Słynąca z wydawania ambitniejszych tytułów Kultura Gniewu (choćby „Zrozumieć Komiks” Scotta McClouda, „Przybysz” Shauna Tana czy „Kroniki Jerozolimskie” Guy Delisle'a) nie stroni też od komiksów czysto rozrywkowych. W tym roku obok kolejnego oryginalnego dzieła Tomasza Samojlika („Powrót rzęsorka”) i udanego debiutu młodych artystów, Michała Ambrzykowskiego i Kajetana Kusiny („Niesłychane losy Ivana Kotowicza”), popularne wydawnictwo zaserwowało nam przywołaną opowieść graficzną „Toshiro” z warstwą fabularną Jaia Nitza i piorunującymi rysunkami rodzimego ilustratora, Janusza Pawlaka. Poznajcie mechanicznego samuraja zmagającego się z hordą zombie w wiktoriańskiej scenerii. Amerykański scenarzysta momentalnie wrzuca tytułowego robota w sam środek krwawej zawieruchy. Po dusznych ulicach Manchesteru grasuje misterna bestia z innej rzeczywistości (niesławna meduza), która przemienia przerażonych ludzi w żywe trupy. Sojusznikiem Toshiro w konfrontacji z potworem i jego tworami zostaje niejaki Bob Żywe Srebro – potomek Roberta Fultona, zwanego „ojcem energii parowej”. Bob już kiedyś stanął na drodze meduzy, a ich starcie spowodowało, iż ledwie trzydziestoletni wojak przemienił się w posępnego staruszka. Z czasem do brutalnej gry dołącza - dysponująca czołgami i wymyślną ciężką bronią - Królewska Armia. Terror zapanuje nad wiktoriańską Anglią, a akcja komiksu gęstnieje z każdym kolejnym, brawurowo zaprezentowanym kadrem.
Źródło: Kultura Gniewu
Mimo sporego nagromadzenia wątków charakterystycznych dla literatury fantastycznej (zwłaszcza steampunku) i horroru twórcy „Toshiro” postawili na wierne ukazanie Wielkiej Brytanii z drugiej połowy dziewiętnastego wieku. Pawlak bezbłędnie oddał wygląd zabrudzonego, przemysłowego Manchesteru, spowitego w permanentnej ciemności. W mieście panuje niesprawiedliwość, wyzysk na nieludzką skalę oraz widoczna na każdym kroku degrengolada. Przybycie meduzy potęguje ten negatywny obraz – zaprowadzenie porządku w tym piekielnym przybytku może okazać się zadaniem znacznie wykraczających poza możliwości mechanicznego samuraja i jego ekscentrycznego druha. Znany z komiksów zebranych w kultowym „Produkcie” Janusz Pawlak (znany w Stanach pod pseudonimem artystycznym Clarence Weatherspoon) jest nie tylko zdolnym rysownikiem, ale również nietuzinkowym scenarzystą. W końcu koncept niniejszego albumu narodził się w jego głowie – Jai Nitz jedynie nieco „podrasował” trzymającą w napięciu opowieść. Oczywiście można zarzucić, iż opowieść jest nazbyt wtórna i schematyczna, oparta na do bólu powtarzanym motywie (siły nadprzyrodzone, zacięte pojedynki, rasowe postacie i mnóstwo akcji), ale trzeba uczciwie przyznać, że całość sprawia przyjemne wrażenie. Pomysłodawcy komiksu sprawnie porozstawiali poszczególnych bohaterów na wiktoriańskiej planszy, a aura tajemniczości i zaszczucia nie odstępuje parę charyzmatycznych agentów nawet na krok. Grafiki Janusza Pawlaka, znane już z jego wcześniejszych dzieł (cykl grozy „Josephine”), są niezwykle widowiskowe. Popularny rysownik dysponuje grubą, wymowną kreską, wspaniale przy tym oddając architekturę dziewiętnastowiecznej angielskiej metropolii, zmyślny oręż żołnierzy oraz fizjonomię postaci (w szczególności tytułowego Toshiro oraz demonicznej meduzy). Podobnie jak w serii „Hellboy”, dominujące barwy komiksu to: krwista czerwień, czerń i zieleń bagnista. Pawlak do perfekcji opanował niełatwą sztukę cieniowania i gry światłem, a także ukazywania obcinania kończyn, drastycznych zgonów nieszczęśników i potępieńców. Przykuwająca uwagę jest sama okładka albumu, na której dostrzegamy klęczącego samuraja, za którym znajduje się stos odciętych, skąpanych we krwi głów zombie. Tytułem podsumowania. „Toshiro” należy postrzegać jako opowieść stricte fantastyczną, podsyconą sporą dawką przemocy i czystą grozą. Nitz i Pawlak dokonali udanej żonglerki popularnymi elementami pulpy i makabry, zapewniając nam niewymagającą intelektualnego zaangażowania rozrywkę na długie godziny. Radochę sprawiają nie tylko soczyste dialogi i zacięte walki, których znajdziemy tu co niemiara, ale przede wszystkim mistrzowskie kadry rodzimego artysty. Z niecierpliwością czekam na kolejne dzieła Clarence'a Weatherspoona. W  rzeczonym komiksie twórca „Josephine” udowadnia, że jest jednym z najlepszych polskich twórców odnoszących zasłużone sukcesy za Oceanem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj