Taniec młodości to mały, niezależny komediodramat stworzony dla platformy Apple TV+. Czy warto obejrzeć?
Taniec młodości to komediodramat, który miał swoją premierę na festiwalu Sundance, a potem został kupiony przez Apple TV+. To z góry mówi, o jakim typie kina rozmawiamy, bo niezależne, małe dobre filmy przeważnie trafiają na Sundance i często są nieopatrznie omijane przez widzów, bo nie mają dużej promocji i gwiazd, które by przyciągały. Tak też swoją drogę przeszła oscarowa
Coda tej samej platformy i choć
Taniec młodości nie jest filmem na tym samym poziomie, Cooperowi Raiffowi udaje się stworzyć prostą, ale sympatyczną historię o dojrzewaniu. Wiele w tym emocjonalnej dojrzałości i autentyczności, która przemówi do widza na tym głębszym poziomie. To jest największa siła, że nawet jeśli scenariusz niedomaga, a historia gdzieś zatraca swój sens, ta prawda bijąca z relacji postaci i ich emocje potrafią przekonać i dać chwilę zapomnienia.
Cooper Raiff daje radę w głównej roli, tworząc kreację młodego człowieka, który szuka swojej drogi. Ma zaledwie 20 kilka lat, mieszka z rodzicami, ma straszną pracę i nie wie, co ze sobą zrobić. To coś, z czym wiele osób może się identyfikować podczas seansu, bo kto z nas w tym wieku doskonale wiedział, co będzie robić w życiu? Dlatego droga pokazania w
Tańcu młodości pozwala w jakimś stopniu zrozumieć ten etap przejściowy, ale moment, w którym Raiffowi nie wychodzi, jest niestety kluczowym i kulminacyjnym etapem tej historii. Gdy cała droga ma sens, emocje i potrafi dać zrozumienie, tak głębszy cel w finale trudno dostrzec. Nie da się tak w pełni pojąć, że to, co się wydarzyło, naprawdę mogło być tym momentem, który przelał czarę i pozwolił mu zmienić swoje życie. Co prawda cel fabularny jest tutaj zrozumiały i naprawdę można poczuć, co chciał tutaj osiągnąć, ale ten kluczowy moment zgrzyta i nie daje aż takiego ładunku emocjonalnego, który pozwolił sobie powiedzieć: tak, to jest to, zachowałbym się podobnie.
Centralną relacją
Tańca młodości jest ta pomiędzy głównym bohaterem a starszą od niego Domino. To jest coś, co przez większość filmu wydaje się fascynującą grą w kotka i myszkę. Każda scena zwyczajnej rozmowy pomiędzy nimi ma w sobie tak dużo napięcia, że aż jest to zaskakujące. W tym momencie Raiff słusznie każe się skupić na postaci, którą brawurowo gra
Dakota Johnson. Jej szczera emocjonalność jest w stanie w wielu momentach poruszać i często można pomyśleć, że jej reakcje są prawdziwe i nie ma w tym jakiejś gry. Gdy jednak dochodzi tutaj do powstania dość dziwacznego romansu,
Taniec młodości traci swój impet, bo ta relacja romantyczna nie jest usprawiedliwiona fabularnie i wydaje się niepotrzebnie wprowadzona. Sama przyjaźń w tym aspekcie w zupełności by wystarczyła. Co nie umniejsza tego, jak przez większość czasu ta relacja jest budowana wyśmienicie, a każda scena z nimi potrafi szczerze zafascynować i zaangażować. Zwłaszcza że oboje nie są w niej prostymi trybikami, a każdy ma złożony charakter i problemy, które ta relacja ma rozwiązać.
Ciekawym aspektem filmu jest Vanessa Burghardt, czyli autystyczna aktorka grająca również autystyczną Lolę. W kreacji takiej osoby czuć jeszcze większe pokłady szczerości niż w kimś z wieloletnim doświadczeniem. Dlatego często przy Raiffie czy Johnson młoda Vanessa potrafi skraść scenę, pokazując też zrozumienie reżysera, jak dobrze prowadzić na ekranie taką aktorkę. Duży plus do listy zalet.
Ostatecznie
Taniec młodości to zaledwie sympatyczny film o dojrzewaniu i pokazaniu, na co ma to wpływ w życiu. Jak często pozornie banalne sytuacje mogły skierować nasze życie na właściwe tory. Reżyser i scenarzysta jednak w kulminacji nie nadał wszystkiemu odpowiedniego głębszego sensu, by to potrafiło w pełni do siebie przekonać.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h