"The 100" z każdym odcinkiem robi się coraz ciekawsze, a sama akcja nabiera rumieńców. Coraz mniej jest motywów irytujących lub przekombinowanych, a wszystko kieruje się w bardzo atrakcyjnym kierunku, cały czas obiecując, że może być tylko lepiej. W tych dwóch odcinkach widać tylko jeden bardzo wyraźny mankament - zgodnie z przewidywaniami wątek Jaha (Isaac Washington) jest nudny, mdły i - przynajmniej na razie - zapycha czas ekranowy czymś, co nie potrafi zainteresować. Bellamy (Bobby Morley) wyrasta na pierwszoplanową postać, której wątek staje się najjaśniejszym punktem opowieści. Zgodnie z moimi spekulacjami z recenzji odcinka 10 Lincoln jednak poddał się uzależnieniu i praktycznie skazał Bellamy'ego na śmierć. W sumie motyw z ratunkiem Bellamy'ego wydawał się w tym miejscu jedyną rozsądną rzeczą, jaką można było zastosować - każda inna opcja mogła być zbyt ryzykowna i po prostu przesadzona. A tak ja to kupuję, bo dostajemy sceny mocne (zabicie strażnika; prawda o tym, co robią z przybyszami z kosmosu), czasem trochę banalne (szok, w górze nie mieszkają tylko źli starcy...) i w sumie to wszystko dobrze się zazębia. W przygodach Bellamy'ego jest napięcie i dobra atmosfera, ponieważ zagrożenie czai się za każdym rogiem i w każdej chwili twórcy mogą zaskoczyć oraz wprowadzić zwrot akcji. Wielką satysfakcję daje scena ze śmiercią pani doktor. Ta postać niezmiernie mnie irytowała, więc sposób, w jaki umiera, jest odpowiedni - można rzec, że dostaje to, na co zasłużyła. Dalej drzemie tu potencjał na jeszcze więcej i przed Bellamym stoi coraz trudniejsze zadanie w obliczu narastającej wrogości mieszkańców góry. [video-browser playlist="663118" suggest=""] Podoba mi się, jak prowadzona jest Clarke. Twórcy bardzo umiejętnie pracują nad jej dojrzewaniem i powolną przemianą, nie próbując przechodzić ze skrajności w skrajność. Wiemy, że Lexa ma ogromny wpływ na to, jak Clarke zaczyna postrzegać rzeczywistość i jakie podejmuje decyzje. Widać jednak, że zachowanie twardej Clarke jest jedynie maską, bo w niektórych scenach Clarke traci nadzieję i tę siłę, którą prezentuje przy ludziach wierzących w to, że może ona coś zdziałać. W obu odcinkach mamy dwa naprawdę niezłe motywy, które kształtują bohaterkę i cementują jej dojrzewanie. Najpierw przejęcie władzy przez Clarke ku zaskoczeniu matki, ale z wyraźną aprobatą Kane'a. Scena ta jest typowa, nawet banalna, ale tutaj ona działa. Coś w tej Clarke, której Ziemianie zaczynają ufać, jest takiego intrygującego, że ta bohaterka w tak schematycznym motywie się sprawdza. Wielkim zaskoczeniem jest jednak drugi zabieg kończący 13. odcinek sezonu. To będzie mieć gigantyczny wpływ na fabułę oraz samą Clarke. Decyzja bohaterki jest tak naprawdę jedyną słuszną. Czyżby takim sposobem twórcy pozbyli się kilku mimo wszystko istotnych postaci? Interesujące jest to, jak Clarke podniesie się po takim ciosie, bo jednak świadomość tego, że ma na sumieniu tych wszystkich zabitych, musi odcisnąć piętno, ale z drugiej strony zastanawiam się, jak to dalej się potoczy. Wydaje się, że wkroczy tutaj więcej polityki związanej z innymi plemionami, które mogą śmielej się zjednoczyć, by dokonać zemsty. Pomysłowo, ciekawie i przede wszystkim zaskakująco, bo takiego zabiegu po twórcach się nie spodziewałem. Czytaj również: „Gotham” najlepszym dramatem w poniedziałek – wyniki oglądalności Można odnieść wrażenie, że z czasem "The 100" staje się po prostu lepszym serialem. Motywy fabularne są coraz ciekawsze, bardziej przemyślane, a wszystko ogląda się coraz lepiej. Oby tendencja zwyżkowa została zachowana.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj