The Walking Dead zaskakuje. 10. sezon znów pokazuje pazur, 7. odcinek rozwija historię, buduje emocje i pokazuje słabość Alfy.
The Walking Dead jest coraz bliższy otwartego konfliktu, ale wygląda na to, że nie zobaczymy go jeszcze w 2019 roku, a po przerwie w 2020 roku. Odcinek dobrze akcentuje ważne aspekty nadchodzącej wojny i problemy, jakie stoją w obozie bohaterów. Widzimy to podczas tortur, gdzie Carol zaczyna coraz bardziej zatracać się w swojej nienawiści i chęci zemsty. W pewnym sensie zaczyna tym zarażać innych, bo to oni powinni być cywilizowani, moralnie dobrzy, a tu mamy scenę, jak Daryl chce podczas tortur obcinać palec. To taki sygnał, że granica pomiędzy dobrymi a złymi zostają zatarta w 10. sezonie. Istnieje ryzyko, że społeczności w walce z Szeptaczami nie raz ją przekroczą.
Carol wielokrotnie łamie zasady w tym odcinku, stając się wręcz zaślepiona pragnieniem krwi Alfy. Znaczące są tutaj słowa Lydii (którą bohaterka wykorzystuje bez chwili zawahania), że staje się taka jak Alfa. To musi mieć znaczenie w kolejnych odcinkach, jak i dla samego rozwoju Carol. Czy w walce z Alfą musi stać się tak samego bezwzględna? Wiemy, że Carol nigdy nie była aniołkiem i wiele razy podejmowała przerażające decyzje, ale Henry i życie miejskie ją zmieniły. Nie jestem przekonany, czy powrót Carol Rambo jest w długofalowym planie rozwoju
The Walking Dead dobrą decyzją. Nie zrozumcie mnie źle - uwielbiam Carol w takim wydaniu i wydaje się to konieczne, ale obawiam się, że łatwo tu pójść w totalną skrajność.
W sumie można było domyślić się, że Lydia będzie słabością Szeptaczy. Wiemy, że są oni fanatycznie lojalni wobec Alfy, ale scena z Gamma pokazuje, jak można zasiać ziarno niezgodny. Gamma jest o tyle ważniejsza w tym aspekcie, bo poświęciła swoją siostrę zainspirowana działaniami Alfy, które ostatecznie okazały się kłamstwem. Lydia oraz Negan mogą być klucze w tej wojnie, niosą ze sobą wielki potencjał. Choć na ten moment jest to trochę niewiadoma, bo Lydia decyduje się iść solo, a motywacje Negana są nieznane.
Siddiq dostaje ważny wątek, który - po raz pierwszy w 10. sezonie - niesamowicie zaskakuje widzów. Jego problemy emocjonalnie związane ze zespołem stresu pourazowego oraz skutkami działań, za które się obwinia, mają sens i zmuszają widza do podejrzewanie go o bycie szpiegiem. Moją teorią była jakaś forma hipnozy. Dlatego też tym bardziej doceniam niespodziankę z finałowej sceny, w której wszystko było efektem manipulacji Dantego, prawdziwego szpiega Szeptaczy. To wszystko ma podwójnie kluczowe znaczenie. Po pierwsze - Siddiq miał znaczenie, można było go polubić, zwłaszcza że Carl poświęcił się, by go uratować, więc śmierć tego bohatera z ręki Dantego jest arcyciekawą komplikacją. Po drugie - to nadaje sensu wielu scenom 10. sezonu pomiędzy Siddiqem a Dantem, które na pierwszy rzut oka wydawały się o niczym, a teraz nabierają ważnego znaczenia, ponieważ te tropy cały czas tam były, ale nie mieliśmy pełnych informacji, aby je odczytać. Pozostaje jeszcze pytanie, jak Dante związał się z Szeptaczami i jak Alfa go tu wprowadziła. A to przecież też wyjaśnia całą kwestię z epidemią. Na odpowiedzi trzeba jeszcze będzie poczekać, ale dzięki tak nieoczekiwanemu zwrotowi akcji, emocje są większe, a przez to 10. sezon znów przypomina o swojej jakości.
The Walking Dead utrzymuje jakość w 10. sezonie, kontynuując trend ze znakomitej 9. serii. Nie ma zapychaczy, historia rozwija się w dobrym tempie, a śmierć Siddiqa powinna jeszcze bardziej nadać jej tempa.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h