Nie chcąc odbiegać za bardzo od twórczości Poego, z którą tak mocno związany jest serial The Following, pozwoliłem zacząć sobie w nieco poetycki sposób, zaznaczając jednocześnie moją największą obawę odnośnie tego serialu. Mianowicie kompletnie nie widzę tej historii rozciągniętej do kilku sezonów. Mało tego, nie potrafię sobie nawet wyobrazić tych 15 odcinków składających się na pierwszą serię bez zanudzania widza. W mojej opinii materiału wystarcza jedynie na jakiś kilku odcinkowy mini serial, zakładając, że chcemy uniknąć przewidywalności i powtarzania schematów.
Już po pierwszym odcinku - bardzo dobrym, żeby nie było - naszła mnie taka myśl, że twórcy mogą wpaść na pomysł prezentowania nam co tydzień innego wyznawcy. Takie zagranie oczywiście z miejsca zabiłoby serial, ale z drugiej strony, jak inaczej rozciągnąć opowieść, której zwyczajnie brak długodystansowego potencjału. Byłem niemalże przekonany, że moje czarnowidzenie potwierdzi się już w drugim odcinku, do czego na szczęście nie doszło. Pytanie tylko, czy scenarzyści są na tyle kreatywni, by stale widzów zaskakiwać, dostarczać im wciąż nowych emocji i trzymać w napięciu, nie popadając przy tym jednocześnie w kicz i przesadę? Wydaje mi się, że nie, w końcu z doświadczenia wiemy, że pogrążono już niejeden serial, który prezentował znacznie większe możliwości od najnowszej propozycji FOX.
[image-browser playlist="595222" suggest=""]
©2013 FOX.
Wracając jednak do samego odcinka, można z powodzeniem powiedzieć, że na razie jest dobrze. Choć nie towarzyszą nam aż takie emocje, jak to było w przypadku pilota, to i trudno mieć wobec "Rozdziału drugiego" jakieś poważniejsze zarzuty. Tym razem znaczna część akcji skupiona jest na poszukiwaniach, uprowadzonego przez wyznawców Carrolla, syna Claire, Joeya. Brak konkretnych tropów zmusza bohaterów do rozmowy z mordercą, który z pewnością wie, gdzie przebywa jego syn. Konfrontacja Joe z jego byłą żoną skutkuje elektryzującą sceną, w której widzimy jak kobieta ledwie powstrzymuje się przed wybuchem gniewu. Trochę szkoda, że brakowało podobnych momentów z udziałem Ryana, gdyż tym razem spotkał się z Carrollem tylko raz, a jak wiemy, to właśnie wymiana zdań i wiele mówiących spojrzeń pomiędzy tymi dwiema postaciami należy do najmocniejszych aspektów serialu.
Do ciekawszych rzeczy z pewnością można zaliczyć ukazanie nam sposobu, w jaki Carroll wpływał na kolejnych wyznawców w celu ich pozyskania. Jak zdążyliśmy zauważyć, jego rzekomy urok, błyskotliwość i umiejętność zjednywania sobie ludzi nie są wcale tak silne, jak mogłoby się wydawać. Plusem jest więc to, iż nie próbowano nam wmówić, z jakim to niezwykłym mordercą mamy do czynienia, zamiast tego otrzymaliśmy retrospekcje, z których jasno wynika, że naśladowcy Carrolla to jednostki poważnie zaburzone, doświadczone przez los, o trudnej przeszłości, które nie radzą sobie na łonie społeczeństwa. Interesująco i wiarygodnie wypadła więc historia Emmy, która dość mocno tłamszona była przez matkę, co odbiło się na jej poczuciu wartości i wiary we własne siły. Naturalnie Joe to wykorzystał i odpowiednio manipulując dziewczyną, przeciągnął na swoją stronę. Ten element odcinka jest niewątpliwą zaletą, aczkolwiek nie chciałbym, aby teraz po kolei przybliżano nam przeszłość wszystkich członków sekty.
Wspomnieć należy także o postaci agentki Parker granej przez Annie Parisse, którą zapewne większość widzów kojarzy z roli Kary Stanton w serialu Person of Interest. Niewiele na razie można powiedzieć o jej bohaterce poza tym, że jest specjalistką od różnego rodzaju sekt i darzy Ryana nieco większym zaufaniem, aniżeli niektórzy pracownicy Biura. Trochę zastanawia jedna z końcowych scen, która sugeruje, jakoby kobieta również była częścią wielkiego planu Carrolla. Czy tak będzie w istocie, tego dowiemy się dopiero z kolejnych odcinków.
[image-browser playlist="595223" suggest=""]
©2013 FOX.
Jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić, to do czerpania z twórczości Poego, które zgrzyta mi już od początku. Nie chcę wyjść na malkontenta, ale motyw ten wykorzystywano już niejednokrotnie i morderców opierających swoje działania na wierszach i opowiadaniach tego pisarza kilku już było, a twórcy The Following niczego oryginalnego nam w tej kwestii nie prezentują. Uważam, że serial mógłby się bez tego obejść, chyba że scenarzyści chowają jakiegoś asa w rękawie, którego wyciągną w najmniej spodziewanym momencie, czyniąc z dorobku Edgara A. Poego istotny składnik całej opowieści.
The Following na chwilę obecną prezentuje całkiem wysoki poziom, unikając pułapek, w które tak łatwo można wpaść w przypadku tego typu produkcji. Jest dynamicznie, filmowy sposób narracji nie pozwala się nudzić, zaś aktorzy odwalają kawał dobrej roboty. Niemniej jednak mam nadzieję, że cała historia zamknie się w jednym sezonie i nikt nie będzie próbował ciągnąć tego na siłę, bowiem szkoda byłoby takich nazwisk jak Bacon i Purefoy na jakiegoś rozwleczonego i pozbawionego logiki tasiemca.
Ocena: 7/10