Ucho Prezesa wróciło do korzeni. Kameralna forma, mury Nowogrodzkiej, dwójka gości i Mariusz w znaczącej roli. Najnowszy odcinek przypomina początki serialu, co zdecydowanie działa na jego korzyść.
Tym razem nie było sejmowych korytarzy, plenerowych krajobrazów czy belwederskich pokoi. Pan Prezes nie ruszył się zza swojego biurka, dzięki czemu niecałe 20 minut z Uchem Prezesa spędziliśmy w jego gabinecie i u pani Basi w sekretariacie. Obyło się więc bez fajerwerków w sferze formalnej, jednak jeśli chodzi o treść, to nawet najwięksi malkontenci powinni poczuć się usatysfakcjonowani. Pamiętacie te rozbrajające epizody z pierwszego sezonu, kiedy Misiu i Antoni zabierali nas na satyryczny Mount Everest? Nawałnica roboty to coś w ten deseń.
Po pierwsze – Mariusz. Jakoś tak od początku 2. sezonu stał w cieniu Prezesa i pozostałych. W pewnych momentach zaczął przypominać dekorację lub przedmiot z gabinetu na Nowogrodzkiej. Tym razem stanowi jednak ważny element odcinka. Prezes postanawia wziąć go na widelec i przesłuchać w kwestiach zasług i błędów. Wzywa też na dywanik jego zastępcę, wiceministra Jarosława, który przeżywa wielki stres na myśl o wizycie w gabinecie szefa.
W rolę zastępcy Mariusza wciela się Cezary Żak. Znany wszystkim aktor komediowy nie dość, że upodobnił się fizycznie do parodiowanej postaci, to jeszcze dał upust swoim umiejętnościom. Wiceminister Jarosław ma tak wielkiego stresa przed spotkaniem z Szefem wszystkich szefów, że ciało odmawia mu posłuszeństwa. Interpretacja tej tragicznej postaci w wykonaniu pana Cezarego to prawdziwy majstersztyk. Umarł Karol Krawczyk, niech żyje wiceminister Jarosław – można by powiedzieć.
Drugi gość to „sympatyczny” Jojo, czyli partyjniak Joachim. W tym przypadku twórcy postawili na zażyłość Prezesa i tego polityka, wypracowaną na licznych, niebezpiecznych wyprawach nad polskie jeziora, w góry i w głąb lasów. Mam jednak problem z aktorem wcielającym się w wicemarszałka sejmu. Polityk ten to bardzo charakterystyczna osoba. Sławomir Orzechowski, portretujący tę postać, jest również charyzmatycznym artystą, jednak jest to innego rodzaju charyzma niż ta, którą emanuje Jojo. Jednym słowem – dość nietrafiony casting. Całe szczęście jego rola została napisana tak, że oprócz różnic w wizerunku naprawdę nie ma się do czego przyczepić.
Nawałnica roboty to odcinek, po którym teorie na temat ocieplającego charakteru Ucha Prezesa odżyją na nowo. Szef po raz kolejny zostaje przedstawiony jako „swój chłop”, który podczas górskich wypraw załatwia się w krzakach, nocuje w pensjonacie Monika, a po bułki na śniadanie chodzi do pobliskiego sklepu. Kto by nie chciał mieć lidera, z którym można przybić piątkę na górskim szlaku? Zakładając, że wytarł ręce w trawę po załatwieniu potrzeby fizjologicznej...
O ile serial robi dobry PR Prezesowi, to już jego poplecznicy nie mogą liczyć na takie względy. Zarówno Mariusz, jak i Jarosław pokazani zostali jako niezbyt rozgarnięci gamonie, zlęknieni przed karzącą ręką swojego wodza. Strach wiceministra przed dymisją i oddech ulgi Mariusza, gdy dowiaduje się, że to nie on tym razem kładzie głowę pod topór, doskonale obrazują sytuację polityczną w partii rządzącej. To w końcu ociepla czy nie? Bardzo dyskusyjna kwestia. Taki relatywizm jest jedną z największych zalet Ucha Prezesa.
Po poprzednim odcinku wszyscy liczyli na spotkanie prezydenta z Prezesem w Belwederze. Nic takiego nie nastąpiło. Widocznie twórcy czekają na jakieś ważne wydarzenie w naszej politycznej rzeczywistości, kiedy to ta dwójka na poważnie weźmie się za bary. Nie mamy jednak na co narzekać. Bieżący odcinek to kolejna rewelacyjna parodia tego, co znamy aż za dobrze z kanałów informacyjnych.