Najnowszy odcinek The Grand Tour oferuje momenty nudniejsze oraz ciekawsze, serwując jednak to, co najlepsze, na samym końcu – chwile pełne grozy…
Odcinek zatytułowany
Blasts from the Past pokazuje, co dzieje się, jeżeli stare połączymy z nowym. Nie trzeba żadnych wymyślnych testów, głupawych wyścigów – wystarczy jechać, aby dowiedzieć się, że pewne pomysły wyglądają dobrze na papierze, póki nie zaczyna się ich dosłownie używać. Tym razem Jeremy Clarkson oraz Richard Hammond prezentują możliwości właśnie takich starych-nowych aut, co jest naprawdę mylące. Jaguar XKSS oraz Aston Martin DB4 GT Lightweight to wzornictwo z lat 50., a tak naprawdę kompletnie nowiusieńkie pojazdy, z tym, że Jaguar jest co do nitu identyczny, jak jego piękni przodkowie, a Aston zawiera w środku już nieco nowoczesności. Przemilczając fakt, że nie da się w nim opuścić szyb, a Jaguar nie ma dachu i zamków w drzwiach. Niezwykle praktyczne samochody! Z kolei James May, zatwardziały orędownik tradycji zaskakuje wszystkich, wsiadając do Hondy Civic Type R, która pasuje do niego jak pięść do nosa. Ale May jest zadowolony, to najważniejsze. W końcu ma klimatyzację.
Pierwsza część filmowego fragmentu
The Grand Tour to zaledwie wstęp, zaprezentowanie możliwości klasycznych samochodów z lat 50. – o Hondzie wiemy tyle, że jest szybka, ale jakoś nie przyciąga wzroku francuskiej policji. Za to Jaguar oraz Aston, poza tym, że pięknie wyglądają, prezentują również niesamowite właściwości jezdne, takie jak problemy przy zmianie biegów, przeurocze za sprawą dźwięków, które wydają. Już w tym momencie widać, że to kolejne bardzo drogie zabawki, nie mające większego zastosowania na drodze. Dzięki braku zamków w drzwiach Jaguara przynajmniej widzowie mają możliwość zobaczyć, jak potrafi kołysać się Hammond, pilnując całą noc swojego auta na hotelowym parkingu. Ta część programu nie oferuje póki co zatrważających doznań – na te przyjdzie poczekać. Po drodze Clarkson wraca jeszcze raz do Forda GT, jednak jego ocena jest niejednoznaczna. Niby na torze to fajne auto, jednak już w studiu prowadzący program stwierdza, że wracając do domu własnym samochodem, o Fordzie już nie pamiętał. To kupować tego Forda czy nie? Każdy, posiadający bardzo zasobny portfel widz, musi sam odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Całkiem sympatycznie ku mojemu zdziwieniu wypada tym razem
Conversation Street – o to chodzi panowie. Nie obywa się co prawda bez wzmianek o ludzkiej anatomii, ale są one nikłe i blade. Nowinka o gepardzie ścigającym się z bolidem Formuły E to typowa anegdota, którą naprawdę można wyśmiać, bowiem rzeczywiście taki pojedynek nie ma najmniejszego sensu, chyba poza nikłą uciechą widzów, bo już na pewno nie skazanego z góry na porażkę, wykończonego geparda, któremu kazali się ścigać. Z kolei w
Celebrity Face Off goszczą dwaj perkusiści, przemili starsi panowie, Stewart Copeland z The Police oraz Nick Mason, członek Pink Floyd, których słucha się z niekłamaną przyjemnością. Czas jednak powrócić do starych-nowych aut, ponieważ zabawa dopiero się zaczyna. Podróż przez Pireneje jest przezabawna – po co scenariusz, wystarczy mgła, czyli kompletnie naturalne utrudnienie dla każdego kierowcy. A jak się nie ma jeszcze dachu, skrzynia biegów rzęzi, wpada się na ludzi, którzy w Toyocie… robią sami wiecie co, widz jest zadowolony. No tak, nie zapomnijmy o wrednej krowie. Absolutną wisienką na torcie tego odcinka jest zdecydowanie wyścig na hiszpańskim torze w Barcelonie – ta gigantyczna pochylnia na zakrętach sprawia absolutnie przerażające wrażenie. Warto zauważyć, że po raz pierwszy od naprawdę niepamiętnych czasów jeden z członków ekipy rezygnuje z udziału w wyścigu! Jak widać, nawet Hammond po ostatnich przeżyciach czuje wyraźnie, gdzie leży granica jego możliwości. Niesamowite, ale dopiero tutaj widać, jak stary-nowy Aston oraz Honda pędzą – na zwykłej prostej drodze wrażenie prędkości jest zdecydowanie mniejsze. Aż dziw bierze, że ten niesamowity tor nie pojawił się w programie wcześniej – jest rewelacyjny (pomijając niezliczone dziury). Jeżeli sam Clarkson przyznaje, że to najbardziej przerażająca rzecz, jaką zrobił kiedykolwiek w samochodzie, musimy mu wierzyć.
To był zdecydowanie ciekawy odcinek – zabrakło może odrobinę większej ilości scen typu
łał, było też trochę za dużo gadania w studiu, jednak Pireneje we mgle oraz straszny tor w Barcelonie nadrabiają te lekkie niedopatrzenia.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h