Serial The Walking Dead powrócił w dobrym stylu, aby zaprezentować ostatni akt finałowego sezonu. Siedemnasty odcinek jest pełen akcji, scen trzymających w napięciu i ciekawych konfrontacji. Oceniam bezspoilerowo.
Pierwsze minuty 17. odcinka
The Walking Dead są niezwykle dynamiczne. Akcja pędzi, bo bohaterowie muszą podejmować szybkie decyzje ze względu na zaciekle ścigającego ich Lance’a Hornsby’ego z żołnierzami Wspólnoty. Nawet dostajemy całkiem widowiskowy samochodowy pościg, czego po tym serialu raczej byśmy się nie spodziewali. Trzeba podkreślić, że ogląda się to z dużym zaangażowaniem. Pierwsze minuty należą do Negana i Daryla, którzy starają się odeprzeć siły przeciwnika. Te sceny akcji mogą się podobać.
Potem tempo wydarzeń nieznacznie spada, bo przenosimy się do Wspólnoty, w której artykuł Connie wywołał falę protestów. Sytuacja jest napięta. Nie poprawia jej lockdown zarządzony przez Pamelę Milton – można powiedzieć, że grunt pali jej się pod nogami. Na ulicach robi się niebezpiecznie, co dobrze podtrzymuje emocje, które rozpaliły pierwsze sceny.
Dużo uwagi poświęca się Judith, RJ-owi i Grace, którym dorośli próbują zapewnić bezpieczeństwo. Sceny z nimi trzymają w napięciu i niepewności jak w dobrym thrillerze. Bohaterowie starają się ochronić dzieci, co nie jest łatwe. Niepokój o ich los wciąż rośnie.
W odcinku dużo się dzieje. Płynnie przeskakujemy między scenami i postaciami, więc nie ma tu żadnych dłużyzn. Raz sprawdzamy, co u Carol albo Negana, a później przyglądamy się poczynaniom Kumiko czy grupie Daryla uciekającej przed Hornsbym. W podtrzymywaniu emocji pomaga świetna muzyka w tle. Dynamizuje ona wydarzenia i sprawia, że ten odcinek jest tak wciągający. Do tego na pochwałę zasługuje praca kamery – widzimy kilka ładnie prezentujących się ujęć i kadrów. W epizodzie nie zabrakło również szwendaczy. Jak zwykle odpowiadają za brutalne sceny, choć te wciśnięte są trochę na siłę. Twórcy naprawdę zaszaleli z makabrycznymi obrazkami. Zapewne niektórzy odwrócą wzrok od tego rozlewu krwi i flaków.
Warto dodać, że czołówka serialu nieco się zmieniła. Dodano animowane sekwencje, a niektóre scenki zostały zaktualizowane do bieżących wydarzeń. Intro uzupełniono też o kilka nazwisk aktorów z obsady. W rezultacie opening się wydłużył, więc trzeba było także zmodyfikować główny motyw muzyczny, który wciąż brzmi świetnie.
Końcówka najnowszego odcinka
The Walking Dead zachęca do obejrzenia kolejnego, ponieważ twórcy fundują widzom porządny cliffhanger. Epizod ma wiele zalet – scenarzyści dbają o sprawnie rozwijającą się akcję i relacje między postaciami, które w poprzednich częściach sezonu zostały trochę zaniedbane. Mamy też nowe konfrontacje, które intrygują i bawią. Pewnym mankamentem może być to, że widzowie zostają dosłownie wrzuceni w wir wydarzeń. A przecież w poprzednim odcinku przeżywaliśmy śmierć Leah, a Hornsby rzucał monetą w samozadowoleniu, że Wspólnota opanowała schronienia naszych bohaterów. To należało do sezonu 11B i mamy o tym zapomnieć, aby skupić się na bieżących wydarzeniach i walce postaci o lepsze jutro.
Przyszłość bohaterów
The Walking Dead na tę chwilę wydaje się mocno niepewna, więc emocji nie brakuje. To obiecujący start trzeciej części finałowej serii. Czekam niecierpliwie na dalszy ciąg!
Jest to recenzja przedpremierowa. Sezon 11C startuje 3 października 2022 roku.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h