Jedenasty odcinek This is Us skupił się na wujku Nickym, który w tym sezonie został niemal zupełnie zapomniany. Ale jak już powrócił na ekran, to w znakomitym epizodzie. Nicky przyjechał na chrzciny do bliźniaków Kevina, co jak się okazało, przyniosło mu mnóstwo stresujących sytuacji. Odprawa na lotnisku skończyła się w bardzo przykry sposób, bo nie mógł przewieźć własnoręcznie zrobionych kul śnieżnych, które miały dla niego ogromne znaczenie jako podarunek dla dzieci. Do tego samolot, którym nie latał od dziesiątków lat, też go nie uspokoił. A mimo to Nicky przełamał swoje ograniczenia i wewnętrzne bariery, aby przyjechać do bratanka. Wiele go to kosztowało i nic nie poszło po jego myśli, ale zaimponował tym, że osiągnął cel z niemałą pomocą Cassidy (dobry powrót Jennifer Morrison). Dlatego tak poruszała jego przemowa do wnuków Jacka. Z tej sceny biło ciepło i optymizm, które jest tak charakterystyczne dla tego serialu. A Griffin Dunne był fantastyczny. Brakowało go w This is Us! Ale nie można też zapomnieć o równie świetnym Michaelu Angarano, który wcielał się w postać Nicky’ego w retrospekcjach. Twórcy przybliżyli jego miłosną historię, która została wspomniana w poprzednim sezonie. Poznaliśmy Sally (dobra Genevieve Angelson), z którą układało mu się bardzo dobrze, bo mieli wspólną pasję, jaką był Księżyc. Ostatecznie nie odważył się podążyć za dziewczyną, tracąc szansę na szczęśliwe życie. Również zabrakło mu odwagi, żeby podejść do Jacka na spotkaniu po wojnie w Wietnamie. To było znacznie ciekawsze, ponieważ ten moment zawahania (wywołany wciąż traumą wojenną i wstydem) zaważył na losach rodziny Pearsonów. Gdyby Nicky podszedł do brata, to Jack nigdy nie odrzuciłby o nim pamięci i nie postanowił ruszyć do przodu ze swoim życiem i Rebeccą. Historia potoczyłaby się inaczej. A wcale tego twórcy nie pokazali tak, jakby wydarzyło się coś przełomowego i dramatycznego, bo to była prosta decyzja obu bohaterów. Jednak przekaz był silny i dawał do zrozumienia, że to była ważna chwila w ich życiu, mimo że nawet się nie spotkali. Całkiem nieźle te historie z Nickym korespondowały z dwunastym odcinkiem, w którym doszło do konfrontacji tego bohatera z Miguelem. Wujek Kevina poczuł się zazdrosny, że to on zajął jego miejsce jako najlepszego przyjaciela Jacka, a potem świadka na ślubie. Oczywiście napięcie między dwoma panami zostało rozładowane ważnymi słowami Miguela, które doprowadziły do tego, że się pogodzili. Ten bohater zaimponował zarówno w teraźniejszości, jak i przeszłości, gdy wstawił się za Jackiem przed przyszłym teściem. Poza tym dostarczył też nieco humoru (włącznie ze scenami z Nickym), gdy zmusił Jacka do próbnych oświadczyn (oczywiście pierścionek zaręczynowy utknął na jego palcu). Twórcy dalej starają się pokazywać postać w lepszym świetle, co dobrze im wychodzi, choć jest to nieco robione na siłę. To samo starają się osiągnąć z Madison, żeby widzowie szybko ją polubili. Caitlin Thompson gra całkiem dobrze, jak w tej scenie, gdy bohaterka opowiadała o rodzicach. Ale te nachalne próby przekonywania, że jest ciekawą i sympatyczną postacią (jaką nie była na początku serialu) są męczące i nienaturalne.
fot. NBC
+36 więcej
Dość ciekawie w dwunastym odcinku prezentował się wątek Beth i Tess. Młoda bohaterka zaprosiła Alex na wspólną naukę, co skończyło się niezręczną sytuacją, gdy matka przyłapała je na okazywaniu sobie bliskości. Twórcy do tego skomplikowanego tematu LGBT+ podchodzą z ciekawej strony. Skupiają się na reakcjach Tess, która wciąż ma problemy z akceptacją własnej tożsamości i czuje się oceniania. Z drugiej strony mamy Beth, która nie potrafi przekonać córki, że ma u niej wsparcie. Kobieta (zabawnie) stresuje się poprawną formą wypowiedzi w liczbie mnogiej do niebinarnej Alex i żeby nie zranić uczuć Tess (świetna Eris Baker). Stara się, jak może, a i tak nastolatka jest względem niej buntownicza i niegrzeczna. Mimo wszystko ten wątek jest zbyt ugładzony i pokazany w przesłodzony sposób. Taki jest styl This is Us, dlatego trzeba docenić rolę, jaką odgrywa w całej tej historii Carol. Matka Beth bywa irytująca, ale jest naprawdę mądrą osobą, która wspiera córkę. Dzielą się doświadczeniami wychowawczymi, co podkreśla, że cała sytuacja dotyczy relacji na linii matka-córka, a nie wyłącznie LGBT+. A Phylicia Rashad wzbudza coraz większą sympatię, mimo że jest drugoplanową postacią. Z kolei kiepsko rozwijał się watek Damonów. Kate poszła do nowej pracy, gdzie zajmuje się niepełnosprawnymi dziećmi podczas muzycznych zajęć. Jej historia była przewidywalna, bo nie trudno było się domyślić, że udowodni przed przełożonym swoją wartość podczas lekcji. Dlatego śpiewająca z większym przekonaniem dziewczynka, która została przez nią zmotywowana i podniesiona na duchu, nie robiła takiego wrażenia, jakby sobie tego twórcy życzyli. Możliwe, że to też kwestia maseczek, które nosili aktorzy, bo nie widać było ich twarzy. Natomiast Toby dusi w sobie prawdę, że męczy go przesiadywanie w domu z dziećmi i chciałby robić to w czym jest dobry. Twórcy budują tutaj grunt pod ciekawy rozwój wypadków, który może wytłumaczy wydarzenia z przyszłości. I przede wszystkim sprawi, że wątek Damonów opowie interesującą historię, bo jak na razie okrutnie nudzi. Te dwa odcinki piątego sezonu This is us były solidne i w duchu serialu. Pandemia jest w nim obecna, ale scenarzyści radzą sobie z ograniczonymi możliwościami. Nie wspominając, że nie oglądamy już Mandy Moore, która jest w ciąży, ale jej brak nie jest bardzo odczuwalny. W dwunastym odcinku Randall też odsunął się w cień. Trafił na terapię grupową dla osób o podobnych przejściach w dzieciństwie, co bardzo przeżywał, bo widział w ich opowieściach samego siebie. Kulminację i wnioski z tego spotkania zapewne zobaczymy w kolejnym epizodzie, gdy spotka się z Kevinem i przeprowadzą ważną rozmowę, z którą zwlekają od początku sezonu. Możemy spodziewać się wielu emocji!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj