W przypadku Trojga naprawdę nie trzeba było się o to martwić, bo historia oplata nas swoimi mackami, jeśli nie już od rozdziału "JAK SIĘ ZACZĘŁO", to od wstępu "autorki". Tego samego dnia mają miejsce cztery katastrofy lotnicze, które przeżywa tylko tytułowe troje pasażerów. Każde z nich to dziecko, które wychodzi z wypadku niemal bez szwanku – niemal, bo najbliższe im osoby zauważają zmiany w ich zachowaniu. Dodatkowo różne środowiska zaczynają snuć domysły, czy tragiczna seria to tylko zbieg okoliczności. Oprócz sympatyków obcych, na których zawsze można liczyć w takich sytuacjach, rodzi się sekta, która interpretuje cztery katastrofy jako czterech jeźdźców apokalipsy i na tej podstawie jest przekonana, że niedługo odnajdzie się kolejne ocalałe dziecko. Nastroje podżega osobliwa wiadomość jednej z pasażerek, nagrana na telefon w ostatnich chwilach życia.
Jest zatem thriller, jest sensacja, elementy detektywistyczne i horror, a to wszystko podane w bardzo ciekawej formie. Autorka zrezygnowała z ciągłej narracji i zamiast tego zdecydowała się stworzyć swoistą książkę w książce. Kupujemy Troje Sary Lotz, ale jej większość stanowi publikacja dziennikarki śledczej, Elspeth Martins: "Czarny Czwartek: od katastrofy do spisku. Analiza fenomenu Trojga" ("wydana" przez Jameson & White). Dostajemy zatem coś w rodzaju powieści dokumentalnej – z czymś podobnym mogliśmy się zetknąć w "Robokalipsie" Daniela H. Wilsona. Różnica polega na tym, że Lotz stworzyła swoją książkę z fikcyjnych artykułów publikowanych w prawdziwych serwisach informacyjnych, fikcyjnych wątków na prawdziwych forach internetowych oraz fikcyjnych maili wysyłanych z kont na prawdziwych portalach. Autorka mocno osadziła akcję w dobrze znanej nam rzeczywistości (bohaterka nabija się z Paulo Coelho) i może właśnie dlatego czytelnik w pewnym momencie może się poczuć współodpowiedzialny za fabułę. Czy jest to zabieg banalny? Tak, chyba każdy pisarz chciałby osiągnąć coś takiego. Czy zawsze działa tak samo mocno? Nie. Ale w przypadku Trojga zadziałał.
Siłą rzeczy autorka musiała wcielić się w wiele postaci, co jest wyzwaniem, ale wyszło jej to raczej zgrabnie (brawa za kreację postaci irytująco egzaltowanej Chiyoko i równie irytująco płaszczącego się Ryu). Tworząc swoich bohaterów, postarała się, aby każdy z nich był charakterystyczny i, przede wszystkim, dynamiczny. Postacie z Trojga nie są definiowane tylko przez ich reakcję na katastrofę, ale także przez przemianę, która dokonuje się w trakcie "śledztwa" dziennikarki. Widać tutaj próbę pewnego studium zachowań w obliczu niewyjaśnionego, nie tylko indywidualnych postaw (szaleństwa, złamania postawy racjonalnej), ale również tzw. tłumu. O ile to pierwsze wyszło niezwykle interesująco, o tyle w kwestii reakcji społeczeństwa chyba przekroczono tę cienką granicę, poza którą wydarzenia są mniej realistyczne oraz prawdopodobne (mam wrażenie, że intencje autorki były inne) i stają się o wiele bliższe fantastycznym, subtelnie wprowadzanym wątkom Trojga.
Nie jest to książka, którą można się delektować, raczej należy do tych z serii "jeszcze jeden rozdział". Można ją czytać w komunikacji miejskiej, ale trzeba się liczyć z tym, że przejedzie się swój przystanek. Najlepiej zarezerwować kilka wolnych godzin we własnym fotelu, aby komfortowo i bez konieczności odrywania się wciągnąć Troje na raz.
Chyba od czasu "Ringu" Suzukiego nie było tak zgrabnie napisanej powieści grozy, którą finiszuje się z tym cudownym uczuciem, że ktoś za nami stoi.