Najnowszy odcinek The Boys był niezwykle makabryczny i szokujący. Większość epizodu była prowadzona w spokojnym tempie, aby starannie nakreślić fabułę, ale końcówka wbiła w fotel i na długo zapadnie w pamięci. Oceniam.
Nowy odcinek
The Boys rozpoczął się mocnym uderzeniem, choć to na pewno końcówkę zapamiętamy najlepiej. W każdym razie zobaczyliśmy, do czego może prowadzić mowa nienawiści o nazistowskich zapędach. Choć w tym wypadku Homelander i Stormfront atakują z mównicy imigrantów, to równie dobrze mogłoby to dotyczyć innych społeczności, ponieważ efekt wywołaliby ten sam. Bardzo aktualny temat, który obserwujemy również w Polsce. To pokazuje uniwersalność zagadnienia i udowadnia, że w serialu jest miejsce na szaloną rozrywkę, ale też na chwilę refleksji.
Najbardziej interesującym wątkiem w tym odcinku był ten związany z zatrzymaniem Starlight, co wymusiło akcję ratunkową Hughiego i Lamplightera. Ten drugi wykorzystał sytuację, aby dostać się do Vought Tower i tam popełnić spektakularne samobójstwo. To było zaskakujące, ale wcześniej można było dostrzec sygnały, że coś się niedobrego dzieje z bohaterem. Przecież manifestował etap użalania się nad sobą, oglądając filmy pornograficzne z parodią superbohaterów z Siódemki, co było jednocześnie zabawne i dość krępujące. Jednak nie spodziewaliśmy się, że problem jest aż tak duży, nawet wtedy, gdy rozmawiali o tym, jak zawiedli w życiu. Mimo wszystko jeszcze bardziej makabrycznie od podpalenia wyglądało ucinanie ręki Lamplightera przez Hughiego, co ocierało się o czarny humor. To było bardzo w stylu
The Boys.
Mimo wszystko płomienne samobójstwo Lamplightera pomogło uwolnić Starlight, która musiała się jeszcze zmierzyć z Black Noir. Aż bolało od patrzenia, jak dostaje łupnia. Walka wyglądała widowiskowo, ale zakończyła się dość nietypowo. Queen Maeve wykorzystała słabość superbohatera, ratując Starlight. Batonik, o którym Annie opowiadała kilka odcinków temu, okazał się niemal zabójczą bronią. Żaden element fabuły nie jest przypadkowy, nawet jeśli z pozoru wydaje się nieistotny. A do tego Queen Maeve znowu zyskała nieco sympatii w oczach widzów, dzięki swojej postawie. Co prawda wynika ona z cierpienia i kryzysu w związku z Eleną oraz chęci buntu wobec Vought, ale wybrała słuszniejszy wariant. Warto też wspomnieć o Ashley, która jednak ma serce i pokazała ludzką twarz wobec Maeve. Ta bohaterka po prostu wykonuje swoją pracę i robi, co do niej należy. Ale ważne, że nigdy nie była jednowymiarowa i pozbawiona uczuć.
Mniej intensywnie prezentował się wątek Homelandera i Stormfront. Ale za to nie brakowało w nim emocji, szczególnie ze strony Becki, która bała się o syna. Niewiele się tu wydarzyło, ale ciągłe napięcie, które wynikało z samej obecnością tego złoczyńcy, było wyczuwalne. Ciekawe jest też to, że Homelanderowi zależy, aby syn nie musiał przeżywać tego, co on. Intencje miał dobre, ale efekt działań i zwrócenie Ryana przeciwko matce było okrutne. A
Shantel VanSanten zagrała znowu bardzo emocjonalnie. Mimo wszystko wątek raczej wzbudzał średnie zainteresowanie w porównaniu do innych, ponieważ spowalniał rozwój wydarzeń.
Odcinek stał też pod znakiem problemów rodzinnych. Niemal każdy z bohaterów wspominał o rodzicach i ich wpływie na ich życie. Lamplighter, Hughie, Homelander, nawet Francuz, którego w tym epizodzie było bardzo mało. Ale nic nie szkodzi, bo razem z Kimiko otrzymali sympatyczną wspólną scenę. Również Annie spotkała się z matką, aby nieco oczyścić atmosferę między nimi. Ale tym najbardziej wyróżniającym się wątkiem podejmujący ten temat był ten z Butcherem i jego umierającym ojcem. Wcielił się w niego
John Noble, który podobnie, jak
Karl Urban grał we
Władcy Pierścieni: Powrót Króla. Ważniejsze jest to, że obaj swobodnie mogli mówić ze swoim silnym akcentem, co fajnie definiuje ich postacie. Natomiast sama historia wydaje się wciśnięta nieco na siłę do fabuły tego odcinka. Oczywiście Butcher również zasługuje na zgłębienie jego przeszłości oraz tego, kto go ukształtował. Aktorzy zagrali świetnie, razem z
Lesley Nicol wcielającą się w matkę Billy'ego, ale moment nie był najlepszy na rozpamiętywanie rodzinnych nieporozumień. Możemy się tylko domyślać, że kolejne informacje o Lennym znajdą zastosowanie w finale sezonu. Wtedy to wymuszone spotkanie rodzinne nabierze sensu.
Na szczęście Butcher w tym odcinku nie tylko zajmował się rodzinnymi sprawami, ale też pokazał charakterek podczas wizyty u doktora Vogelbauma (bardzo dobry
John Doman). Mallory i Cyc nie przekonali go do zeznawania przeciwko Vought, ale Billy wykorzystał swoje specyficzne perswazyjne umiejętności. Ta scena z siorbaniem herbatki była kapitalna – łączyła w sobie śmiertelną groźbę i szczyptę humoru. Karl Urban fantastycznie czuje swojego bohatera.
Jednak cały plan pogrążenia Vought spalił na panewce z powodu masakry w sali przesłuchań. Końcówka odcinka była makabryczna i szokująca, totalny terror. Nawet Homelander i Stormfront wyglądali na zaskoczonych tymi rozbryzgującymi się wnętrznościami. Już na początku sezonu widzieliśmy podobną scenę z Rayner, lecz twórcy sugerowali wtedy, że stał za tym brat Kimiko. Jego moc nie wyrządzała tego rodzaju krzywdy. Ale, nie sięgając daleko, zdolności Cindy pasują do obrażeń. Na pewno rozgrywa się tu znacznie więcej niż nieokiełznany atak superterrorysty i to niesamowicie ciekawi. Końcówka też doskonale zbudowała grunt pod finał sezonu.
Znowu na drugi, a może nawet trzeci plan zeszli Deep i A-Train. Szkoda, że sprawa Łucznika Eagle została tak zmarginalizowana, ponieważ pokazuje, że Kolektyw jest równie bezwzględny co Vought. Poza tym sam superbohater w ogóle nie miał szansy, aby się wykazać. To podobna sytuacja do Shockwave’a, który też nie odegrał za dużej roli w seriali, a teraz… stracił głowę. Jednak niewykluczone, że Eagle jeszcze powróci żądny rewanżu.
Najnowszy odcinek
The Boys był znakomity, ale nie tak dynamiczny, jak ten poprzedni. Przez większość czasu niewiele się działo, ponieważ twórcy skupiali się na starannym prowadzeniu fabuły, co się ceni. A gdy akcja przyspieszała, to gwałtownie, aby zaszokować widzów jak najmocniej. Z tego powodu emocji było co nie miara, podobnie jak krwi, flaków i trupów. Szkoda, że tak szybko pożegnaliśmy Lamplightera, ale wypełnił swoją rolę w stu procentach. W każdym razie finał sezonu zapowiada się szalenie ekscytująco i trudno przewidzieć, co się wydarzy. Jednak po minie Butchera możemy wnioskować, że czeka nas jazda bez trzymanki. Poproszę!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h