The Last Ship od samego początku wie, jakim chce być serialem, i nawet zbytnio nie stara się zajmować takimi rzeczami jak rozwój bohaterów. Scenarzyści od pierwszej minuty narzucają tak wysokie tempo, że po prostu nie ma na to czasu. Jest spora szansa, że w kolejnych epizodach to się zmieni, ale pilot w dużej mierze pokazuje, według jakich schematów podążać będzie nowy hit (wnioskując po znakomitej oglądalności) stacji TNT. Podstawowa dyrektywa: ma nie być nudno! Nieważne, że cel ten osiągany jest kosztem ambitniejszego rozbudowania świata przedstawionego. Jednak na wszelkie wady można spojrzeć nieco przychylniejszym okiem ze względu na ciągły sposób prowadzenia historii i obiecujący koncept globalnej pandemii, który chyba nigdy nie przestanie intrygować.

Śmiercionośny wirus zaczyna atakować ziemską populację i jest bardzo mało miejsc, gdzie można się przed nim ukryć. Udaje się to załodze niszczyciela marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych, który odbywa tajną misję z dala od cywilizacji. Okazuje się, że czteromiesięczna operacja jest tylko przykrywką dla czegoś znacznie ważniejszego; zaledwie dwie osoby na statku znają całą prawdę, a pozostałe nie mają zbyt wiele czasu na przystosowanie się do nowych realiów, gdy wokół strzelają rosyjskie śmigłowce, a pociski nuklearne uderzają w pobliskie wybrzeża. Na świecie panuje chaos, a wszyscy pragną wyłącznie jednego – antidotum. To może być stworzone tylko na tytułowym okręcie, ostatniej linii obrony ludzkości.

[video-browser playlist="634543" suggest=""]

Wszystko zrobione jest tak sprawnie, że aż chciałoby się włączyć kolejny odcinek, bo po prostu dużo się dzieje i miło płynie czas. Rozrywka przede wszystkim to motto The Last Ship i raczej nic tego nie zmieni. Tym bardziej, że niemal na wszystkim widać stempel Michaela Baya. Akcji i eksplozjom przeciwstawiać się nie mam zamiaru, bo na nich ten serial będzie głównie bazować. Poza tym efekty specjalne jak na basic cable są tu bardzo dobre, zdecydowanie lepsze niż w pochodzącym z tej samej stajni Wrogim niebie. A tego, kto obejrzał wystarczająco dużo filmów Baya, nie powinny zbytnio ruszać: wypluwany z prędkością karabinu maszynowego niezrozumiały wojskowy żargon, niezwykle dynamiczny montaż, drętwe aktorstwo oraz obowiązkowa dawka patosu tu i ówdzie. Jest jednak fabuła, którą trzeba stopniowo rozwijać, i można się spodziewać, że w kolejnych odcinakach budowa interesującej historii nieco przyćmi te aspekty.

Pilot zawiązał bowiem akcję do tego stopnia dobrze, że można z umiarkowanym optymizmem oczekiwać kolejnych odsłon. Okręt jest w teorii obecnie najbezpieczniejszym miejscem na Ziemi, lecz rosyjska wtyczka wśród załogi może to stwierdzenie szybko zweryfikować. Morale wśród niektórych członków załogi zaczyna również wyraźnie spadać i z czasem mogą oni mieć trudności z wykonywaniem rozkazów, a wiemy, czym to może grozić. Ważne jest też to, że bohaterowie nie próbują przeciwstawić się tylko naturze. Wirus był modyfikowany przez człowieka, co oznacza, że gdzieś w cieniu czai się jakiś czarny charakter. Nie można też zapominać, że już w kolejnym odcinku zawitamy do Zatoki Guantanamo. Powinno być ciekawie.

Pomimo wad, które jest jeszcze czas naprawić, The Last Ship prezentuje się z niezłej strony i może być naprawdę dobrym serialem przygodowym oraz idealną pozycją na lato.   

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj