Warner Bros. postanowiło odświeżyć swoje dwie kultowe postacie. Tak otrzymaliśmy produkcję Tom i Jerry - nowy film o przygodach ikon mojego dzieciństwa, czyli kota i myszy, którzy prowadzą nieustanną wojnę. Jeśli chce się powrócić po latach do bohaterów, którzy doczekali się tak wielu produkcji, to pomysł na to musi być świeży. Niestety, twórcy na tym polu zawodzą. Tom i Jerry po latach utarczek postanawiają z dala od siebie zadomowić się w Nowym Jorku, co nie będzie takie łatwe. Jerry szybko odnajduje swój mały kącik w prestiżowym hotelu, tym samym stając się problemem dla szefostwa. Zadanie usunięcia niechcianego mieszkańca zostaje przyznane Kayli, nowej pracownicy, która podstępem otrzymała posadę. Dziewczyna wynajmuje do tej misji Toma. Tak wojna między naszymi bohaterami zaczyna się na nowo.  Wspominałem na początku, że trzeba mieć świeży i ciekawy pomysł, gdy sięga się po postacie, które miały już tyle swoich wersji na ekranie. Niestety, fabuła jest w tym wypadku najsłabszym elementem. Prosta i do bólu schematyczna, przeprowadzona według modelu wielokrotnie wykorzystywanego w hollywoodzkich produkcjach. Naszej głównej bohaterce trafia się szansa jedna na milion, ale na jej drodze pojawia się problem. Taki koncept można wykorzystać na wiele sposobów, spojrzeć na niego od zupełnie innej strony. Jednak w wypadku tego filmu tak się nie stało. Historia jest strasznie przewidywalna. Nawet gdybyśmy weszli na seans w połowie, moglibyśmy domyślić się poszczególnych wolt fabularnych i rozwiązań.  Samymi slapstickowymi żartami nie załatwi się dobrej rozrywki. W produkcji o Tomie i Jerrym twórcy czasami starają się przykryć niedostatki fabularne slapstickiem, ale nie zawsze to wychodzi.
fot. Warner Bros
Pomysłowe sposoby na złapanie Jerry'ego i dokuczanie Tomowi stanowią ważne ogniwo w historii i wypadają całkiem nieźle. Rajd bohaterów na elektrycznej deskorolce, demolka pokoju hotelowego czy zepsucie pewnego prestiżowego wydarzenia - te wszystkie elementy świetnie współgrają z opowieścią. Stanowią silny element fabuły, a ten slapstick pasuje do sytuacji i działa naprawdę dobrze. Niestety, czasem widać też, że twórcy nie mieli pomysłu na to, jak poprowadzić fabułę. W takich miejscach postanawiają wrzucać kolejne gagi z udziałem Toma i Jerry'ego, które już tak nie działają, gdy idą obok historii. Dobrym przykładem jest trzeci akt, gdy nasi bohaterowie w niektórych scenach po prostu zostali odsunięci na bok - stanowili taki mało sprawny comic relief. To chyba najgorsze w tej produkcji, że twórcy nie mieli koncepcji na jakieś świeże podejście do tych postaci i w wielu momentach nie wiedzieli, jak je wykorzystać, aby to bawiło widza.  Z czystym sumieniem mogę napisać, że najlepiej prezentuje się Chloë Grace Moretz jako Kayla. Aktorka nie za wiele ma do zagrania, ale dwoi się i troi, aby coś wycisnąć ze swojej kreacji i jej się to udaje. Naprawdę dobrze odnalazła się w tej komediowej odsłonie, trochę innej niż seria Kick-Ass. Drugi plan zawodzi. Michael Peña, który ma doskonały talent komediowy, w filmie został sprowadzony do roli mało śmiesznego, wręcz nudnawego rodzaju antagonisty. Kompletnie zmarnowano jego potencjał, podobnie jak w przypadku Kena Jeonga, którego rolę ograniczono do minimum. Szkoda, że aktorzy, którzy świetnie sprawdzają się w  kinie familijnym, nie mieli dobrze napisanych ról. Tom i Jerry to postacie, które uwielbiam. Liczyłem, że chociaż dostanę jakąś niespecjalnie oryginalną, ale za to przyprawiającą o szczery uśmiech produkcję. Tak się nie stało. Słaba historia, która miejscami w ogóle nie bawi, i kiepsko napisane postacie sprawiają, że jest to film do zapomnienia od razu po seansie. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj