Stało się! Doczekaliśmy się dobrego i pełnego napięcia odcinka The Walking Dead: Nowy świat. Fabuła w końcu nabrała sensu, dzięki dużej ilości informacji, a do tego nie brakowało emocji i zaskakujących wydarzeń. Oceniam.
Anielska cierpliwość do
The Walking Dead: Nowy świat w końcu została wynagrodzona za sprawą najnowszego odcinka. Nie tylko wyjaśnił wiele mrocznych tajemnic, które skrywa Armia Republiki Obywatelskiej, ale też rzuca nowe światło na wydarzenia, które miały miejsce na przestrzeni dwóch sezonów. I wcale nie chodzi o historię głównych bohaterek, ale właśnie o informacje, które mają za zadanie rozbudować uniwersum Walking Dead, czyli to, czego oczekiwali od tego serialu wszyscy fani. Ale co najważniejsze wyjawienie szczegółów badań i ataków na sojuszników Republiki odbywało się w ekscytujący sposób. Niektóre sceny trzymały dobrze w napięciu, jak podczas przesłuchania Leo, a także gdy Iris i Hope kryły się przed żołnierzami w laboratorium. Z kolei emocji dostarczyła konfrontacja Jadis z Lylą. Nie było to wszystko imponujące, bo wiemy, że niesatysfakcjonująca jakość serialu i średnia gra niektórych aktorów nie pozwala na pełne zaangażowanie w wydarzenia. Ale widać wyraźnie, że twórcy wznieśli się na swoje wyżyny przeciętnych umiejętności i w nowym epizodzie oglądaliśmy tego pozytywny efekt.
Siódmy odcinek wciągał za sprawą przełomowych informacji, których było mnóstwo, a widzowie odkrywali je etapami. Ale najważniejsze, że wszystko, czego dowiedzieliśmy się, miało sens. Od odkrycia, że substancja Projektu Votis w fiolce okazała się bronią chemiczną, która posłużyła do ludobójstwa Omahy i Kolonii Akademickiej, po potwierdzenie zatuszowania tej zbrodni atakiem hordy pustych przez Armię. Twórcy dobrze rozegrali też wątek Lyli, która była wykorzystywana do przeprowadzania testów na ludziach, żeby odkryć sposób na powstrzymanie reanimacji ludzi w postaci pustych. Jednak wciąż nie powiedziano wprost jaki jest prawdziwy cel tych badań, które mogą nawet prowadzić do wynalezienia skutecznej broni do masowego zabijania ludzi, którzy nie przemienią się w zombie. Natomiast bardziej interesują tu powody tego morderczego działania i motywacje generała Beale’a, którego jeszcze nie mieliśmy okazji poznać. Pierwszą myślą jest dążenie do dominacji i zdobycia władzy, ale może chodzić też o coś więcej, co może nawet wiązać się z początkiem apokalipsy zombie. Na razie to nagromadzenie wielu informacji pozwala spekulować, co przyniesie dalszy ciąg historii. Pewnym jest, że na celowniku Republiki Obywatelskiej jest Portland, więc ekscytuje to, że bohaterowie będą próbować powstrzymać Armię, jednocześnie nie dając się zabić. Kto by pomyślał, że doczekamy czasów, gdy historia tego serialu będzie tak intrygować?
Na pierwszy plan odcinka wysunęła się Lyla, która starała się naprawić błąd, jaki popełnili Huck, Leo i jego córki. Cieszy, że bohaterka od razu domyśliła się przebiegu wydarzeń i naciskała na Hope i Iris oraz ich ojca, żeby oddali cenną fiolkę. W końcu walczyła nie tylko o własne życie, ale też o życie Bennettów i to się czuło, że sprawa jest poważna. Balansowała na granicy prawdy i kłamstwa, a do tego widzowie mogli poznać jej stanowisko, gdy pokazała nastolatkom, nad czym pracuje. Twórcy nie zapomnieli podjąć moralnej kwestii jej badań na ludziach, które miały służyć większemu dobru. Zastosowano niezłą argumentację, patrząc z jej perspektywy, ale też podkreślono, że nie miała innego wyboru. Dzięki odpowiedniemu nakreśleniu jej charakteru, uczuć, którymi darzyła Leo i trudnego poświecenia jej śmierć wywoływała emocje. Scena jej pożarcia przez zombie nie szokowała, bo zanosiło się na to ze strony Jadis, która od początku wiedziała o jej kłamstwach. Poza tym można było ją lepiej nakręcić, ale dzięki Natalie Gold (Lyla), która zagrała wyśmienicie, można było przymknąć na to oko i po prostu przeżywać to wydarzenie.
Szkoda, że do tych pochwał o fabule nie dołączy scena konfrontacji Percy’ego i Huck. Brakowało w niej jakiegokolwiek napięcia. Widzowie powinni drżeć o los Jennifer albo chociaż dostrzec złość lub smutek w oczach chłopaka Iris. Nic takiego się nie wydarzyło, a poziom emocji dorównywał co najwyżej popołudniowemu spotkaniu na herbatce. Ted Sutherland dostosował się do słabego poziomu gry Aliyah Royale (Iris), dlatego ich wątek romansowy jest okrutnie drętwy i nieprzekonujący. Ponadto w odcinku pojawił się też Silas, który był przesłuchiwany przez Jadis (fajne nawiązanie do złomowiska), a potem powiedział prawdę Dennisowi. Ale dopiero ciekawą scenę z nim obejrzeliśmy w końcówce, gdy zobaczył Huck. To dobre zakończenie epizodu, ponieważ sugeruje, że ma wobec niej złe zamiary. Może chociaż ta konfrontacja będzie miała w sobie więcej życia?
The Walking Dead: Nowy świat odbił się od dna, a siódmy odcinek był najlepszym w całym serialu. Druga część sezonu staje się coraz bardziej interesująca. Od kiedy wydarzenia nie skupia się wyłącznie na Iris i Hope, które po prostu dobrze wypełniają fabułę, serial ma w sobie coraz więcej wigoru. Również to zasługa świetnej Pollyanny McIntosh, bawiącej się swoją rolą Jadis, która twardo stoi po stronie Armii, ale jednocześnie też budzi sympatię, mimo że tak bezpardonowo potraktowała Lylę. Akcja przyspieszyła, a w kolejnych odcinkach bohaterowie będą walczyć z czasem, żeby pokrzyżować plany Armii. Ciekawi również, kim jest generał Beale, który okazał się ojcem Masona. Końcówka serii zapowiada się intrygująco!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h