Fabuła 47 roninów jest przyozdobioną w szaty gatunku fantasy klasyczną japońską legendą. Niestety bogactwo kultury Kraju Kwitnącej Wiśni zostało dosłownie rozjechane walcem, ponieważ wszystko, do czego się ona sprowadza, to niekończące się ukłony, miecze samurajskie wydające metaliczne dźwięki, szaty w stylu jedi oraz wyjaśnianie widzowi najprostszych wyrażeń, między innymi: ronin, seppuku czy kodeks Bushidō.

Keanu Reeves, grający jedną z głównych ról, wciela się w wyrzutka wychowanego przez demony, który od dzieciństwa pała disnejowską (niemożliwą do zrealizowania w normalnych warunkach) miłością do córki Lorda Asano, Miki, tym samym podporządkowując całą fabułę tej miałkiej relacji.

Obsada również wypada dość miernie, ponieważ brakuje w niej po prostu charakterystycznych postaci. Dość wspomnieć, że na czterdziestu siedmiu roninów przypada jedynie czterech bardziej wyrazistych; reszta wydaje się być bezbarwnymi statystami wymachującymi mieczami. Warto jednak wspomnieć o Minie Tanace, którego obecność wraz z Hiroyukim Sanadą można zaliczyć do jednych z niewielu atutów tego filmu. Tanaka jest aktorem doskonale łączącym w sobie cechy mędrca i doświadczonego władcy, co ma dosłownie wypisane na twarzy. Wiecznie młody Keanu Reeves wydaje się zaś dysponować jedynie dwoma minami: spuszczoną głową oraz zmrużonymi oczami zwiastującymi nadchodzące niebezpieczeństwo. Zombie Boy? Występuje w filmie przez niecałe dwie minuty. Śmieszą także postacie szwarc charakterów, czyli Lorda Kira oraz wiedźmy aka "latającego prześcieradła", które są po po prostu arcy papierowe.

Efekty specjalne? Nie przejmujcie się, nie uświadczycie ich za wiele, gdyż znaczna część (przekroczonego) budżetu została roztrwoniona na kolejne dokrętki oraz późniejsze etapy produkcji, które sami zaangażowani określają mianem "nightmare".

Debiutancki obraz Rinscha dobitnie udowadnia, że świeżo upieczony reżyser nie odnajduje się w poetyce współczesnego kina. Dlatego też dla kinomaniaków gratką będzie wyłapywanie kolejnych elementów nieudolnie zapożyczonych z równoległych produkcji, ponieważ 47 roninów można by porównać do serii "Piraci z Karaibów", tyle że na suchym lądzie, o dwie klasy niżej i z przydługim wstępem.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj