Velma to serial, który wzbudza negatywne emocje, bo kolor skóry bohaterów znanych z pierwowzoru dla dzieci został zmieniony. Takim sposobem Velma pochodzi z Indii, Daphne jest Azjatką, a popularnego Kudłatego zastąpił czarnoskóry Norville (w oryginale  w ogóle nie jest używana ksywa Shaggy; wygląda to na świadomą decyzję). Bez zmian w tym aspekcie pozostał jedynie Fred. Sęk w tym, że to podejście nie jest żadnym problemem – Velma to bardziej reboot nawiązujący do kultowej kreskówki, więc twórcy mogą robić, co chcą. Pewnie wielu widzów na świecie przyjmie to pozytywnie. Kolor skóry nie ma tu znaczenia. To wszystko inne w tym serialu jest beznadziejne.  Po obejrzeniu pierwszych odcinków możemy sobie wyobrazić, jak twórcy klepią się po plecach z aprobatą – zadowoleni ze swojej elokwencji i metahumoru. W końcu ciągle powtarzają, jak to określone schematy działają w serialach i jak oni dumnie idą w innym kierunku. Kłopot w tym, że nie idą. Z uporem maniaka poruszają tę kwestię, co wcale nie bawi, a wręcz wywołuje uczucie totalnego zażenowania. Twórcy nie rozumieją, jak umiejętnie i z wyczuciem wykorzystywać metahumor z korzyścią dla serialu. Humor sytuacyjny nie ma sensu, a dialogi zgrzytają tak mocno, że ma się ochotę złapać za głowę i krzyknąć w stronę ekranu: kto to, u licha, pisał?! Wydaje mi się, że twórcy naprawdę chełpią się tym, co zrobili, i podkreślają, że jest to inteligentne i unikatowe. W praktyce jest to głupie i nietrafione. Rozpada się jak domek z kart na poziomie fundamentalnym. Najgorzej wypada śmianie się z Freda. Jeśli ciągle powtarza się, że jest on białym, bogatym facetem, to szybko może zrobić się niezręczne i nudno. Ta postać to totalny idiota, który wywołuje jedynie frustrację.
fot. HBO Max
+6 więcej
Sama historia ma potencjał, bo dostajemy dwie zagadki, które Velma i jej przyszli przyjaciele powinni rozwiązać. Jednak morderstwo w szkole oraz zaginięcie matki bohaterki to motywy interesujące tylko na papierze. Prowadzenie opowieści kuleje tak bardzo, że staje się to zbyt trudne w odbiorze. Nie wiadomo do końca, na czym to miało się opierać i jaki w tym był cel fabularny. Twórcy chaotycznie skaczą pomiędzy różnymi pomysłami, które nie trafiają. Stają się za to pasmem absurdu pozbawionego werwy, tempa i charakteru.  Każda postać jest nie tyle nijaka, co źle napisana. Oryginalni kompani Scooby'ego Doo mieli dość jasno nakreślone osobowości – każdy coś wnosił do opowieści i był jakiś. Tutaj twórcy za wszelką cenę dopisują bohaterom jakieś dziwaczne tło, by zrobić z nich ludzi. Niestety przez to sprawiają, że są nie do zniesienia. Norville prawdopodobnie najmniej, ale z Kudłatego to on nic nie ma, więc być może dlatego można go odbierać pozytywnie. Velma wypada karygodnie, bo to jednak główna bohaterka, a jest irytująca do granic możliwości. Z założenia miała być inteligentna i błyskotliwa, ale – uwierzcie mi – dawno nie widzieliście takich głupot. Jedynym sensownym motywem wydają się jej halucynacje, które najpewniej miały być manifestacją ataku paniki, ale koniec końców, stają się ozdobnikiem wprowadzającym odrobinę wizualnej grozy. Fabularnie są totalnie bez znaczenia, a twórcy nie wiedzą, jak to wykorzystać. Ważne jest, by pamiętać, że Velma to nie jest serial dla dzieci. To produkcja w pełni skierowana do widzów dorosłych; mamy więc obrazową przemoc, nagość oraz wulgaryzmy. Brak w tym jednak choćby krzty inteligentnego podejścia do tematu. Podobne motywy mieliśmy w wielu innych produkcjach ostatnich lat – m.in. Harley Quinn. Twórcy mieli dobry pomysł oraz wszelkie narzędzia do wykorzystania, a zrobili z tego mało śmieszny, wywołujący zażenowanie serial. Tego nie da się oglądać bez zdziwienia, jak zostało to źle skonstruowane.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj