Nie ma sensu pisać, że The Watch z powieściami Terry’ego Pratchetta ma bardzo mało wspólnego, bo wszyscy fani chyba już zdążyli się zorientować. Serial zaczął żyć własnym życiem. W kolejnych odcinkach skupia się na przedstawianiu przeszłości głównych bohaterów. Poznaliśmy chociażby historię krasnoludzkiej kobiety – Cudo Tyłeczka. Dowiedzieliśmy się, dlaczego odeszła z rodzimej kopalni i została znienawidzona przez swoich pobratymców. Niestety, to bardzo słabo napisany wątek, cały odcinek przybliżający nam, czym dokładnie jest Mrok. Rozumiem, ma on na celu pokazanie, że strach da się okiełznać i zamienić w siłę, ale można było to ciekawiej wymyślić. Coraz częściej też wychodzi na jaw, jak znikomy budżet musiała mieć ekipa. Niedostatki finansowe i fortele, do jakich muszą się stosować twórcy, często działają na niekorzyść serialu. To było widoczne zwłaszcza w odcinku rozgrywającym się w kopalni. Co ciekawe, twórcy scenariusza dają widzom i fanom do zrozumienia, że ich serial nie rozgrywa się w świecie, który znamy z kart Świata Dysku. Okazuje się bowiem, że mamy mnóstwo równoległych światów. W każdym z nich istnieją inne wersje naszych bohaterów - Marchewy, Sama Vimesa czy Lady Sybil. Dzięki temu twórcy pokazują, że nie muszą się wcale trzymać literackiego pierwowzoru, bo akcja rozgrywa się w alternatywnej rzeczywistości. Szkoda, że od tego nie zaczęli, może hejt byłby mniejszy. Siódmy odcinek, w którym Sam zamienia się ciałami z Viemsem z innego wymiaru, jest na razie moim zdaniem jednym z najciekawszych, jakie zaserwował nam ten serial. Pokazał jakiś oryginalny pomysł, a Richard Dormer miał okazję zagrać kapitana trochę inaczej. Sami twórcy też udowodnili, że kreując serialową postać Sama, faktycznie opierali się na piracie Deppa, z czego poniekąd śmieje się Carcer. Akcja rozrywa się bowiem w świecie, w którym kapitan jest przestępcą odsiadującym wyrok w więzieniu. Marchewa jest bezlitosnym klawiszem, a Lady Sybil naczelniczką. Alternatywne wersje postaci zostały fajnie wymyślone. W szczególności Marchewa jako sadysta w mundurze prezentuje się interesująco. Nie będę ukrywać, że Straż jest bardzo męczącym serialem przypominającym produkcje niskobudżetowe. Co jakiś czas oczywiście zdarzają się ciekawe wątki czy postaci, jak choćby Śmierć – śpiewający bohater świetnie dubbingowany przez Wendella Pierce’a. Śmiało można powiedzieć, że jest to najciekawszy bohater z całego serialu i szkoda, że pojawia się w nim tak rzadko. Pierwszy sezon powoli dobiega końca, co pewnie bardzo ucieszy wiele osób. Nasi bohaterowie, pomimo kilku małych zwycięstw, ponoszą na razie same porażki, co jest dla widza niezmiernie irytujące. Jakby się nie starali, to i tak cały czas tracą wszystkie artefakty. W ostatnim odcinku Carcer zgromadził wszystkie, więc w kolejnym powinien spróbować zawładnąć smokiem. Jak twórcy poprowadzą ten wątek? Nie spodziewam się fajerwerków. Jak już wspominałem, budżet jest dość mały, więc nawet jeśli zobaczymy smoka z bliska, to tylko przez chwilę. Podtrzymuję wcześniejsze zdanie, że The Watch to serial marnujący potencjał serii Pratchetta i policzek dla każdego fana. Szkoda, bo coś czuję, że kolejnego podejścia przez następne lata nie będzie. A i w drugi sezon tej obecnej produkcji trudno mi uwierzyć.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj