Chinonye Chukwu zanim odda głos matce walczącej o sprawiedliwość za śmierć swojego syna, poświęca sporo czasu na pokazanie widzom, że przed staniem się symbolem, Emmet Till miał normalne dzieciństwo, kochającą rodzinę i wielkie marzenia. Niewinny żart skierowany w stronę białej kobiety z Mississippi mógłby skończyć się reprymendą, w najgorszym wypadku - biorąc pod uwagę tamte czasy - klapsem lub złapaniem za ucho. Niestety, rzeczywistość była jeszcze gorsza, szczególnie dla czarnoskórego chłopca, który za swój wybryk został brutalnie zlinczowany, w efekcie czego zmarł. Till ma bardzo określony sposób prowadzenia narracji, który wydaje się być nieco zbyt podręcznikowy. Nie chodzi nawet o to, że film jest pozbawiony artystycznej interpretacji, co jest dość naturalnym wyborem twórczym, ale jednak schematyczne działania uniemożliwiają unikanie skrótów szczególnie w drugim akcie. W momencie pojawienia się napisów końcowych, można mieć poczucie niedosytu, że jednak tak zbudowane emocje na początku powoli uciekają i zostawiają niewielki ślad swojej obecności. Tym bardziej szkoda, że przez długi czas Chukwu mimo reżyserskiej solidności nie ma zamiaru uciekać od tego, co trudne i znajduje świetny podział między dosadnością a subtelnością.
materiały prasowe
Jest to możliwe przede wszystkim dzięki fenomenalnej Danielle Deadwyler, która jako aktywistka Mamie Till-Mobley, toruje sobie drogę po najważniejsze indywidualne wyróżnienia. Wciela się postać, która nie jest tylko symbolem, to przede wszystkim matka tracąca swojego syna. Deadwyler porusza dogłębnie w licznych scenach, wywołując słusznie dyskomfort i dając poczucie ciężaru każdej spływającej z jej policzka łzy. Nie będę udawał, że wielokrotnie jej gra ściskała mi gardło i utrudniała przełykanie śliny, co również dowodzi temu, że przejście od wątków żałobnych do procesowych wypada niekorzystnie na ostateczny efekt. W końcowym akcie film traci swoje tempo i nie do końca udaje się unieść tematy rodzinnych relacji z drogą walki, którą obrała główna bohaterka. Nagle gdzieś z ekranu znikają matka, która przecież nalegała na wysłanie Emmeta do kuzynów, a także jej partner. Udaje się na szczęście pokazać chociaż jedną scenę mamy Emmeta w konfrontacji z Mosesem, który jest oceniany pod kątem tego, czy zrobił wszystko by uchronić jej syna. Jest to ważny i emocjonalny moment, dający jednocześnie wyciszenie i krzyk rozpaczy połączonej z bezsilnością. Dalej jednak Mamie otaczana jest troską wielu osób, więc nie sposób wszystkich przedstawić we właściwy sposób, zwłaszcza w sytuacji, gdy są bohaterowie wrzuceni do filmu z racji historycznego znaczenia, jak Medgar Evers. Od momentu rozpoczęcia procesu jest jednak tak dużo elementów związanych z żałobą i walką z systemem, że trudno jeszcze skupiać się na pomniejszych dramatach innych osób. Są niemniej ważne na kartach historii, ale jednak od filmowców powinno wymagać się umiejętności dokonywania wyborów. Wspomniana Dreadwyler to jednak nie jedyna aktorka, która daje prawdziwy pokaz umiejętności. Świetnie wypada cała obsada, ale szczególne brawa należą się młodemu Jalynowi Hallowi, który wykorzystuje swój krótki czas obecności na ekranie, by pokazać Emmeta jako chłopaka pełnego pasji, nieświadomego istnienia ludzi chcących odebrać mu jego dzieciństwo począwszy od sposobu jego zachowywania się po chęć wymierzania brutalnej kary w sytuacji, gdy czarnoskóre dziecko okaże się nieposłuszne.  Mamie pobudziła powstanie ruchu obywatelskiego, a Chukwu inaczej niż w wielu filmach, wyraźnie daje nam do zrozumienia, że od samego początku do końca zmagania toczą osoby czarnoskóre. Przejście od żałoby do walki o sprawiedliwość wypada naturalnie, ale emocje stopniowo zanikają. Gdy jeszcze Mamie decyduje się publicznie pokazać zdeformowane ciało swojego syna, Till gra na szczerych i bardzo poruszających nutach, ale ostatecznie wpada w pułapkę skrótowego przedstawienia procesu. W eter jakby mimochodem rzucona jest informacja o decyzji sądu, a wydaje się to być niemniej ważnym momentem, bo przecież wyrok szeroko komentowany był na całym świecie. Till mimo swoich wad spełnia się jako ważny film, przypominając widzom, że walka o sprawiedliwość jeszcze się nie zakończyła i warto wracać do ciężkich momentów z historii. Recenzja została podbita na stronę główną z uwagi na premierę w polskich kinach.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj