W tym tygodniu ekipę The Glee Project odwiedza Jenna Ushkowitz, serialowa Tina z produkcji stacji FOX. Jej pojawienie się jest bardzo uzasadnione, jeśli wziąć pod uwagę, że to ona śpiewała "True Colors" Cyndi Lauper w Glee - utwór, z którym teraz zmierzą się uczestnicy reality show. Zadanie domowe odrobiła najlepiej Lindsay, jej głos zresztą idealnie nadaje się do tego rodzaju kawałków, co doskonale udowadnia w tym odcinku. Na Jennie jednak największe wrażenie zrobiła - ku mojemu zdziwieniu - Hannah i to ona zostaje ogłoszona zwyciężczynią zadania domowego.

Kręconemu teledyskowi towarzyszyło "The Only Exception" brytyjskiego zespołu Paremore, brak choreografii i jedno wyznanie miłosne. Gdyby nie to ostatnie to odcinek w ogóle stałby w miejscu - tak przynajmniej mamy odrobinę dynamizmu. Podczas nagrań z Nikki doświadczaliśmy serii wyznań, z różnym stopniem ich prawdziwości. Po tym jak Alex uronił kilka łez, przypominając sobie o utracie ojca w czasach dzieciństwa, podobny zabieg zastosowała też Lindsay. Szczerze mówiąc ja sam nabrałem się na jej tęsknotę za domem, zdziwiłem się reakcją Nikki. Choć może nie było się na nabierać, może to były prawdziwe emocje? Lindsay naprawdę trudno rozgryźć.

Jako że klip nie wymaga choreografii nie ma na planie Zacka i przenieśliśmy się nieco szybciej niż zwykle do Erika White'a, który wymusił na uczestnikach to, czego w sumie dotychczas było najmniej - aktorstwa. W pomyśle twórców każdy z rywalizujących musiał pokazać swoje niespełnione uczucia. I tak Hannah pragnie Alexa, Alex pragnie Damiana, Damian pragnie Lindsay, Lindsay pragnie Samuela, a Samuel Hannę. Brzmi nieco zabawnie, ale sam klip na szczęście taki nie wyszedł. Był ciekawy, poruszający i przy tym bardzo dobry pod względem wokalnym. Nic dziwnego, że Nikki i Robert mieli problem z wybraniem najgorszej trójki, każdy spisał się znakomicie.

Do ostatniej rozgrywki zakwalifikowane zostały osoby, które nigdy wcześniej w najgorszej trójce nie były - Hannah, Lindsay i Samuel. Ciekawe przetasowanie, zwłaszcza że osobą, jaka według mnie powinna zaśpiewać w tym odcinku pożegnalne "Keep Holding On" był... Alex. Jurorzy mieli jednak odmienne zdanie.

Hannie powierzono "Back to December" Taylor Swift, a jej występ niestety nijak miał się do oryginału. Hannah dysponuje zdecydowanie najsłabszym głosem spośród uczestników, co też zauważył Ryan. Jej osobowość profilem idealnie pasuje też do samego Glee, tyle że wydaje mi się, iż motyw otyłych dziewczyn został już w produkcji stacji FOX dosyć dobrze ograny - początkowo dzięki Mercedes, a ostatnio dzięki świetnej kreacji Ashley Fink, czyli serialowej Lauren. Na następną tego typu postać zwyczajnie nie ma miejsca... Tak dosłownie, jak i w przenośni.

Występy Lindsay i Sama były zdecydowanie lepsze, choć to właściwie tylko do nich Ryan miał zastrzeżenia. Ta pierwsza wydaje się sztuczna (wciąż jestem jej fanem, ale coś w tym jest), ten drugi zaś jest zwyczajnie za dobry, a to nie tacy trafiają do szkolnego chóru w Glee. Decyzja o wyeliminowaniu Hanny i tak była dla mnie zaskakująca, bo o ile spisała się najgorzej z całej trójki, wypowiedzi Ryana i Roberta wskazywały, że to właśnie takiej osoby jak ona poszukują.

Liczbę odcinków pozostałych do końca sezonu można już liczyć na palcach jednej ręki. W obsadzie The Glee Project robi się coraz luźniej, choć paradoksalnie atmosfera się zagęszcza - już tylko jedna osoba do eliminacji i wielki finał.

Ocena: 7/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj