Zborowskiego i jego kompanii. Prawie każda z nich oznacza błysk szabli, tętent koni oraz krew wylewającą się sporymi chlustami ze stron. Zborowski próbuje wierzyć, że istnieje sprawiedliwość i że da się ją wyegzekwować, ale co chwilę, z innej strony traktu, kancelarii możnowładców czy ciemnych kątów karczm przychodzą ciosy, które każą mu tę wiarę porzucić. Kto się spodziewa idealnych szlachciców, klarownego podziału na dobro i zło czy nawet wielkich przemian mentalnych, ten tego w książce nie znajdzie. Ten świat jest brutalny i zły. A Zborowski, dla dużej części, wydaje się być jego diabłem numer jeden, którego ciągle męczą jego własne demony…

Akcja rwie do przodu, czasami może w sposób łatwy do wydedukowania, z mniej lub bardziej zaskakującymi zakończeniami. Jednak to nie przeszkadza. Konstrukcja świata, sposób kreacji akcji są więcej niż atrakcyjne. Czasem można niemalże zagłębić się w tę rzeczywistość, poczuć smród - czy to miast, czy to grzechów bohaterów. Ale pozycja nie jest skrajnie pesymistyczna czy ponura - posiada całkiem sporo elementów humorystycznych. Język, trochę stylizowany na ten z epoki, tylko na początku utrudnia lekturę. Potem jest bardzo miłą dla oka ozdobą, zwłaszcza że na końcu załączono mały słowniczek, w którym autor to i tamto wyjaśnia.

W świecie Zborowskiego nie ma przebacz; wygrywają tylko najsilniejsi - czy to w mięśniach, czy (częściej) z układami. Czyli tak jak życiu i to niezależnie od epoki. Pozycja może się wydawać trochę burząca dla obrazu szlachetnego szlachcica, który buduje poniekąd naszą dumę narodową. Jednak znając kondycję rodzaju ludzkiego oraz nasze wady narodowe, wydaje się on zdecydowanie bardziej prawdziwszy temu, co mogło być kiedyś.

Wszak ludzie zawszę pozostaną ludźmi - nieważne czy noszą kołpaki na głowach, czy czapki z daszkiem.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj