Danny Sullivan zostaje aresztowany w związku ze strzelaniną przy Rockefeller Center. Profesor Rya Goodwin pomaga ustalić policji, czy jest on rzeczywiście odpowiedzialny za incydent, czy jest tylko naiwnym, dziwnym chłopakiem, który wpadł w nieciekawe towarzystwo. Tom Holland gra wycofanego, przerażonego nastolatka. Ma małą grupę przyjaciół, napięte relacje z ojczymem w domu, a jego pasją jest malarstwo. Po trzech odcinkach W tłumie wiadomo tyle, że Danny jest bardzo lojalny wobec ludzi, których spotyka na swojej drodze (i celowo nie używam tu słowa przyjaciół). Jest niezręczny, boi się rozmawiać z kobietami, a gdyby nie jego kumple, Mike i Jonny, pewnie nie wychodziłby z domu. Niestety dość stereotypowy obraz młodego dziwaka, który nikogo na ekranie nie zaskakuje. Jak to Hollandowi wychodzi? Całkiem dobrze, ale póki co bardzo monotonnie, a wręcz nudno. Na razie nie dostaliśmy żadnej sceny, w której jakoś niesamowicie wykazał się aktorsko. Jest dobrze, ale bez szału. Podobnie wypada Amanda Seyfried jako profesor Goodwin. Relacja jej postaci z Dannym ma z założenia ciągnąć fabułę, bo polega nie tylko na przesłuchaniu aresztowanego, ale i jego analizie psychologicznej. Jest jednak bardzo statycznie i ostrożnie. Rya nie zadaje trudnych pytań, nie ryzykuje w swoim wywiadzie, a co za tym idzie te sceny są bardzo schematyczne.
fot. materiały prasowe
+5 więcej
Klimat lat 70. kupił mnie od samego początku. Wygląda to świetnie i nadaje serialowi klimatu, który ładnie obramowuje wydarzenia. Samochody, stroje, domy, to co dzieciaki robią w wolnym czasie, przerażenie Danny’ego, gdy pierwszy raz korzysta z bankomatu – gdyby nie ta atmosfera, oglądałoby się to dużo trudniej. A i tak nie jest łatwo, bo historia do tej pory nie wciąga. Strzelanina jest naszym punktem wyjściowym, ale gdy dochodzimy w końcu, dlaczego do niej doszło, nie ma wielkiego WOW. Pewnie, że jest to nowy wątek i to dość interesujący, ale nie coś, co wbija w fotel i sprawia, że myślimy: „Nigdy bym się nie domyślił, że to pójdzie w tę stronę”. Zamiast tego myślimy: „Serio? To miało mnie tak zaskoczyć?”. To powolne rozkręcanie jest najgorsze. Widzimy opowieść o tym, jak Danny wylądował tu gdzie jest teraz. Zauroczenie, narkotyki, imprezy, seks, tajemnice o traumatycznych przeszłościach bohaterów, a według mnie najlepiej się ogląda, jak kumple naszego protagonisty próbują go rozruszać i jak Jonny bawi się w magika. Ariana, grana przez Sashę Lane, ma wielki potencjał. Jest najbardziej barwną postacią, enigmatyczną, ponurą i bez wątpienia także bardzo smutną. To są postaci, które równie łatwo zantagonizować, jak i przebrać za ofiarę, gdy będzie taka konieczność. Niestety póki co oprócz świetnego aktorstwa i potencjału na ciekawe rozbudowanie fabuły, nie można wiele powiedzieć. Może z wyjątkiem tego, że to ona prawdopodobnie sprawi, że serial nabierze później tempa. Jej sceny są po prosu najbardziej żywe. Nie tylko dlatego, że jest tu sporo imprezowania, ale dlatego, że jest tu najwięcej emocji. Tom Holland, jak zawsze przy smutnych scenach, ma łzy w oczach i wygląda, jakby miał żabę w buzi. I choć nie ma w tym nic złego, to na pewno nie sprawia, że chcemy oglądać dalej. Więcej niestabilnej i nieobliczalnej Ariany, mniej smutnego dziwaka. Albo chociaż to zbalansujmy. Dużo W tłumie jest patrzenia, słuchania i gadania, a mało akcji. I nie mówię tu tylko o akcji w stylu strzelanina, bójka, pościg. Bardziej chodzi mi o jakiekolwiek działania ze strony bohaterów. Jest ogrom Danny’ego rozmawiającego z Ryą, patrzącego na Annabelle, chodzącego za kumplami, Mikiem i Jonnym, albo malującego, ale to popada w schemat i wywołuje ziewanie. W każdym odcinku jest trochę powyższego i jedna scena z pistoletem, pięściami albo uciekaniem. O ile widzimy tu całkiem niezłe aktorstwo i co za tym idzie świetne sylwetki psychologiczne, to gdzie jest thriller? Gdzie jest lekki stresik czy niepokój przy oglądaniu? No niestety zaginął. Jest dobra obsada i ciekawie zapowiadająca się fabuła. Jest też klimat i dobrze wyważone kadry. Brakuje nam jednak czegoś, co sprawi, że będziemy czekać na kolejne odcinki. Nie ma wystarczająco akcji, dramatów i tajemnic, żeby oglądać na wstrzymanym oddechu, czy żeby mózg nam podpowiadał jakieś teorie spiskowe. Czy warto obejrzeć? Trudno powiedzieć. Jeśli wolne tempo nie jest dla Ciebie przeszkodą, a nawet atutem – odpalaj Apple TV. Jeśli jednak wolisz bardziej wartką akcję, może to być strata czasu. Ja lubię dobre, mocne psychologiczne produkcje, nawet jeśli czasem przynudzają, więc dam W tłumie szansę i będę oglądać kolejne odcinki. Kto wie, może uda mi się zobaczyć, jak Tom Holland się trochę rozkręca i z zaskoczenia zostanę wbita w fotel?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj