Theo i jego metamorfozy w reżyserii Damiena Odula jest laureatem Grand Prix Międzynarodowego Festiwalu Nowe Horyzonty 2021. Czy statuetka trafiła w dobre ręce?
Theo i jego metamorfozy opowiada o młodym mężczyźnie z zespołem Downa, który mieszka z ojcem w odosobnionym domu w środku lasu. Theo (Theo Kermel) lub To, jak sam siebie określa, ma wiele wyjątkowych zainteresowań i obsesji, od zaangażowania w naukę sztuk walki i życia jako samuraj, po imponujące umiejętności rysowania. Przez cały film towarzyszy nam pierwszoosobowa narracja Theo, który obecny jest na ekranie przez cały film i prowadzi nas przez własną historię. Poprzez przyjęcie tej perspektywy, reżyser Damien Odul daje nam rzadką okazję do spojrzenia na świat oczami osoby z zespołem Downa. Przestrzeń i otoczenie bohatera, zmienia się w senny labirynt prowokujących zdarzeń. Jedno jest pewne – podróż Theo będzie stawała się coraz dziwniejsza z każdą minutą.
Film został podzielony na segmenty – zdecydowanie najciekawszy jest ten pierwszy, w którym obserwujemy nietypową relację Theo ze swoim ojcem. Jest to niezwykły sposób na ukazanie kontaktów ojca i syna, którzy choć dbają o siebie nawzajem, często mają problem ze znalezieniem nici porozumienia i dochodzi między nimi do absurdalnych i pełnych humoru zdarzeń. Odul nie idzie jednak w prostą komedię, znajduje jedynie zabawne momenty pomagające widzowi lepiej zorientować się w świecie widzianym oczami Theo.
Jednak w pewnym momencie ojciec Theo wybiera się do miasta na wystawę fotografii, zaś film zaczyna popadać w poetykę surrealizmu i częstuje nas pozornie niespójną narracją. Pojawiają się kobieta-wąż, Azjatka o niebieskich włosach, coraz trudniej połapać się w zalewie ukrytych znaczeń. Nie jest łatwo odczytać zaproponowany przez reżysera sposób na opowiadanie o dojrzewaniu w drugiej połowie filmu – metamorfoza Theo staje się trudną drogą do samopoznania w chaotycznej narracji. Jest jednak w tym szaleństwie metoda i chociaż wyobrażam sobie, że będzie to produkcja dzieląca widzów na tych interpretujących migoczące obrazy i tych, którzy zarzucą im brak głębi i większego znaczenia, to jednak jestem w stanie zrozumieć decyzję jury festiwalu Nowe Horyzonty.
Niekwestionowaną wartością filmu jest próba przedstawienia wizji świata oczami osoby z zespołem Downa. Odul podejmuje ryzyko w sposobie ukazania dojrzewania takiej osoby, która początkowo marzy o zostaniu ninją, jednak pod nieobecność swojego ojca musi się usamodzielnić i nie do końca ten test zdaje. Theo i jego metamorfozy traktuje o wchodzeniu w świat dorosłości, samodzielności i pragnień seksualnych, co jest bardzo trudne w tak złożonej narracji i faktycznie, nie wszystkie wątki wybrzmiewają, zaś tytułowe metamorfozy nie są wystarczająco dosadne. Jest to jednak szalona jazda, pełna humoru i nietypowych zdarzeń, która w końcowym rozrachunku przyciąga i zachęca do podjęcia próby zrozumienia.
Nie wszystkie segmenty są równie udane i mimo wszystko nie można rozpatrywać ich osobno. Pierwsze o relacji ojca z synem są kapitalne, wciągające i mocno intrygujące w przedstawieniu. Nawet pojawienie się niebieskowłosej wojowniczki ninja, która bierze udział w filmie kręconym przez Theo, ma w sobie na tyle uroku i humoru, że dalej udaje się reżyserowi trzymać zainteresowanie złożonym obrazem. Z czasem jednak mija nam zaskoczenie formą i zarówno w obrazku, jak i warstwie lirycznej dzieło Odula staje się mniej przystępne i przychylne dla widza chcącego wynieść z tej historii coś więcej niż proste metafory i zabawne scenki.