Powolny początek mrocznej opowieści
Gra stworzona przez Striking Distance Studios pod pewnymi względami nie odstaje od klasyki gatunku. Tytuł charakteryzuje się wolnym tempem na początku przygody. Główny bohater, Jacob Lee, zajmuje się przewożeniem towarów z Europy na Kallisto, satelitę Jowisza. Splot nieszczęśliwych wydarzeń sprawia, że protagonista ląduje w kolonii karnej Black Iron. Żaden proces nie był potrzebny – wystarczyły jedynie oskarżenia, by Jacob z wolnego człowieka, który miał ustawić się do końca życia, stał się numerem w więziennych rejestrach.Horror w pojedynkę
Nie od dziś wiadomo, że największe lęki wywołuje walka z nieznanym zagrożeniem. Dokładnie tak wygląda to w przypadku The Callisto Protocol. Przyjaznych postaci w grze jest jak na lekarstwo. W zasadzie można policzyć ich na palcach jednej ręki. Gdyby nie fakt, że Lee od czasu do czasu komunikuje się z nimi przed radio, to moglibyśmy kompletnie o nich zapomnieć, tonąc w gęstym mroku betonowych murów i podziemi Black Iron. Oczywiście jest to znany z gatunku motyw, ale tutaj został wykorzystany po prostu znakomicie! Jacob przez zdecydowaną większość czasu jest sam jak palec w otoczeniu, które jest obce i wrogo do niego nastawione. Z każdym dźwiękiem czuć, jak gęstnieje atmosfera strachu. Instynktownie zmieniamy bieg postaci nie na chód, ale na skradanie – w nadziei, że umkniemy maszkarom skrywającym się w mroku. Nic bardziej mylnego. Rozpoczyna się brutalna walka o przetrwanie. Właśnie ta walka stanowi tutaj oś rozgrywki. Muszę przyznać, że The Callisto Protocol ma system pojedynków, który mnie zaskoczył. Starcia są bardzo krwawe i dynamicznie, a polegają na stosowaniu broni palnej naprzemiennie z bronią białą. Walka ogranicza się najpierw do wykonywania uników, a później do kontrowania i zadawania przeciwnikowi ciosów kończących. Momentami są to bardzo brutalne finały. Krew bryzga po całym ekranie. Przy starciu jeden na jeden możemy uniknąć obrażeń, gdyż system uników jest banalnie prosty. Wystarczy tylko trzymać gałkę analoga (w wydaniu konsolowym) odchyloną w jeden z kierunków. Jacob sam będzie wykonywał uniki, a my będziemy mogli wymierzać ciosy. Wygląda to znakomicie, ale na dłuższą metę zaczyna nudzić. Co więcej, nie jest to przydatne w walce z więcej niż jednym wrogiem. Wtedy nie sposób uniknąć ataków, więc znacznie skuteczniejszym rozwiązaniem jest eliminowanie wrogów na dystansie i ograniczenie ich liczebności tak, by niedobitków móc poszatkować bronią biała w celu zaoszczędzenia amunicji. Jak na survival horror przystało, zasobów nie ma zbyt wiele, ale dzięki licznym skrytkom powinniście znaleźć na tyle amunicji, by skutecznie radzić sobie z zagrożeniami.Oprawa bije na kolana inne gry multiplatformowe
Niesamowita brutalność i spektakularne animacje zgonu bohatera i przeciwników robią wrażenie. Oprawa jest naprawdę efektowna. Takiego poziomu realizmu spodziewałbym się raczej po tytułach przeznaczonych wyłącznie na jedną platformę, nie po grze multiplatformowej, dostępnej również na sprzętach poprzedniej generacji. Mrok i efekty świetlne w The Callisto Protocol to pierwsza liga. Chyba tylko gry Sony są w stanie osiągnąć taki poziom graficzny. I coś w tym musi być, bo przy produkcji tego tytułu czuwało około 150 pracowników właśnie z Sony. Efekty ich prac możemy podziwiać na ekranach naszych telewizorów i monitorów. Zbliżenia na postacie wypadają rewelacyjne. Aż do tego stopnia, że gracz zastanawia się, czy to gra, czy już może film. Zaangażowanie do projektu prawdziwych aktorów (Josh Duhamel i Karen Fukuhara) było dobrą decyzją. Włosy wyglądają bardzo naturalnie – tak samo jak detale na twarzach. Jest po prostu perfekcyjnie. Do tego dochodzi jeszcze znakomita scenografia skalnych pokładów więzienia i majaczącego w oddali Jowisza oraz przerywniki filmowe, które są świetnie zrealizowane i płynnie przechodzą do czystej rozgrywki.To fabuła stanowi problem
Wątek fabularny gry jest… jej największą wadą. Przedstawiona historia nie zaskakuje. Już na samym początku można przewidzieć dalszy jej tok. Wątek fabularny jest sztampowy i dość miałki. W dodatku nie obudowano go żadną ciekawą mitologią, którą chcielibyśmy eksplorować. Finał gry jest do przewidzenia już po pierwszych kilku godzinach zabawy. Jest to rozczarowujące zakończenie z fatalnym ostatnim bossem. Tak źle zaprojektowanego przeciwnika dawno nie widziałem. Na szczęście da się na to przymknąć oko, bo atmosfera nadrabia w zasadzie wszystkie niedociągnięcia. Ciężki i mroczny klimat czuje się od początku do końca, a świetnie zaprojektowane lokacje zwiedza się z ogromną przyjemnością. Niektórych może co prawda zirytować ich korytarzowy charakter z nielicznymi odnogami z ukrytymi skarbami, ale mi osobiście to nie przeszkadzało.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj