Wszystko wskazuje na to, że ci, którzy przejęli władzę, nie tylko z niej nie zrezygnują, ale będą próbowali jeszcze bardziej powiększyć zakres swoich wpływów. A jako że wojna dobiegła końca, głównym środkiem zwiększenia politycznej przewagi nie będą bitwy i genialne posunięcia taktyczne, ale podstępy i tajemne knowania. Cersei, Królowa Regentka, zaplata w Królewskiej Przystani sieć spisków, które mają na celu ograniczyć władzę Tyrellów. Zapomina jednak, że każda intryga może zwrócić się przeciwko jej inicjatorowi, a uczestnicy gry o tron nigdy nie wiedzą, kiedy z dominujących figur przemieniają się w podrzędne, skazane na porażkę pionki...

Sieć spisków to druga część Uczty dla wron, czwartego i jak na razie ostatniego wydanego w Polsce tomu Pieśni lodu i ognia George’a R.R. Martina. Czytelnika czeka w niej to samo, do czego zdążyły przyzwyczaić go poprzednie książki cyklu – czyli ogromny, stworzony z niezwykłą dbałością o szczegóły i rozbudowany świat Westeros, liczne i niebywale skomplikowane wątki oraz mnogość pełnych życia, wielowymiarowych postaci. Tak jak w poprzednich tomach nie ma tu tradycyjnej walki dobra ze złem, a bohaterowie nie dzielą się na kryształowo czystych obrońców sprawiedliwości i ludzkie demony, krzywdzące innych dla samej radości bycia niegodziwcami. Świat stworzony przez Martina nadal pozostaje wieloaspektowy, a każdy, nawet najbardziej niemoralny bohater, ma jakieś swoje racje i przyczyny takiego a nie innego postępowania.

Uczta dla wron różni się jednak trochę od poprzednich książek, w których chwilowe spowolnienie przebiegu wydarzeń na początku tomu było nagradzane z nawiązką brawurowym przyspieszeniem tempa i zaskakującymi zwrotami akcji w dalszych partiach powieści. Jeśli chodzi o klimat, to nieco senne i powolne Cienie śmierci prawie nie różnią się od omawianej tu drugiej części tomu. Chociaż w Sieci spisków dość sporo się dzieje, pojawiają się nawet zaskakujące rozwiązania fabularne, a wątki łączą się w niespodziewany sposób, to jednak nie da się tego nawet porównać z szybkim tempem akcji, do jakiego przyzwyczaił nas cykl. Być może spowodowane jest to brakiem wielkich scen batalistycznych i skoncentrowaniem się na politycznych intrygach, które przecież toczą się na słowa, nie na miecze, a w dodatku trzeba długo i cierpliwie czekać, aż zasiane ziarna spisków dojrzeją i wydadzą plony. Muszę jednak przyznać, że i same wydarzenia, na których skupia się autor, nie są jakoś szczególnie pasjonujące i zastanawiam się, czy książce nie wyszłoby na dobre, gdyby autor mniej się na nich koncentrował. To spowolnienie akcji jest wyraźnie zauważalne i – niestety – psuje przyjemność z lektury, choć z drugiej strony George Martin potrafi czasem opisywać skomplikowane sieci spisków tak samo dobrze jak brawurowe pojedynki, zapierające dech w piersiach bitwy czy inne wielkie i przełomowe wydarzenia.

Sieć spisków to bezpośrednia kontynuacja Cieni śmierci, pojawiają się w niej więc rozpoczęte w poprzedniej części wątki. Poznajemy je z punktu widzenia tych samych postaci, autor nie wprowadza żadnego nowego narratora, pomija natomiast niektórych bohaterów. Tak jak w poprzednim tomie część opowieści jest bardziej rozbudowana, a część zawiera się w zaledwie jednym lub dwóch rozdziałach, całość tworzy jednak bardzo zrównoważoną konstrukcję. W drugiej połowie Uczty dla wron żaden z rozpoczętych w tym tomie motywów nie zostaje definitywnie zamknięty – większość z nich ma otwarte zakończenia, a świadomość, że na dalszy ciąg historii przyjdzie trochę poczekać, zapewne w żadnym czytelniku nie wywoła pozytywnych uczuć. Cóż, mimo to trzeba się uzbroić w cierpliwość.

W tej części cyklu wciąż dominują wydarzenia związane z Królewską Przystanią, a królową narracji pozostaje Cersei. To przy jej udziale dzieją się najważniejsze i najciekawsze wydarzenia, to ona odgrywa decydującą rolę, wpływając nie tylko na swoje najbliższe otoczenie, ale także na koleje dogasającej wojny i losy bohaterów, o których regentka nigdy nawet nie słyszała. Przy całym moim braku sympatii do tej postaci muszę stwierdzić, że partie z jej udziałem czytało mi się najlepiej – chciałam zobaczyć, czy knowania wrednej królowej odniosą zamierzone cele, czy też ich negatywne skutki uderzą w samą inicjatorkę. Muszę przyznać, że pod tym względem George Martin mnie nie rozczarował i choć częściowo domyśliłam się, jak autor rozwiąże ten wątek, nie popsuło mi to przyjemności czytania.

Wydarzenia, które poznajemy z perspektywy Jaimego, również zostały ciekawie przedstawione. W tym tomie Dowódca Gwardii opuszcza stolicę i wyrusza do Riverrun, by dopomóc w zdobyciu zamku, ostatniego bastionu buntowników z północy. Autor nie tylko przekonująco oddał wątpliwości targające Jaimem, ale ukazał też częściowe przewartościowanie jego zasadniczych poglądów. Zobaczymy więc rozwój bohatera, który do tej pory wydawał się postacią raczej statyczną.

Do dość niespodziewanego finału dobrnął wątek Brienne, która poszukując Sansy, natrafiła na trop Aryi. Wydarzenia z udziałem kobiety-rycerza początkowo nie są zbyt emocjonujące, jednak później stają się bardziej dramatyczne i zaskakujące. Zaskoczyło mnie zakończenie tej narracji – chyba najbardziej dwuznaczne ze wszystkich wątków tego tomu. Natomiast Sansy, przemianowanej na Alayne, nie uświadczyliśmy zbyt wiele: autor poświęcił jej zaledwie jeden rozdział. Podobnie zresztą postąpił z Aryą, ale jej wątek był o wiele ciekawszy, chociaż urwany w bardzo irytującym momencie. Długą narracją nie mogli się też poszczycić pozostali bohaterowie cyklu. Zarówno Arianne, jak i Victarion pojawili się tylko na chwilę, a choć wydarzenia z ich udziałem pchnęły fabułę naprzód, to nie były szczególnie wstrząsające.

Natomiast w tym tomie było całkiem dużo Samwella. Chociaż nie przeżywał tu aż tak dramatycznych przygód jak w poprzednich częściach Pieśni lodu i ognia, to jednak musiał poradzić sobie z wieloma trudnymi sytuacjami, dzięki czemu jego charakter interesująco się rozwinął: dlatego też partie dotyczące Sama, choć w sumie niewnoszące za wiele do fabuły, czytało mi się bardzo przyjemnie. Z tą postacią wiążę zresztą duże nadzieje i mam wrażenie, że autor szybko z niej nie zrezygnuje.

Oprawa graficzna powieści jest utrzymana w takiej samej estetyce co w Cieniach śmierci i nadal niezbyt mi się podoba. Tym razem przedstawioną na niej postać można od biedy utożsamić z wojownikiem Żelaznych Ludzi, ale ilustracja nijak się ma do tytułu czy najważniejszych wydarzeń powieści. Od strony technicznej książka nie różni się od tej z pierwszej części Uczty dla wron. Na samym końcu zajdziemy tradycyjnie spis rodów i postaci występujących w dziele (który zajmuje kilkadziesiąt stron i tak już cieńszego od pozostałych tomu) oraz trzy mapy. Muszę jednak dodać, że te ostatnie są wydrukowanie dość niechlujnie – czcionka jest trochę zamazana, przez co trudno odczytać drobne napisy.

Uczta dla wron. Sieć spisków ma dwie wielkie wady. Po pierwsze, usypia nas powolnym tempem i skupia się na niesympatycznych bohaterach oraz mało interesujących wątkach, chwilami zbytnio rozwlekając fabułę. Po drugie, kończy się w dość niefortunnym momencie, sprawiając, że czytelnik od razu chciałby sięgnąć po dalszy ciąg, którego jeszcze nie ma. Jednak mimo tego obniżenia poziomu książka nadal potrafi zachwycić miłośnika prozy Martina rozbudowanym światem i nieszablonowo zarysowanymi postaciami.

[image-browser playlist="606246" suggest=""]

Tytuł: Uczta dla wron. Sieć spisków
Tytuł oryginału: A Feast for Crows. Vol. 2
Autor: George R.R. Martin
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Projekt okładki: Jan P. Krasny
Data wydania: 2006
Wydanie: I
Oprawa: miękka
ISBN: 83-7298-968-0; 978-83-7298-968-0
Objętość: 525 stron
Cena: 37,90 zł

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj