Poprzedni odcinek The Walking Dead mógł się podobać, ponieważ rozkręcał się z każdą minutą, aby pod koniec zaskoczyć nas niespodziewanym zwrotem akcji. W ostatnim czasie twórcy są w dobrej formie, więc nawet jeżeli znowu odeszli dość mocno od komiksowej historii, to rozwój sytuacji zapowiadał się bardzo obiecująco. A jednak The Same Boad to wyraźne spowolnienie wydarzeń, dużo rozmów i eksploracji psychologicznej bohaterek. Odcinek został zdominowany przez kobiety - skupiono się na Maggie i Carol, ale również porywaczki okazały się wyrazistymi, złożonymi postaciami (brawo Alicia Witt jako Paula), niedziałającymi pochopnie i o konkretnych przekonaniach. Co ciekawe, zamiast pałać do nich nienawiścią, tak naprawdę można było je nawet polubić. Ostatecznie wszystkie zginęły, ale pozostawiły po sobie pozytywne wrażenie. Najnowszy odcinek pokazał nam, że Carol wcale nie jest taką zimnokrwistą zabójczynią, na jaką kreuje się ją od kilku sezonów, czym paradoksalnie zyskała sobie dużą sympatię widzów. Już w poprzednim tygodniu mogliśmy zobaczyć symptomy pewnego rodzaju załamania, kiedy nocą podliczała osoby, które padły z jej ręki, a teraz mimo ciężkich chwil Carol zachowała trzeźwość umysłu po porwaniu. Łzy i problemy z oddychaniem, które niekonieczne musiały być całkowicie udawane, pozwoliły jej na zatrzymanie różańca, który pomógł jej się uwolnić z więzów. Nawet jeżeli odcinek nie miał na celu popchnięcia fabuły do przodu, to na pewno postawił duży krok w rozwoju psychologicznym tej postaci. Do tego twórcy robią to w bardzo przemyślany sposób, co trzeba docenić. No url Można narzekać, że 13. odcinek był trochę przegadany, ale z drugiej strony wyłania się tu obraz tego, że grupa Ricka wcale tak bardzo nie różni się od ekipy Negana. Mają podobne doświadczenia, każdy stracił kogoś bliskiego, ale też za wszelką cenę chcą chronić swoich ludzi. Przy okazji stwierdzenie „We are all Negan”, które jest żywcem wyjęte z komiksu, dostarcza nam kolejnych drobnych wskazówek dotyczących tego, jakim człowiekiem jest przywódca Zbawców. Oni wszyscy są na tyle oddani, że są w stanie nawet poświęcić życie, byle go nie zdradzić. Nie ma wątpliwości, że Primo nie był Neganem. Choćby dlatego, że nie po to buduje się od kilku odcinków mit o tej osławionej postaci, aby tak po prostu zabić go w holu. Napięcie wciąż rośnie w związku z tym, że jesteśmy coraz bliżej spotkania z prawdziwym liderem Zbawców. Najnowszy odcinek The Walking Dead okazał się pechowy dla porywaczek, a szczęśliwy dla Maggie i Carol. Mimo wszystko trzymał w niepewności, czy aby na pewno obie postacie wyjdą cało z opresji, w których się znalazły. Poza tym nie spuścił z tonu, jaki nadało serialowi Not Tomorrow Yet. Znowu śmierć ponosili ludzie Negana z rąk bezwzględnej grupy Ricka, co wzbudza wątpliwości z moralnego punktu widzenia. W pamięci zostaną brutalne sceny Maggie zabijającej Molly oraz zamknięcie Zbawców w płonącym pomieszczeniu. Jednak najbardziej porażającą sceną było zastrzelenie bez wahania Primo. Nie da się przejść obojętnie obok okrucieństwa Ricka i bez refleksji nad słusznością jego działań. Serial daje dużo do myślenia - i bardzo dobrze. Mimo, że The Same Boat stanowi filler, to zdecydowanie był to jeden z ciekawszych tego typu odcinków. Jasne, że dłużył się przez większość czasu, ale mocna końcówka zrekompensowała to wolne tempo. Twórcy The Walking Dead zafundowali nam dobrą i pomysłową historię niezwiązaną z komiksem, a to im się zdarza niezbyt często. Czekam niecierpliwe na dalszy rozwój wydarzeń!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj