Piąta seria, podobnie jak trzecia, podzielona została na dwie części. Tym razem jednak prezentuje ona ciągłą historię, pomimo iż osiąga pewien punkt kulminacyjny po pierwszych dziesięciu odcinkach. Podobnie jak poprzednio, fabuła rozgrywa się na kilku płaszczyznach, oferując wielowątkowość. Twórcom w umiejętny sposób udaje się to ze sobą przeplatać, co daje jeszcze lepszy efekt. Nie ustrzegli się oni jednak od pewnych błędów, które psują odrobinę odbiór całości. Pierwszy epizod rozpoczyna się od bardzo klimatycznej sceny z Lydią, starającą się uciec z Eichen House. Sprawnie wykorzystano tutaj futurospekcje do manipulacji widzem i przedstawienia kilku ciekawych urywków, jak się później okazuje, wyrwanych z kontekstu. Tym razem bohaterowie zmierzyć się musieli z Doktorami Strachu, którzy bez wątpienia są najbardziej klimatycznymi antagonistami w tym serialu. Każde ich pojawienie się na ekranie było ekscytujące, a sam sposób ich ukazywania był genialny. Towarzyszące im mechaniczne dźwięki i zakłócenia, plus przenikanie między wymiarami, tworzyły tak intrygujące ujęcia, że aż szkoda, iż ich wątek został zakończony w taki sposób, spłaszczając ich rolę. W pierwszej połowie sezonu ich celem jest tworzenie chimer. Łamią oni prawa świata nadnaturalnego, powołując do życia stworzenia posiadające cechy kilku gatunków, w sposób naukowy. Ich zadanie najeżone jest jednak samymi porażkami i dopiero pod koniec osiągają swój cel. Twórcy nawiązują tutaj do pewnej legendy związanej z rodziną Argentów, której zalążki poznaliśmy w pierwszej serii. W drugiej połowie antagoniści skupiają się na „pielęgnowaniu” swojego eksperymentu, co nie kończy się dla nich najlepiej. Drugim elementem, który stoi na przedzie jest powrót do Beacon Hills Theo, dawnego przyjaciela Scotta i Stilesa. Przybywa on w poszukiwaniu miejsca w stadzie Scotta, jak się jednak okazuje jego intencje są całkowicie inne. To jest przyczyną najgorszego wątku w tej serii. Mianowicie chodzi o rozpad stada Scotta. Zostało to przedstawione mało wiarygodnie i zbyt szybko. Pojawia się ktoś nieznajomy dla większości bohaterów i bez najmniejszego problemu udaje mu się skłócić niemal wszystkich z Prawdziwym Alfą. O ile pozostałych można zrozumieć, tak rozpad przyjaźni Stilesa i Scotta jest przedstawiony zbyt na siłę i bez wystarczającego zaplecza fabularnego. Dość dziwnie prowadzony w tym sezonie jest też wątek Kiry. Postać ta nadal ma problem ze wzbudzeniem zainteresowania u widza, aczkolwiek tutaj starano się z całych sił. Wiele się nie zmieniło w porównaniu do zeszłej serii i nadal waleczna Kitsune zostaje pokonana w każdej walce jednym ciosem, zaraz po tym jak zaprezentuje swoje umiejętności wymachiwania mieczem. Stan ten zmienia się trochę w momencie kiedy uwolniona zostaje postać lisa, jednak nie w taki sposób jak moglibyśmy się tego spodziewać. Gdy bohaterka znika to nawet się tego nie zauważa, ponieważ jej charakter jest bezbarwny i niemal niewidzialny, nawet kiedy pojawia się na ekranie. Ponownie do obsady zostało wprowadzonych wielu nowych, młodych bohaterów. Każdy z nich daje od siebie coś innego i każdy w umiejętny sposób wpasowuje się w resztę obsady. Umiejętne zazębienie historii głównych bohaterów z historiami tych nowych ukazane jest w prawidłowy i interesujący sposób. Na ekranie wypadają oni bardzo dobrze, nie trącą sztucznością i widać, że w swoich rolach czują się dobrze. Dobieranie aktorów i aktorek, czy rozpisywanie nowych postaci to nadal jeden z atutów tej produkcji. Jeżeli chodzi o bohaterów rezydujących w serialu od dłuższego czasu to twórcy znów popełniają ten sam błąd. Derek nie występuje w tym sezonie, ze względu, że Tyler Hoechlin odszedł z produkcji w poszukiwaniu nowych projektów, jednakże w historii nie dostajemy żadnej informacji co się z nim dzieje. Możemy domyślać się, że razem z Braeden udał się w poszukiwania Pustynnego Wilka, jednak po jej powrocie, nadal nie dostajemy nic. To jest jeden z minusów w Teen Wolfie, kiedy bohaterowie znikają bez żadnego wyjaśnienia. Przymykając oko na ten mankament, dostajemy powroty interesujących bohaterów z poprzednich sezonów. Domyślić się można było, że po tym jak w finale 3A, Scott i Derek darowali życie Deucalionowi, to prędzej czy później sięgną do niego po pomoc. Powrót tak charyzmatycznej postaci bez wątpienia stanowi ogromny plus i szkoda tylko, że pojawia się on na tak krótko. Podobnie sytuacja się ma z Gerardem, który również służy pomocą bohaterom, starając się jednocześnie pozyskać dla siebie moc w jakiś sposób. Jego opowieść z osiemnastego odcinka, jest sposobnością na powrót aktorki, która odeszła jakiś czas temu. Pojawia się ona w całkowicie innej roli niż można było się spodziewać i wychodzi bardzo nostalgicznie i interesująco. Wprowadzenie nowych postaci sprawiło, iż w obsadzie zaczęło być trochę tłoczno. Nadmiar bohaterów nie działa dobrze, ponieważ wielu z nich zostaje zepchniętych na dalszy plan i często są zaniedbywani. Logicznym wydaje się skupienie na najbardziej interesujących bohaterach i tak też uczyniono. Najbardziej eksploatowanymi postaciami byli Stiles i Lydia, co zadziałało świetnie w tym sezonie. Rozwój ich relacji bez wątpienia ucieszył wielu fanów, którzy kibicowali tej parze od samego początku. Ogląda się to bardzo dobrze, jednak jest to dziwne zagranie, zwłaszcza, iż Stiles jest w związku z Malią, co akurat tym razem było mało ukazywane. Dodatkowo cały czas sugerowano nam rozwój romantycznej relacji pomiędzy Lydią i Parrishem. Zobaczymy co twórcy przygotowali szóstą odsłonę. Tworzenie chimer przez Doktorów Strachu pozwala na ponowne spotkanie ze stworzeniami dawno już niewidzianymi, np. z kanimą. Dzięki temu po raz kolejny mitologia serialu zostaje poszerzona o nowe gatunki i jest to przedstawiane w umiejętny i staranny sposób. Wszystko jest przemyślane i pełni określoną funkcję, nie pojawia się bez celu. Dowiadujemy się również jakiego rodzaju istotą nadprzyrodzoną jest Parrish, co okazuje się niespodziewane i intrygujące. MTV znów daje znać o tym, iż było stacją muzyczną, przemycając podczas odcinków naprawdę wiele ciekawych kawałków. To urozmaica ścieżkę dźwiękową, która jednak i bez tego stoi na bardzo wysokim poziomie. Od trzeciego sezonu efekty specjalne w produkcji stały na naprawdę dobrym poziomie i nie raziły sztucznością. Tym razem większość z nich jest dopracowana i wygląda naprawdę dobrze. Słabo wypada jednak wygląd udanego eksperymentu Doktorów. Razi sztucznością od pierwszego pojawienia i ciężko się to ogląda. Zdaję sobie sprawę z tego, że wykreowanie tak dużej istoty wiąże się z dużymi nakładami pieniężnymi, które ograniczony były przez pozostałe efekty, których w tej serii było bardzo dużo, lecz z przedstawieniem płonącego Parrisha twórcy nie mieli problemu. Można było chociaż ograniczyć pojawianie się czarnego charakteru na ekranie. Podobną sztucznością razi jedna z ostatnich scen z Scottem i Kirą na pustyni. Wygląda to tak jakby twórcy w ostatniej chwili wpadli na ten pomysł i nie mieli już sposobności na powrót na plan na pustyni. Teen Wolf w piątym sezonie zbliża się poziomem do serii 3A, jednak przez kilka znaczących błędów trochę zabrakło. Bez wątpienia największym atutem są tutaj bohaterowie. Wykreowani w niezwykle interesujący sposób, z ogromnym zapleczem scenariuszowym i świetnymi aktorami, którzy się w nich wcielają. Skupienie się na tych najciekawszych dodatkowo plusuje. W ogólnym rozrachunku fabuła jest frapująca, jednak twórcy nie potrafili ustrzec się od pewnych znaczących błędów, które skutecznie psując odbiór. Na drobne mankamenty pojawiające się na innych płaszczyznach można przymknąć oko, bo z czasem giną one gdzieś pod napływem tych pozytywnych rzeczy. Wszystko jak zawsze okraszone jest świetną muzyką i dobry efektami, które tym razem nie w każdym momencie stały na wysokim poziomie. Miejmy nadzieję, iż twórcy wyciągną wnioski i w ostatniej serii godnie wszystko zakończą.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj