Thriller psychologiczny to gatunek, od którego chyba nikt nie oczekuje zbyt wiele. Sięgając po tego typu książki, nie spodziewamy się trzęsienia ziemi w naszej hierarchii wartości lub głębokich przemyśleń nad sensem życia. Moim skromny zdaniem istnieją zaledwie trzy wyznaczniki naprawdę dobrych thrillerów. Pierwsze dwa odnoszą się do konstrukcji bohaterów. Najważniejszy jest oczywiście czarny charakter. Optymalnie powinien być to ktoś nieoczywisty, ktoś kto wzbudza w nas mieszane uczucia. Z jednej strony widzimy wszystkie jego odchylenia od normy, ale z drugiej jesteśmy w stanie doskonale zrozumieć jego motywacje i wczuć się w jego doświadczenia (co zazwyczaj odkrywamy z niemałym przerażeniem). Wzorem takiego idealnego thrillerowego czarnego charakteru jest Amy Elliott Dunne, czyli tytułowa bohaterka Gone Girl Gillian Flynn. Jest ona na tyle pokręcona, że przyglądamy się jej z przerażeniem, ale równocześnie wszystko w niej jest na tyle prawdopodobne, że jesteśmy skłonni uwierzyć w jej istnienie. Drugim wyznacznikiem jest postać, którą dla własnych potrzeb nazywam „największym pokrzywdzonym”. Jest to ktoś, kto czasem z powodu błahostki, ale często też zupełnie niezasłużenie odbiera od losu same kopniaki. Jego życie na naszych oczach zamienia się koszmar, a on sam staje się bezradną istotką, której możemy jedynie współczuć. Temu wszystkiemu zazwyczaj powinny towarzyszyć myśli – „przecież to mogłem być ja”. No i ostatnia, ale tak naprawdę kluczowa kwestia przesądzająca o wartości danego thrillera, czyli zaskakujące zakończenie. Im bardziej się tego nie spodziewamy, tym lepiej. Najlepsi autorzy z tego gatunku potrafią przez całą powieść wodzić nas za nos i na każdym kroku wzbudzać podejrzliwość. W rezultacie stajemy się przewrażliwieni i zaszczuci niczym bohaterowie książki. Ta dziewczyna ociera się o wszystkie z powyższych elementów, ale ostatecznie w żadnym nie spełnia oczekiwań.
Źródło: Albatros
Sięgając po debiut Michelle Frances spodziewałam się przede wszystkim, że The Girlfriend – czyli główna bohaterka, przyprawi mnie o ciarki swoimi obsesjami. Tymczasem okazało się, że jest ona zaledwie zwykłą dziewczyną. Cherry, bo tak jej na imię, co prawda ma fioła na punkcie wyrwania się ze swojej biednej dzielnicy i pokazania całemu światu, że stać ją na coś więcej, niż można by się po niej spodziewać, ale ostatecznie jest w niej niewiele tego wyczekiwanego przeze mnie mroku. Na początku książki wiedzie jej się nie najgorzej. Właśnie znalazła całkiem przyzwoitą pracę w agencji nieruchomości w jednej z lepszych londyńskich dzielnic i jeśli będzie wystarczająco ciężko pracować, czeka ją lepsza przyszłość. Wszystko zmienia się, gdy Cherry poznaje Daniela, nieziemsko bogatego młodzieńca z wyższych sfer. Daniel to prawdziwy ideał. Jest szarmancki, obyty w świecie, dobrze wychowany. Na dodatek planuje karierę lekarza i nie może narzekać na brak funduszy. Chłopak żyje w taki sposób, o jakim Cherry zawsze marzyła, dlatego nie można się dziwić, że dziewczynie bardzo zależy, by się do niego zbliżyć. Niespodziewanie szybko osiąga ten cel, ale wtedy na scenę wkracza Laura, mama Daniela. Synek jest dla niej oczywiście całym światem, a Cherry stanowi niepożądane komplikacje. Laura przebiegle stara się usunąć dziewczynę z życia Daniela, ale ta okazuje się dużo twardszą zawodniczką niż można by przypuszczać po pierwszych stronach książki. Ostatecznie dochodzimy do wniosku, że nikt nie jest tu wystarczająco mroczny, by można uznać go za prawdziwie czarny charakter, na dodatek nikt nie jest wystarczająco poszkodowany, byśmy zechcieli mu współczuć (nawet zmanipulowany z każdej strony Daniel nie wzbudza podobnych uczuć). I na sam koniec okazuje się, że zaskakującego finału też się nie doczekamy.
Michelle Frances w świecie literatury stawia dopiero pierwsze kroki. Do tej pory zajmowała się głównie produkcją telewizyjną i pisaniem scenariuszy m.in. dla BBC. Całkiem prawdopodobne, że na tym autorka zna się dużo lepiej (sugeruje to choćby kreacja Laury, która także w ten sposób zarabia na życie). Ta dziewczyna wśród natłoku thrillerów psychologicznych wypada dość słabo. Z drugiej strony wypadałoby się zastanowić, czy nie jest to kwestią raczej wyczerpania gatunku, niż przeciętnych umiejętności literackich. Bo skoro na temat zawiłości ludzkiej psychiki przeczytaliśmy już chyba wszystko, to czy mamy jeszcze kiedykolwiek szansę na jakieś zaskoczenie?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj