Premiera ostatniego sezonu Teen Wolfa stoi na wysokim poziomie, oferując przyjemną rozrywkę. W umiejętny sposób zarysowano przewodnie wątki tego sezonu, w głównej mierze skupiając się jednak na tym, co w serialu najważniejsze, czyli na bohaterach. Zapowiada się na godne i nostalgiczne pożegnanie z produkcją.
Pierwsza rzecz, która doczekała się sporej zmiany to czołówka serialu. Nadal pozostał w niej świetny motyw muzyczny, aczkolwiek od strony wizualnej przeszła gruntowną transformację. Zniknęła z niej Arden Cho, która nie pojawi się w tym sezonie, co w zasadzie sugerowało zakończenie poprzedniej serii. Zamiast tego dołączyli: Linden Ashby, Melissa Ponzio i JR Bourne. Zrezygnowano z wcześniej przygotowanych sekwencji i zastąpiono je kadrami z poprzednich sezonów, co idealnie wpasowuje się w konwencję obecnej serii okraszonej hasłem promocyjnym „remember”. Ciężko też nie zapamiętać, kiedy prezentuje się ona tak dobrze.
Jak dobrze wiemy, sezon ten skupi się na kilku istotnych wątkach i każdy z nich, w mniejszym lub większym stopniu, został poruszony w pierwszym odcinku. Bez wątpienia na pierwszym planie stać będzie wątek Dzikiego Gonu, który swoją drogą zapowiada się niezwykle frapująco. Antagoniści wypadają bardzo klimatycznie i budzą namiastkę grozy. Drugi element to zbliżający się koniec szkoły i odejście bohaterów z Beacon Hills. Głównie postawiono tutaj na humor, jednak w dalszej części zapewne zostanie to rozwinięte w znacznie poważniejsze rozterki wśród bohaterów. Zaakcentowano również subtelnie pojawienie się jeszcze jednego domniemanego przeciwnika, w którego wciela się Pete Ploszek, ale na rozwój tego wątku będziemy musieli jeszcze poczekać.
Spoglądając wstecz przez wszystkie serie, bez problemu da się zauważyć, jaką ewolucję przeszedł serial. Z przeciętnej, jak nie słabej produkcji w pierwszym sezonie, zaznaczając swoją genialność w trzecim, aż do teraz. Mamy do czynienia z poważnym i dojrzałym bytem, który świetnie wyważa ilość dramaturgii, romansu czy humoru. Dochodzi do tego genialna fabuła, zawsze przemyślana ze szczegółami i wykorzystująca ciekawe mity i legendy. W to wszystko wpasowani są rewelacyjni bohaterowie, z odpowiednią głębią i interesującymi przeżyciami.
Pierwszy epizod skupia uwagę na dwóch postaciach, które cieszą się uwielbieniem fanów od samego początku. Oczywiście są to Lydia i Stiles, którzy na ekranie kradną każdą scenę. Chemia istniejąca między Holland Roden a Dylanem O'Brienem jest hipnotyzująca i sprawia, że jeszcze bardziej im kibicujemy. Mamy tutaj rozwój zacieśniania ich więzi, którą zapoczątkowano w drugiej połowie poprzedniego sezonu. Brylują oni na ekranie, bez wątpienia stanowiąc najsilniejszy atut całości.
Pozostali bohaterowie również są ukazani, jednak nie mieli zbyt dużo czasu ekranowego. Młodsza część obsady prezentuje się bardzo dobrze i bez wątpienia będą oni eksploatowani w późniejszym czasie. Shelley Hennig portretująca Malię na ekranie nadal jest źródłem humorystycznych scen i niezmiennie ogląda się ją bardzo dobrze. Scott w sumie stanowi tym razem tylko dodatek, aczkolwiek nie jest to bynajmniej wada. Reszta przemknęła gdzieś w tle zaznaczając jedynie swoją obecność.
Pierwsza część epizodu utrzymana jest głównie w lekkiej humorystycznej konwencji, nie przytłaczając widza od samego początku. Sprawdza się to dobrze, pozwalając bez trudu zapoznać się z nową historią. Jednak druga część to istna jazda bez trzymanki. Co prawda większość widzieliśmy w zwiastunach i zapowiedziach, ale zrealizowane jest to tak dobrze, że i tak trzyma w napięciu. Jest przepełnione emocjami i naprawdę urzeka swoim klimatem, a wisienką na torcie jest sekwencja w Jeepie, na którą czekało wielu fanów.
Wszystko jak zawsze otacza rewelacyjna ścieżka dźwiękowa, która w tym odcinku wpasowuje się idealnie i kilkukrotnie potęguje emocje bijące z ekranu. MTV nie zapomina o swoich muzycznych korzeniach i cały czas przemyca interesujące brzmienia do seriali. Wizualnie wszystko również stoi na wysokim poziomie i utrzymywane jest w ciemniejszych stonowanych barwach, by uwydatnić charakter sezonu.
Twórcy na ostatnią odsłonę swojego dzieła przygotowali niezwykle interesującą konwencję ludowego mitu o Dzikim Gonie. Wydaje się być to idealny antagonista na finalny sezon. Oscylowanie z pamięcią o najbliższych i skłanianiu do refleksji to bardzo dobry zabieg na sam koniec podróży. Seria promowana była hasłem „remember”, nadając atrakcyjności i wywołując nostalgiczne odczucia w widzach. Droga w pamięci przez te wszystkie odsłony była miejscami ciekawsza, miejscami nie, ale na pewno każdy z nas darzy produkcję pewną sympatią i żegnać będziemy się z nią z żalem.
Teen Wolf debiutuje z szóstym, a zarazem ostatnim sezonem, w bardzo dobrej formie. Oferuje wciągającą fabułę, subtelnie nas w nią wprowadzając. W drugiej części odcinka wrzuca nas jednak na głęboką wodę, gdzie emocje wylewają się z ekranu potokiem. Skupienie się na Lydii i Stiles’ie okazało się strzałem w dziesiątkę. Udało się rozpalić ciekawość i oczekiwanie na kolejne odcinki. Można śmiało przypuszczać, że twórcy zabiorą nas w niezapomnianą podróż, która na długo pozostanie w naszych głowach.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h