Epizod drugi i trzeci Who Is America? to znana wszystkim miłośnikom komika ostra jazda po bandzie. Tak naprawdę przyczepić się można jedynie do skeczu otwierającego drugi odcinek. Reszta to klasowe perełki, w których Sacha Baron Cohen daje próbkę swoich pranksterskich umiejętności. Widać tutaj też wielki budżet, jakim stacja Showtime obdarowała komika. Dzięki temu artysta nie musi przebierać w środkach i za każdym razem idzie na całość. Fajne jest też to, że w jego programie dostaje się każdemu po trochu. Krytykanci Cohena, zarzucający mu stronniczość i ultralewicowy charakter twórczości, teraz będą musieli zweryfikować swoje poglądy, bo w Who is America? obrywa się wszystkim, niezależnie od orientacji politycznej. Zacznijmy jednak od początku. Pierwszy skecz może wydać się dyskusyjny ze względu na absurdalność. Otóż znany nam z premierowej odsłony kapitan Erran Morad zabiera się za naukę obrony przed radykalnym islamskim terrorem. Jego uczniem jest pewien trzecioligowy republikański amerykański polityk. Jak rozpoznać zamachowca ukrytego pod burką? Wystarczy użyć selfie sticka, aby zajrzeć co się kryje pod szatą. W jaki sposób pozbyć się natarczywego terrorysty? Atak za pomocą pośladków jest tutaj jak najbardziej wskazany. „Ofiara” Cohena „łyka” wszystkie surrealistyczne pomysły bez mrugnięcia okiem. Imitowanie japońskiego turysty czy wykrzykiwanie „USA” ze spuszczonymi spodniami wychodzi mu całkiem nieźle. Pojawia się jednak pytanie, czy czasem polityk nie rozpoznał słynnego komika i licząc na 5 minut sławy, nie wczuł się w konwencję, tańcząc, jak mu Cohen zagra. Konserwatywny republikanin zbyt ochoczo podchodzi do obrazoburczych pomysłów artysty. Można odnieść wrażenie więc, że albo połapał się w intrydze, albo jest naprawdę kompletnym idiotą. Takie wątpliwości nie działają na korzyść zarówno Who is America?, jak i innych inicjatyw pranksterskich. Widz może poczuć w takich przypadkach, że to on, a nie bohaterowie skeczy, robiony jest w „bambuko”. Całe szczęście dalej już jest dużo lepiej. W drugim odcinku na widelcu Cohena pojawiają się między innymi samozwańcza telewizyjna celebrytka, liberalny intelektualista, były sekretarz stanu Dick Cheney i mieszkańcy małego miasteczka, w którym komik planuje postawić meczet. Każdy z tych segmentów wypada świetnie. Wisienką na torcie jest z pewnością rozmowa z Cheneyem, niegdyś osobą numer dwa w amerykańskim państwie. Cohenowi udaje się bezbłędnie wpuścić emerytowanego polityka w maliny, a podpis na narzędziu tortur to już istny komediowy Mount Everest. Oglądając wywiad Errana z Cheneyem, można odnieść wrażenie, że były wiceprezydent, jeśli chodzi o dyspozycję intelektualną, ma już swoje najlepsze lata za sobą. Artysta bezlitośnie to wykorzystuje, pozwalając sobie naprawdę na wiele. Nie dość, że używa jego imienia do sprośnych żartów, to jeszcze wmanewrowuje polityka w kompromitujące wyznania.
fot. Showtime
Podobnie wypada gwiazdka reality show, choć to oczywiście rozmówca mniejszej wagi niż Dick Cheney. Dziewczynka, bez mrugnięcia okiem, pozuje do fotorelacji mającej imitować misję ratunkową w Afryce podczas epidemii wirusa Eboli, a następnie sadzi dyrdymały, od których chce się płakać. Sacha Baron Cohen po raz kolejny udowadnia, że jest mistrzem w pokazywaniu głupoty ludzkiej, niezależnie od światopoglądu. Jedną z jego najlepszych kreacji jest lewicujący aktywista i zwolennik Hillary Clinton, który po przegranej w wyborach swojej mentorki, rusza w podróż po Ameryce, aby zgłębić genezę jej porażki. Tym razem trafia do małej mieściny, gdzie proponuje Bogu ducha winnym mieszkańcom zbudowanie w okolicy największego meczetu na świecie. Absurd goni absurd. Z jednej strony śmiejemy się z zaściankowości uczestników spotkania, z drugiej z lewicującego aktywisty, będącego parodią ultraliberalnego światopoglądu. Jak widać nie tylko republikanie padają ofiarami satyry twórcy Borata.
fot. Showtime
Trzeci odcinek to dalsze wygłupy w dobrym stylu. Who is America? jest najlepsze wtedy, gdy nawet przez moment nie pojawia się wątpliwość co do intencji rozmówców. Wbrew pozorom stworzenie programu cyklicznego w takiej konwencji jest niezwykle trudnym zadaniem. Sacha Baron Cohen to przecież jedna z najbardziej rozpoznawalnych gwiazd na świecie. Ze swoją twarzą, posturą i tembrem głosu, nie jest mu łatwo nabrać Amerykanów, miłujących się przecież w informacjach o celebrytach. Krążący od jakiegoś czasu w internecie film pokazujący, jak komik zostaje zdemaskowany, tylko potwierdza złożoność projektu. Tym bardziej należą się artyście brawa za segmenty takie jak ten z wykrywaczem pedofilów, spotkaniem czarnoskórego hip hopowca i białego konserwatysty czy raperską bitwą. W trzecim odcinku najlepiej wypada jednak polowanie na meksykańskich imigrantów. Skecz, w którym Cohen przebiera twardego komandosa za piętnastoletnią latynoskę, a następnie konfrontuje go z policją, to esencja stylu komika. Podobny segment mógłby spokojnie znaleźć się w jego wcześniejszych dziełach i również wywoływałby salwy śmiechu. Błagalny wzrok zacietrzewionego radykała, zmuszonego do tłumaczenia się stróżom prawa ze sztucznej waginy, to z pewnością efekt, który Cohen chciał uzyskać, kreując całą intrygę. W przypadku tego skeczu widać, jak wielkim przedsięwzięciem realizacyjnym jest Who is America?. Przygotowanie takiej akcji to wielkie koordynacyjne wyzwanie, mimo że pozornie obserwujemy trzech gości w meksykańskich przebraniach. O ile po premierowej odsłonie mieliśmy prawo kwestionować jakość nowego dzieła twórcy Borat: Cultural Learnings of America for Make Benefit Glorious Nation of Kazakhstan, to teraz nie ma wątpliwości, że Who is America? to kolejny strzał w dziesiątkę i próbka wielkiego talentu komika. Po omawianych odcinkach możemy być pewni, że nie ma mowy o żadnej zadyszce twórczej komika, a raczej o kolejnej radośnie anarchizującej wizji artystycznej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj