Tajemnica domu Turnerów to kolejna powieść Kate Morton, która trafiła na półki księgarń w pięknym wydaniu serii butikowej. Jest to poprawnie opowiedziana historia z wątkiem kryminalnym, ale nic poza tym.
Tajemnica domu Turnerów zaczyna się bardzo mocnym uderzeniem. Na samym wstępie dowiadujemy się, że zginęła matka z czwórką dzieci, a najmłodsze dziecko zaginęło. Nie ma żadnych śladów, a wszyscy wyglądają tak, jakby zasnęli.
Zbrodnią po 59 latach zaczyna interesować się dziennikarka. Jess rozpoczyna własne śledztwo. Wraca więc do domu rodzinnego, gdzie musi rozprawić się też z własną przeszłością. To był ten zapowiadany wątek kryminalny, ale... niestety na tym koniec. Rozumiem, że Kate Morton specjalizuje się w obyczajówkach, ale jeśli obiecała coś kryminalnego, to mogła zmusić bohatera do jakiegoś wysiłku. W historii wszystko odkrywa się samo przed samozwańczą śledczą. Poza tym z przykrością stwierdzam, że mniej więcej w połowie książki można się domyślić, kto dopuścił się tego okropnego czynu. Całość ratuje trochę zakończenie.
Źródło: Albatros
Zajmijmy się zatem warstwą obyczajową. Pisarka kładzie nacisk na toksyczne relacje wewnątrz rodziny, które ukryte są pod płaszczykiem miłości i troski. Narracja prowadzona jest na dwóch płaszczyznach. Przeszłość i teraźniejszość poznajemy oczami różnych bohaterów, co akurat pisarce wyszło bardzo dobrze. Wszystko się wzajemnie uzupełnia, wynika jedno z drugiego. Nie mam się do czego przyczepić.
Tajemnicę domu Turnerów czyta się bardzo dobrze, mimo że można ją wrzucić do worka "nieskomplikowane czytadełko". Dłużyzny, spowodowane w większości niepotrzebnymi opisami przedmiotów i widoków, są drażniące, ale i tak czas podczas lektury płynie przyjemnie i szybko.
Myślę, że jest to książka dobra na prezent ze względu na piękne wydanie. Świetnie sprawdzi się podczas długiej podróży lub jesiennego, dżdżystego popołudnia.