Pierwszy sezon The Grand Tour okazał się całkiem udanym eksperymentem, a raczej lekko zmienioną formułą Top Gear. Widzowie chcieli wciąż tego samego, czyli głupkowatych nieraz przygód prowadzących w ich śmiesznych lub śmiesznie drogich autach. Nie oznacza to jednak, że The Grand Tour okazał się ideałem za sprawą znacznie większego budżetu. Wystarczy obejrzeć premierowy epizod drugiego sezonu, aby dostrzec, iż formuła programu została odrobinę zmieniona. Przede wszystkim Jeremy Clarkson, James May oraz Richard Hammond uznali, że pomysł z Amerykaninem narzekającym na wszystko, co nie jest Made in USA, jest do bani. Tym samym Amerykanin zniknął w sinej dali, klnąc na czym reszta świata stoi, a nam go zapewne nie żal. Drugą istotną nowinką jest miejsce – czyżby nawet Amazon uznał stawianie namiotu prowadzących w różnych miejscach świata za zbyt drogie? Tak więc wracamy do swojskiej, zielonej i miłej sercu Anglii… Żeby sprawiedliwości stało się za dość, każdy z prowadzących program ma teraz blisko do domu. Clarkson może nawet wyskoczyć nakarmić kota… No i jeszcze jedna zmiana przypadnie pewnie widzom do gustu – żegnajcie nagłe i tragiczne zgony gości The Grand Tour. Pomysł, aby zapraszać dwójkę celebrytów z tej samej branży i kazać im się ścigać to banał, ale za to skuteczny – prostota jest czasem najlepsza. A jak prezentuje się premierowy odcinek sezonu nazwany na cześć walki samochodowych pokoleń Past, Present or Future? Całkiem przyzwoicie. The Grand Tour przyzwyczaił nas do pięknych miejsc, pięknych ujęć i jeszcze piękniejszych samochodów prowadzonych przez raczej mało pięknych panów, więc wszystko jest po staremu. Tytuł wskazuje na pojedynek trzech pojazdów, a są to napędzany klasycznym paliwem Lamborghini Aventador S, hybrydowa Honda NSX oraz całkowicie elektryczne cudo rodem z Chorwacji, Rimac Concept One, o którym nigdy nie zapomnimy. Hammond pewnie też nie. Nie po raz pierwszy ten najniższy członek trio prowadzących czuje się poszkodowany, więc tym razem to on postanawia ułożyć plan zwiedzania oraz sprawdzenia, które auto jest lepsze. Przepiękne góry Szwajcarii to jednakże miejsce zdradliwe, pełne nieczynnych tuneli, zbyt wąskich uliczek oraz absurdalnie nudnych muzeów. O hotelu, w którym wszystko jest zdrowe (koszmar!), nawet nie trzeba wspominać. To ciekawe, że akurat w odcinku, w którym większość pomysłów pochodzi od Richarda, akurat on kończy w najgorszy możliwy sposób… Ale o tym potem. Część filmowa z wycieczką po górskich stokach to miły i udany element tego odcinka. Nie ma większych zaskoczeń – oczywiste jest, że okropny hotel wybrany przez Hammonda to element w 100% wyreżyserowany, podobnie jak inne równie ciekawe w mniemaniu Maya i Clarksona atrakcje (czego się tak Clarskson uczepił, to muzeum motoryzacji jest całkiem fajne!), ale ogląda się to całkiem dobrze. Jest też jakaś satysfakcja w tym, że kolejni mieszkańcy kolejnego miejsca na świcie mogli popatrzeć na trzech nierozgarniętych gości, próbujących jeździć zdecydowanie zbyt dużymi samochodami po zdecydowanie zbyt wąskich uliczkach. Ciekawe, jak wygląda kwestia odszkodowania dla danej miejscowości w zamian za niedogodności spowodowane przyjazdem przez nią raptem trzech indywiduów… Szwajcaria okazuje się zresztą nie tylko pięknym, ale i ciekawym miejscem. Zakaz wyścigów lekko komplikuje prowadzącym program życie, od czego jednak jest długa, prosta droga… i zdumiewająco szybki Rimac Concept One. Ciężko nie zachwycić się samochodem, nie wydającym praktycznie żadnego dźwięku, pomykającym z oszałamiającą prędkością hen, przed siebie… Teraz wypada tylko powspominać to dzielne autko, które zakończyło swój żywot w iście wybuchowym stylu. Już na wstępie odcinka Clarkson i spółka przyznają się, że wizyty w szpitalu to ich nowa codzienność. Kto śledził motoryzacyjne nowinki przez ostatnie pół roku nie będzie zdziwiony – zapalenie płuc Clarksona blednie jednak przy tym, co znów zrobił Richard Hammond. Kolejny wypadek, kolejny pobyt w szpitalu, na szczęście jednak nic złego mu się nie stało. Zdumiewa lekko sposób, w jaki do niego doszło, ponieważ rzadko się zdarza wypaść z zakrętu… już za linią mety. Biedne, koszmarnie drogie auto nie mogło tego przeżyć, ale i tak możemy z tego zdarzenia wysnuć pewne wnioski. Auta elektryczne ulegają samozapłonowi, co czyni je w momencie wypadku wyjątkowo mało przyjaznymi. Tak więc Hammond jeździ świetnie i kończy… gorzej, za to goście programu, cali i żywi, czyli celebryci i jurorzy programów typu talent show, Ricky Wilson oraz David Hasselhoff pokazują, na co ich stać na nowym torze wyścigowym programu. Ciekawym elementem toru jest część żwirowa, stanowiąca sporą nowość, sami zaś goście prezentują się całkiem przyzwoicie. To miła odmiana, kiedy gość może coś powiedzieć, zanim zginie w męczarniach… Gorzej wypada stały element odcinka, Conversation Street. Naprawdę, są rzeczy, o których my, jako widzowie, nie musimy wiedzieć. Właściwie nikt nie chciałby wiedzieć, wliczając w to osobę, która daną historię przeżyła. Ale nie, musimy wysłuchać fascynującej relacji Clarksona o gościu, który najwyraźniej zapomniał o użyciu papieru toaletowego… Niepotrzebne, niesmaczne, zaniżające poziom odcinka. The Grand Tour powraca może nie z hukiem, ale z rykiem Lamborghini w szwajcarskim tunelu. Zajawka na początku odcinka daje jednak wgląd w to, co widzów czeka w przyszłości – nie zabraknie najwyraźniej tradycyjnych głupich pomysłów, drogich aut, aut prosto ze złomowiska, rozwalania budynków, jeszcze głupszych pomysłów… Będzie dobrze.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj