Twórcy odpuścili nam na trochę, bo ciężkim, naprawdę ciężkim poprzednim odcinku możemy chwilę odetchnąć – choć nie mówimy tu o akcji, bo ta gna na złamanie karku. Po prostu na chwilę (nie na cały odcinek co prawda) zelżał nieco przygnębiający, mroczny klimat – ba, przy niektórych ujęciach widać nawet słońce! Bez wątpienia jest to coś, do czego nie przyzwyczaili nas scenarzyści przez ostatnie kilka odcinków. Tym razem, choć przez chwilę jest nieco jaśniej, jakby łagodniej i ten przemyślany zabieg naprawdę wpływa pozytywnie na odbiór nowego odcinka. Przynajmniej na początku, bo druga jego połowa, zwłaszcza końcówka, to już powrót do wizji dominującej w ostatnim sezonie ,wizji dzięki której 6B, mimo braku Dylana O’Brien w roli Mieczysława „Stilesa” Stilinskiego jest jednym z najlepszych sezonów Teen Wolf. Jeśli chodzi o fabułę, to miałem szczere obawy, jak dalej poprowadzona zostanie historia, czy znów nie będzie przestoju po naprawdę znakomitej końcówce poprzedniego odcinka. Tymczasem obawy rozwiały się już na samym początku odcinka, bo w Beacon Hills (nie tylko zresztą) zaczęła się otwarta wojna między łowcami a światem nadnaturalnymi. Problem w tym, że łowcy mają przewagę – prócz wyszkolonej ekipy Gerarda, mamy też pospolite ruszenie, zarówno w szkole jak i poza nią, którym w jakiś sposób dowodzi uczennica starego Argenta, Tabora Monroe. Niestety, jeśli mówimy o wojnie, mówimy też o ofiarach, które trzeba będzie ponieść. Niewielkie zwycięstwo w walce z Argentem, jak się okazuje będzie naszych bohaterów sporo kosztować – nie wiemy tylko, ile dokładnie, bo odcinek kończy się cliffhangerem, i to, jeśli można ocenić, całkiem udanym. Jedyną niepotrzebną chwilą w zasadzie była scena z początku odcinka, jesteśmy już nieco zbyt daleko, by przedstawiać poboczne postacie, mające istnieć tylko jeden odcinek. Rozumiem, co twórcy chcieli sceną przekazać, ale mogli to zrobić we wspomnieniach któregoś z bohaterów, lub też w jakiś sposób wpleść ją w wydarzenia – tak wydaje się być wydarta z kontekstu. Bohaterowie w 6x16 dają z siebie wszystko i pod tym względem niemal wszystko wygląda świetnie. Liam i Theo naprawdę świetnie odnajdują się w lekko komediowym duecie (nie przestaje zadziwiać przemiana Theo, który jest postacią zupełnie inną niż w sezonie 5), dobrze wypadają też Malia i Scott. Ich relacja się pogłębia, a wspólnym scenom nie brakuje chemii. Argent, próbujący sabotować plany swego ojca jak zwykle wypada świetnie, tym razem w końcu Lydia też ma nieco więcej do powiedzenia. Jej moce, zwłaszcza prekognicja, zawsze dodawały serialowi klimatu. Epizodyczny agent McCall również może poszczycić się całkiem udanym występem. Jeśli chodzi o antagonistów, świetnie ukazano jak starszy łowca usadza nieco rozbrykaną młodą, jednym zdaniem – w końcu Gerard to klasa sama w sobie. Trochę zgrzyta w postaci Nolana, za szybko przechodzi przemianę, za szybko pojawia się w nim wahanie. Oczywiście, można to zrzucić na wydarzenia z poprzedniego odcinka,  niemniej nadal to nie przekonuje. ‌Triggers jest kolejnym świetnym odcinek szóstego sezonu,  choć nie da się ukryć, że kilka rzeczy zgrzyta lekko, twórcy serialu naprawdę nie spuszczają z tonu. Mam ogromną nadzieję, że ten klimat utrzyma się aż do samego końca.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj