The 100 w 4. odcinku skupia się na podróży Clarke (Eliza Taylor) i Anyi (Dichen Lachman). Rzadko widzi się w serialach młodzieżowych stacji The CW, by kobiety były w takim nieładzie i do tego jeszcze z uwagi na fabułę musiały się umazać błotem, by zgubić pościg. To buduje zupełnie inne wrażenie niż w 1. sezonie, gdzie momentami wszystko wydawało się zbyt czyste i porządne. Tutaj dzięki takim zabiegom jest trochę więcej chaosu, nieprzewidywalności i akcentów, które mogą działać na emocje. Ten wątek ma tak naprawdę dwa kluczowe punkty: pojedynek kobiet, w którym Clarke wygrywa szczęśliwie (dobrze, że nie próbowano wyciągać jej wizerunku twardziela z kapelusza), oraz cliffhanger tegoż odcinka, który jest największą niespodzianką. Wydawało się, że to już koniec, ponieważ bohaterowie są na tyle daleko od obozu, że nic nie może się stać, dlatego ta sytuacja jest tak wielkim zaskoczeniem. I na pewno bardzo skomplikuje wydarzenia, więc raczej nie musimy się przejmować czymś takim jak pokój w The 100.
W Mount Weather wszystko rozgrywa się zgodnie z oczekiwaniami. Raczej każdy z nas domyślał się, że sielanka ludzi Clarke nie będzie trwać długo i w końcu dojdzie do odkrycia kart. Do końca jeszcze nie jest jasne, jaką rolę to ma odgrywać w przyszłości - wiemy, że w przypadku promieniowania uzdrawiała tych ludzi nawet krew Reaperów, więc jak inaczej działa w tej sytuacji? Czyżby przepuszczenie krwi przez mieszkańców Arki miało poprawić ich odporność i pozwolić im wyjść normalnie na zewnątrz? Liczę, że w kolejnych odcinkach zostanie to rozwinięte i ciekawie nakreślone. Choć na razie prezydent nie podjął jeszcze tej decyzji, wydaje się ona formalnością. W Mount Weather na drugim planie są interesujące eksperymenty na wojownikach Ziemian - tylko problem w tym, że do końca nie wiadomo, do czego one mają prowadzić. Gdy się tak nad tym zastanowić... czyżby oni tworzy Reaperów? W jednym z poprzednich odcinków widzieliśmy, że Reaperzy bali się tego sygnału dźwiękowego.
[video-browser playlist="632765" suggest=""]
Wyprawa Finna, Bellammy'ego i spółki jest raczej poprawna, bo dobrze pokazuje kontrast pomiędzy dwoma przodującymi chłopakami. Bellamy teraz wzbudza wiele sympatii spokojem i dojrzałością - to tutaj jest odpowiednio pokazane, szczególnie w scenie ratunku dziewczyny. Szkoda jedynie, że sam motyw z linką wydaje się nieprzemyślany, ponieważ można było założyć, że po takim czasie spędzonym na Ziemi bohaterowie są na tyle rozgarnięci, by tego typu akcję przeprowadzić poprawnie. A tu mamy tak naprawdę kuriozum - chłop zawija linę, a reszta zamiast go asekurować patrzy jak cielę na malowane wrota. To musiało się źle skończyć.
Kompletnie nie kupuję przemiany Finna w skrajnie psychopatycznego faceta z obsesją. Jest oszałamiająco sztuczna, zbyt gwałtowna i przede wszystkim za szybka. Rozumiem, że końcowa scena z mordem niewinnych miała szokować, ale mnie jedynie zniesmaczyła. Dobrze jednak, że niezrównoważenie Finna jest coraz bardziej podkreślane, bo przez chwilę myślałem, że to tylko wynik jego nastoletniej miłości, ale nawet pomimo tego wrażenie jest negatywnie i wręcz komiczne. A szkoda, bo oba odcinki ogląda się świetnie, budują emocje, wciągają fabułą i sprawiają nie lada frajdę.
Czytaj również: "Misja 100" - książkowy pierwowzór "The 100"
The 100 w 2. sezonie trzyma poziom równy, dobry i nie zwalnia tempa. Jest o wiele lepiej niż w 1. serii, a gdyby nie motyw Finna, nie byłoby zbyt wielu powodów do narzekania.