Wiele oczekiwałem po wprowadzeniu Shogun World do Westworld, który w 5. odcinku miał odegrać kluczową rolę. Twórcy nie tylko spełnili wysokie oczekiwania, a w wielu momentach je przewyższyli. Cały Shogun World ma zupełnie inny klimat od parku Westworld. Widać pełne zrozumienie, jak powinien działać świat samurajów i jakie emocje powinien wywoływać. Mamy to wszystko doskonale ujęte w krajobrazach, zdjęciach, fantastycznej scenografii, kostiumach czy muzyce przepisanej na japońską stylistykę. A co najważniejsze tutaj wszyscy mówią po japońsku, co w wielu scenach opartych na tradycji samurajskiej kultury wpływa pozytywnie na odbiór. Można było tutaj pójść na łatwiznę i kazać im mówić po angielsku, bo w końcu goście w parkach są za całego świata, prawda? Ale scenarzyści pokazują, jak godnie i z szacunkiem odtworzyć w świecie serialu popularny gatunek filmowy. Tak samo, jak zrozumieli western, tak też czują kino samurajskie. Nie brak w tym wszystkim kilku fabularnych niespodzianek. Przede wszystkim fakt, że miasteczko Shogun World jest kopią tego z Westworld, łącznie z kilkoma postaciami, którzy mają swoje japońskie sobowtóry. Wbrew pozorom jest to pomysł zaskakująco dobrze pasujący do tego świata i pomimo ryzyka pójścia po linii najmniejszego oporu, scenarzyści wychodzą z tego obronną ręką. Wszystko za sprawą faktu, że choć na ogólnym poziomie oglądamy sobowtóry, to dzięki takim aktorom jak Hiroyuki Sanada, Rinko Kikuchi oraz Tao Okamoto, te postacie od razu stają się inne. Wpisują się w klimat Shogun World i mamy wrażenie wielkiej świeżości w połączeniu z czymś znajomym. Twórcy jeszcze oferują nam odtworzenie znanego z pierwszego sezonu napadu bandy po sejf znajdujący się w domu uciech. I tutaj brawa dla kompozytora Ramin Djawadi, który ponownie wykorzystuje utwór Paint It, Black Rolling Stonesów, ale w aranżacji na instrumenty, jakich oczekujemy po klimacie osadzonym w świecie samurajów. Efekt? Kapitalny! Dzięki temu cała sekwencja, choć dobrze nam znana, nabiera wyrazu i nowego znaczenia. Rozwój Shogun World pokazuje też, że choć wszystko miało być podobne, szybko staje się inne. Świat samurajów jednak rządzi się swoimi prawami, więc różnice w stosunku do Westworld zaznaczano dość szybko i wyraźnie. Wszystko po to, byśmy nie odczuli jakiejś monotonii, bo choć nakreślenie podobieństw w postaciach oraz napadzie jest bardzo dobre, to łatwo można byłoby przesadzić. Tutaj brawa dla twórców za wprowadzenie znakomitej sceny akcji z... atakiem ninja na dom uciech Akane (odpowiednik Maeve). Przede wszystkim pochwały należą się Sanadzie, który wielokrotnie grał już samuraja (tym po raz pierwszy zasłynął na świecie w nominowanym do Oscara Samuraj - Zmierzch)  i ponownie pokazuje klasę. Jego walka z trzema ninja na raz jest imponująca i doskonale buduje emocje. Akcenty podczas tej sekwencji są świetnie rozłożone na niego, Maeve, jej wyjętego spod prawa partnera i pojawiającą się Akane. To część odcinka, która doskonale napędza rozwój fabuły. Maeve odkrywa "nowy głos". To chyba nie tylko najważniejszy element odcinka, ale i najbardziej szokujący. Jej kontrolowanie hostów samą siłą umysłu zmusza do zadawania mnóstwa pytań: Jak? Dlaczego? Czy to sprawka Forda? A może tajemnicza moc Maeve to efekt dynamicznej ewolucji jej osoby jako hosta? W końcu ona pierwsza zaczęła dostrzegać prawdę w otaczającym ją świecie i przejmować kontrolę nad swoim życiem. I przecież ani razu nie mieliśmy sugestii, że jej wątek jest w jakimkolwiek stopniu związany z Fordem. Pytań wiele, odpowiedzi na razie żadnych, czyli dzień jak co dzień w Westworld. Dzięki temu jednak dostajemy kilka świetnych scen. Walka z ninją, w której po raz pierwszy wysyła rozkaz za pomocą umysłu oraz końcowa sekwencja, gdy każe wszystkim samurajom się pozabijać. Ta pewność siebie Maeve jest momentami przerażająca. Jej rozwój jest niezwykle szybki, ale sensowny. Jedno z najlepszych ujęć: zbliżenie na twarz Maeve, gdy za nią bryzga krew. I te emocje malujące się na obliczu Thandie Newton. I ten cliffhanger z Maeve z kataną w ręce, gdy armia Szoguna biegnie do boju. Takie detale powodują, że Westworld śmiało może wywołać ciary na plecach. Paint It, Black w wersji japońskiej to nie jedyny cover stworzony przez Djawadiego na potrzeby odcinka. W jednej z kluczowych scen tańca Akane słyszymy C.R.E.A.M. autorstwa Wu Tang Clanu. Aranżacja na japońskiej instrumenty zdecydowanie może się podobać, a budowany klimat w tej scenie działa na odbiór wręcz idealnie. To jest jeden z takich momentów odcinka, gdzie wiemy, co się stanie dalej, a twórcy i tak w pewnym sensie zaskoczą. Atak Akane na Szoguna jest jedną z brutalniejszych scen w tym serialu. I mimo tego, że przemocy tutaj nie brakuje, ten moment jest na swój sposób zaskakujący. Dobrze to oddano na obliczu Maeve. Tak naprawdę problemem odcinka jest wątek Dolores i Teddy'ego, który wybija z rytmu. Coś, co powinno w pełni skupiać się na Maeve w Shogun World, jest przeplatane czymś w dużej mierze zbytecznym. Zdałem sobie sprawę podczas seansu, że rozmowy o miłości Dolores i Teddy'ego nie są interesujące, bo chcę wiedzieć, co dalej z Maeve, Sakurą i Akane. Tamten wątek intrygował, angażował i wywoływał duże emocje. Kwestia w Westworld w dużej mierze nudziła i sprawiała wrażenie zapychacza. Tak naprawdę w tym liczą się tylko dwie sceny: opowieść Dolores o stadzie, która od razu staje się sugestią wyjaśnienia morza martwych hostów z jednego z poprzednich odcinków oraz finałowa decyzja dotycząca Teddy'ego. Wiemy, że ma to związek z pustką w głowie hostów znalezionych przez Bernarda i spółkę, ale co to dokładnie oznacza? Na tablecie podczas robienia "czegoś" Teddy'emu widzimy, że są nadpisywanie jego pliki, ale trudno wywnioskować, co dokładnie się dzieje. Moja teoria? Te hosty, które niby "nie żyją" są jakąś tajną bronią Dolores, która ma zapewnić jej zwycięstwo. Kolejna ze scen, która ma za zadanie intrygować i zmuszać do zadawania pytań oraz tworzenia teorii. Westworld w tym odcinku pokazuje, że potencjał w tym serialu jest tak naprawdę coraz większy. Każdy kolejny park to powiew świeżości, którą można wykorzystać na rozmaite sposoby. Shogun World spełnia oczekiwania, buduje świetny klimat i wywołuje dużo emocje. To właśnie dzięki temu powiedziałbym, że to jak na razie - najlepszy odcinek sezonu.
fot. HBO
+1 więcej
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj