Jak wiadomo od jakiegoś czasu, Bruce Willis przeszedł na emeryturę w związku z afazją, na którą  cierpi. W tym i przyszłym roku światło dzienne ujrzą jednak projekty, do których aktor zdążył nakręcić sceny wcześniej. Jednym z nich jest film akcji pod tytułem W złym miejscu, który miał swoją światową premierę w lipcu tego roku. Willis wciela się we Franka, emerytowanego komendanta policji, który jest naocznym świadkiem zabójstwa i przyczynia się do aresztowania jednego z przestępców. Drugi złoczyńca, któremu udało się uciec przed policją, po jakimś czasie postanawia zemścić się na Franku, a jako przynętę bierze jego córkę. Mężczyzna nie wie jednak, jak bardzo naraził się policjantowi. Fabuła jest naprawdę prosta – głównym celem filmu jest (jak to zwykle bywa) starcie dobra ze złem, dodatkowo okraszone paroma wystrzałami, scenami akcji czy pościgiem. Film prawdopodobnie miał być typowym akcyjniakiem do zagryzania popcornu – do których Bruce Willis sam nas przyzwyczaił. Efekt jest niestety daleki od zadowalającego, a seans tej produkcji jest istną torturą dla zmysłów. Od pierwszych chwil widać, że W złym miejscu dysponuje znikomym budżetem na realizację. Sceny wyglądają tak, jakby były kręcone amatorskim sprzętem, a efekty specjalne wołają o pomstę do nieba (komputerowy jeleń czy cyfrowe rozbryzgi krwi są poniżej jakiegokolwiek poziomu). Montaż jest kompletną klapą, ponieważ brak w nim jakiejkolwiek spójności. Film zaczyna się jak przedziwny teledysk, a poszczególne sceny "wzbogacone są" niepasującą do niczego muzyką, która ani nie wprowadza nastroju, ani nie trzyma w napięciu. Wywołuje jedynie ciarki zażenowania. W dalszej części produkcji mamy do czynienia albo z wieloma uproszczeniami w montażu (wołająca o pomstę do nieba scena wypadku samochodowego), albo przeciwnie, z nienaturalnie wydłużonymi sekwencjami, stosowanymi chyba tylko po to, by Willis miał więcej czasu na zaprezentowanie się na ekranie jako twardziel (idealnym przykładem jest moment złapania przestępcy, który jest uzbrojony po zęby, ale na sam widok Bruce'a Willisa po prostu się poddaje, zanim ten zdąży choćby kiwnąć palcem). To, co dzieje się na ekranie, jest absolutnie niewiarygodne, sztuczne, naciągane. W żadnym momencie nie można zaangażować się w to emocjonalnie. Kolejnym – a może i najważniejszym – minusem tej produkcji jest do bólu płaski scenariusz i koszmarne dialogi. Film wypełniony jest zapychaczami, które widać przede wszystkim w wątku Chloe, córki Franka (w tej roli Ashley Greene). Bohaterka pozbawiona jest osobowości, a jej główną cechą jest fakt, że choruje na raka (co nie ma żadnego znaczenia dla fabuły tego filmu). Twórcy z jakiegoś powodu wprowadzili do opowieści wątek osobisty Chloe i zestawili ją na ekranie z jej życiową partnerką. To kolejny niewiarygodny element produkcji, z tego prostego powodu, że między aktorkami nie ma absolutnie żadnej chemii. Już na pierwszy rzut oka widać, że w zasadzie cała obsada mocno męczy się ze swoimi infantylnymi kwestiami – cały film to jedna wielka bolączka – zarówno dla aktorów, jak i dla widzów. Bruce Willis tak naprawdę nie gra tutaj praktycznie nic, nawet mimo tego, że powierzono mu główną rolę. Nie widać w nim żadnego zaangażowania, a jego kwestie mówione składają się z kilku słów, maksymalnie jednego zdania – zdaję sobie sprawę, że przyczyną jest wspomniana już wcześniej choroba, ale nie mogę przejść obojętnie wobec bezsensu, jakim było stworzenie tej produkcji. W złym miejscu zostało w całości skrojone właśnie pod możliwości aktorskie Willisa, które na tym etapie są niestety praktycznie żadne. Aktor zupełnie sobie tutaj nie radzi – ani ze swoją postacią, ani z samą fabułą – a jego angaż był motywowany chyba tylko chęcią nagłośnienia tego tytułu, co w istocie jest bardzo smutne. W złym miejscu to produkcja do bólu amatorska i zła na wszystkich możliwych płaszczyznach. Nie spełnia swojej funkcji ani jako film akcji, ani jako thriller, ani tym bardziej jako godne pożegnanie z Bruce'em Willisem. Trudno jest znaleźć odpowiedź na pytanie, jaki był cel tej realizacji. To jeden z filmów, które nie powinny były nigdy powstać. Kompletna strata czasu. Zdecydowanie odradzam, bo tego naprawdę nie da się obronić zupełnie niczym. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj