Greg (Tim Robbins), cierpiący na depresję profesor filozofii, obchodzi właśnie sześćdziesiąte urodziny. Z tej okazji, jego małżonka, Audrey (Holly Hunter) urządza wielką imprezę, na którą zaprasza rodzinę i przyjaciół. Na uroczystość przybywają między innymi ich adoptowane z Liberii, Kolumbii i Wietnamu dzieci. W zabawie uczestniczy również ich biologiczna, siedemnastoletnia córka i kilkoro innych bliskich znajomych. Podczas spotkanie dochodzi jednak do zaskakującego wydarzenia, po którym rodzina musi uporać się z poważnym problemem. Powyższy opis to oczywiście jedynie zarys fabularny, niebędący istotą serialu. Co nią jest w takim razie? W pierwszym odcinku serialu dość dobrze poznajemy bohaterów, ale tak naprawdę służą oni jedynie w celu przekazania widzowi pewnego przesłania intelektualnego. To dopiero pierwszy odcinek i trudno powiedzieć, do czego twórcy dążą, ale można przypuszczać, że podobnie jak w Sześciu stopach po ziemią, tak i tutaj, spróbują sprzedać nam kompleksowy pakiet przemyśleń w kwestii ludzkiej egzystencji. W omawianym serialu nośnikami różnorakich idei są ciekawi bohaterowie. Każdy członek dysfunkcyjnej rodziny zmaga się z własnymi problemami. Większość z nich jest interesująca i wciągająca. Pochodząca Liberii Ashley, mimo że posiada idealną rodzinę, szuka tanich podniet wśród kolegów z pracy. Kolumbijczyk Ramon rozpoczyna właśnie związek z nowo poznanym mężczyzną, a biologiczna córka Grega i Audrey, Kristen, ma problemy z samoakceptacją i ciężko przechodzi okres dojrzewania. Prym wiodą oczywiście nestorzy, tworzący przerysowaną mieszankę hipokryzji, dekadencji i perfekcjonizmu. Takie rozwiązanie fabularne wymaga wielkiej pieczołowitości w nakreślaniu rysu psychologicznego każdego z bohaterów. Oglądając pierwszy odcinek, widzimy, że twórcy mają tego świadomość, jednak w odróżnieniu od Six Feet Under, tym razem nie udało się do końca uciec od stereotypowości. Mimo że życie prywatne poszczególnych bohaterów może zainteresować, to nie każda osobowość jest tak oryginalna i wyjątkowa jak członkowie rodziny Fisherów. Można odnieść wrażenie, że niektóre postacie specjalnie naginane są do pewnej konwencji, aby za ich pomocą łatwiej było przekazać widzom konkretną ideę. Jak inaczej zinterpretować pierwszy stosunek seksualny ubranej w maskę konia zagubionej nastolatki, z dopiero co spotkanym przystojnym modelem? Całe szczęście takich pretensjonalnych motywów nie ma zbyt dużo, ale trzeba pamiętać że tego typu artystyczne, przeintelektualizowane tendencje często działają na niekorzyść dzieła. Tu i teraz jest serialem pięknie wyglądającym i pięknie zagranym. To jednak standard w HBO, także nie ma co się rozwodzi nad wysublimowaną estetyką. Miło na małym ekranie zobaczyć dawno niewidzianych zdobywców Oscarów Tima Robbinsa i Holly Hunter. Młodzi również radzą sobie nieźle, choć fajerwerków jak na razie nie ma. Dość dobrze wypada Daniel Zovatto w roli Ramona. W ogóle jego wątek wydaje się na tą chwilę tym najbardziej interesującym. W tle jego historii  widać wpływ serialu The Leftovers, ze swoim filozoficzno-apokaliptycznym przesłaniem. Analizując serial Here and Now nie można uciec od porównań. Sześć stóp pod ziemią to naturalna inspiracja dla tej produkcji i nikt tego nie ukrywa. Dysfunkcyjna rodzina to temat stary jak świat. Alan Ball stworzył już kilka takich, pytanie brzmi czy i tym razem stanie na wysokości zadania. Serial w pierwszym odcinku balansuje na granicy moralizatorstwa i taniego dydaktyzmu w kwestiach egzystencjalnych. Miejmy nadzieję że produkcja nie popadnie w pseudointelektualne tony i opowie o życiu w sposób prosty, ale też sugestywny.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj