Poprzedni odcinek This Is Us mocno skupił się na postaci Kevina, do którego powróciły bolesne wspomnienia o ojcu za sprawą Sylvestra Stallone. W nowym epizodzie wątek jest rozwijany, ale twórcy wiele informacji ukrywają przed widzami, co jest lekko frustrujące, bo wciąż nie mamy przed oczami pełnego obrazu sytuacji. Ale o to właśnie chodzi, aby utrzymać tajemnicę jak najdłużej i powolutku podrzucać kolejne wskazówki. Na razie dostaliśmy potwierdzenie, że kontuzja kolana młodego Kevina była momentem przełomowym w jego życiu, a pomysł aktorstwa był poniekąd tego efektem. O ile Toby budzi mieszane uczucia, ponieważ raz potrafi rozbawić celnym żartem, a innym razem za bardzo wychodzi przed szereg, to jednak z jego rozmów z Pearsonami dowiadujemy wielu szczegółów z ich przeszłości i poznajemy ich perspektywę. Męska, konkretna, niepozbawiona uczuć rozmowa z Kevinem pozwoliła uporządkować fakty, co udowadnia, że Toby odgrywa istotną rolę w Tacy jesteśmy, a po zaskakującej końcówce nowego odcinka, możemy być pewni, że będziemy go oglądać częściej. Oby z lepszym skutkiem niż w pierwszym sezonie. Natomiast to, czego Toby jeszcze nie jest do końca świadomy, podobnie jak widzowie, to silniejsza niż się spodziewaliśmy więź Kevina z ojcem. Powoli eksplorujemy ten wątek, który jest zdecydowanie głębszy i bardziej skomplikowany niż można było sądzić. Bohater mierzy się z bólem fizycznym, ale coraz gorzej radzi sobie z cierpieniem psychicznym. W jego historii jest jeszcze wiele do opowiedzenia, a nadużywanie leków przeciwbólowych i nadwyrężanie kolana to dopiero początek interesującego obrotu wydarzeń, które pewnie znajdą łzawe zakończenie w dalszej części sezonu. Na razie obyło się bez sięgania po chusteczki, a swoje kilka chwil na ekranie miał tym razem znany producent filmowy i telewizyjny Brian Grazer. Prawdziwie ekscentryczna postać, która prowokuje pytanie, czy to nowy trend w Tacy jesteśmy, że w każdym odcinku będziemy oglądać kolejne cameo autentycznych osobowości. Nie mam nic przeciwko temu, ponieważ takie osoby urozmaicają serial i sprawiają, że staje się bliższy rzeczywistości. W pierwszych epizodach sezonu mocno zaakcentowano problem alkoholowy Jacka, ale tym razem w retrospekcjach twórcy pochylili się nad Rebeccą i jej relacjami z matką. Za jednym zamachem podjęli dwa rodzinne problemy, które nakreślili w bardzo subtelny sposób. Pierwszy dotyczył Janet, która wiecznie krytykowała swoją córkę. Można tutaj dostrzec pewien wzór i powtarzalność sytuacji, ponieważ Kate odczuwa dokładnie to samo względem współczesnej Rebecci. Oglądaliśmy tutaj podobny wybuch emocjonalny, gdzie padło wiele przykrych słów, choć nie bezpodstawnych. Elizabeth Perkins świetnie uchwyciła to zszokowanie na swojej twarzy na te bezceremonialne oskarżenia córki. Ta scena była przejmująca i wywoływała lawinę różnych emocji, od rozdrażnienia po żal. Drugi problem związany był z rasizmem, który w zwykłych okolicznościach powiedzielibyśmy, że został przedstawiony bardzo poprawnie politycznie, ale tak naprawdę podjęto go w stylu Tacy jesteśmy. Uświadamianie małego Randalla o tym zjawisku z jednej strony chwytało za serce widząc jego niedowierzającą minę. A z drugiej strony, kiedy przez moment pomyślał, że jego babcia stała za śmiercią Martina Luthera Kinga, całkowicie rozbroił i autentycznie rozśmieszył. Ten wątek okazał się bardzo ciekawy i wielowymiarowy, choć ukazany w bardzo taktowny sposób. Najbardziej jednak w tym odcinku interesowało, jak potoczy się dalej historia z Deją, która przebywa w domu Pearsonów. Tym razem dla odmiany nie dostaliśmy happy endu, choć Beth i Randall ciężko pracują na zaufanie dziewczynki. Wciąż nie za wiele wiemy o jej przeszłości, ale musiała być ona bolesna skoro ze stresu wystąpiło u niej łysienie. Lyric Ross, która wciela się w postać Dejy, jest bardzo przekonująca w swojej roli. Niby jej bohaterka jest opanowana i nieprzystępna, ale jednocześnie drobne gesty i zmiany spojrzenia zdradzają gamę emocji kryjących się pod tą maską obojętności. Nastolatka poczuła się zdradzona, że Beth wyjawiła Randallowi jej wstydliwy sekret i rozpoczął się etap buntu z jej strony. Deja zaczyna sprawiać problemy, co intensyfikuje wątek, a w rezultacie staje się on ciekawszy. Może warto by było, gdyby twórcy jeszcze podgrzali atmosferę, dolali oliwy do ognia, aby bardziej skomplikować życie Pearsonów. Czasem serial wydaje się zbyt potulny, a tutaj znajduje się potencjał, aby stworzyć napięcie i poważniej, a nie aż idealistycznie, podejść do tematu rodziny zastępczej. Nowy odcinek Tacy jesteśmy raczej nie zapadłby w pamięć na długo, gdyby nie zaskakująca końcówka, gdzie dowiedzieliśmy się, że Kate jest w ciąży. To przełomowy moment dla tej postaci, który zapowiada wielkie zmiany w jej życiu. I jest to o wiele bardziej interesujący obrotów wydarzeń niż forsowanie jej kariery muzycznej, który nie do końca miał atrakcyjne perspektywy dla rozwoju fabuły. Teraz twórcom otwiera się masa tematów, które mogą podjąć od przygotowywania się do roli matki po zagrożoną ciążę ze względu na jej wiek czy tuszę. Wątek Kate nabierze w końcu rumieńców, bo w tym sezonie nie należy do najbardziej zajmujących czy angażujących. Widzowie lubią być zaskakiwani, więc ciekawi, jakie jeszcze niespodzianki szykują nam twórcy w kolejnych tygodniach, a nie ma wątpliwości, że pomysłów mają pełne głowy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj