Widać, że ciągła fabuła „Miracle Day” rozpisana jest na dziesięć zaplanowanych odcinków. Wszystko jest już z góry ustalone i zaplanowane, nie dziwi więc, że zbliżając się do połowy sezonu, nadal nie wiemy kto stoi za tytułowym dniem cudu. Epizod przenosi tym razem akcję na zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych, a dokładnie w okolice Los Angeles, gdzie swoją siedzibę ma organizacja PhiCorp. Ekipa Torchwood bardzo szybko znajduje lokum, gdzie rozpoczyna operację mającą na celu dostanie się do jednego z serwerów tajemniczej firmy farmaceutycznej.

Pojawił się też pierwszy seryjny morderca, którego celem było unieszkodliwienie Torchwood. Jego zadanie się nie powiodło, co nie było wielkim zaskoczeniem. Przed śmiercią mężczyzna zdradził jednak, że planowanych jest więcej cudów… Ile w tym prawdy, przekonamy się w kolejnych odcinkach.

[image-browser playlist="609000" suggest=""]

W czwartym odcinku scenarzyści ruszyli też wątki osobiste dwóch bohaterów – Esther i Rhysa. Potraktowane one zostały jednak dosyć łagodnie i były tylko dodatkiem do głównego wątku fabularnego w odcinku. Może to i lepiej? Gdyby było zaplanowanych więcej odcinków, to siostrze Esther i ojcu Rhysa można było poświęcić więcej czasu. A tak pokazano, że istnieją, ale wpływu na główny wątek nie mają.

Świat po dniu cudu nadal pogrążony jest w totalnym chaosie. Pokazuje to choćby początkowa scena, gdy Ester rozmawia ze swoją spanikowaną siostrą. Sytuacja panująca w USA, ale też na całym świecie sprawia, że ludzie boją się wychodzić z domów, a tylko ci odważni potrafią tą sytuację wykorzystać. Jedną z nich była Ellis Hartley Monroe – konkurencja Oswalda Danesa, która niestety szybko zakończyła swoją normalną egzystencję na naszym świecie.

[image-browser playlist="609001" suggest=""]

Danes i panna Kitzinger to dla mnie dwie najgorsze postacie w całym serialu. Niesamowicie irytujące swoim zachowaniem i wypowiadaniem każdego słowa. Nie da się na nich patrzeć, ani słuchać. W wielu scenach skutecznie zniechęcają do całego serialu, przez co odbiór poszczególnych odcinków nie jest taki dobry, jak mógłby być.

Końcówka epizodu trochę rozczarowała. Jak na ciągły serial, „Torchwood: Miracle Day” powinien zachwycać cliffhangerami i klimatem, który sprawia, że na kolejny odcinek wyczekuje się z dużą niecierpliwością. Wysłanie ojca Gwen do jednego z ośrodków nadwyżkowych w Walii na pewno do takich nie należał. Produkcja wciąż ma potencjał i tylko od twórców zależy w jaki sposób zostanie on wykorzystany w kolejnych odcinkach. Ocena: 6/10.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj