The Great Indoors opiera się na prostej fabule. Oto tradycyjne media są zastępowane przez nowoczesne, zmuszając pracujących w nich od wielu lat dziennikarzy do diametralnych zmian. I tak podróżniczy magazyn „Outdoor Limits” zostaje zredukowany do strony internetowej prowadzonej przez młody zespół, którym dowodzić ma dziennikarz z wieloletnim doświadczeniem w terenie i była gwiazda magazynu – Jack Gordon (Joel McHale). Odnalezienie się w świecie, w którym królują krótkie treści, filmiki o kotach i misach czy teksty w stylu „5 sposobów jak najlepiej wypić swój mocz” stanowi dla niego nie lada wyzwanie. Nie trudno się domyślić, że jego asymilacja z zespołem również nie przebiegnie gładko. I na tym właśnie ma się opierać aspekt komediowy tego serialu. W pilocie, bardziej niż na zabawnych żartach, twórcy skupili się na przedstawieniu wszystkich postaci i przypisanych do nich stereotypów. Mamy więc Masona (Shaun Brown) starającego się być wyluzowanym hipsterem, twardą laskę od mediów społecznościowych – Emmę (Christine Ko) i żartownisia Clarka (Christopher Mintz-Plasse) desperacko szukającego mentora. Zestaw żartów jest dość ograniczony i sprowadza się do sprawdzonych chwytów, jak naśmiewanie się z gościa siedzącego z powodu artykułu 2 tygodnie w namiocie, kobiety w recepcji, która potrzebuje psa dla lepszego samopoczucia czy zabawa z małym misiem w biurze. Nie wiem, w jaki sposób twórcy ściągnęli do tego serialu Stephena Frya, grającego tu ekscentrycznego właściciela magazynu – Rolanda. The Great Indoors to zmarnowany potencjał, przynajmniej jak na razie. Scenarzyści nie wysilili się zanadto. Rola McHale’a to odtworzenie tego, co serwował nam w Community. Znów gra wyluzowanego przystojniaka, którego wszyscy podziwiają, z tą samą paletą gestów, min i tekstów. Nie ma w jego postaci nic nowego czy odkrywczego. Nuda. Nawet wystrój redakcji jest wtórny, bo jestem prawie na 100% przekonany, że to przerobione biuro, które znamy ze zdjętego z anteny serialu Męska robota. Może w następnych odcinkach serial będzie miał coś więcej do zaproponowania, bo 20-minutowy pilot jest jedną z tych produkcji, do której bym się raczej nie przyzwyczajał. Taka zapchajdziura umiejscowiona w ramówce pomiędzy Mamuśkami i Teorią Wielkiego Podrywu. Jeśli scenarzyści się nie postarają, to szybko się z The Great Indoors pożegnamy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj